W listopadzie minionego roku Lubambo Musonda wyprowadził reprezentację Zambii z opaską kapitańską na mecz z Botswaną. I na pewno było to duże wydarzenie dla piłkarza Śląska. Doceniamy, gdy ekstraklasowicze odgrywają jakieś role w swoich reprezentacjach. Ale cóż, nie da się ukryć: wiedząc, że Musonda potrafi być w Zambii kapitanem, martwimy się o zambijski futbol. Piłkarz Śląska to wręcz modelowy człowiek od robienia wiatru, z którego nie wynika wiele.
Kogoś, kto gra tak wiele, by wynikało z tego tak niewiele, ze świecą szukać.
MUSONDA – MISTRZ NIEROBIENIA LICZB
- 120 minut w Pucharze Polski z ŁKS-em
- 15 meczów w Ekstraklasie przełożone na 1076 minut
- 13 meczów w pierwszym składzie
- nawet jak wchodził z ławki, to nie na jakieś ostatki; z Pogonią pierwszy wchodzący, w przerwie
- dwa razy – z beniaminkami, Wartą i Podbeskidziem – na prawej obronie, poza tym skrzydło
- 0 bramek
- 0 asyst, 0 kluczowych podań
- 1 wywalczony rzut karny, z Lechem Poznań.
Ofensywny zawodnik, który grałby tak wiele minut i nie miał jakichkolwiek liczb? To naprawdę wyzwanie znaleźć chociaż kogoś porównywalnego. Przecież liczby w tej lidze zrobili już tacy gracze jak Susnjara czy Rogoziński, a Musonda – ciągle nic. Grać tak wiele na skrzydle i nie mieć nawet kluczowego podania… może Hostikka w Pogoni. Może Kris Twardek. Z tym, że Twardek zagrał tylko 444 minuty w tym sezonie, a Hostikka – licząc z Pucharem Polski – 398.
Dlatego najbliższy Musondzie jest Tomasz Makowski. Makowski, czyli symbol w tej lidze gracza, który gra wiele, a nie ma jakichkolwiek przekonujących atutów ofensywnych. Makowski, który był jednym z większych problemów Lechii, co potwierdziło się, gdy został schowany do kieszeni przez Biegańskiego. A jednak tenże Makowski grał od Musondy mniej, bo 817 minut. No i w Pucharze Polski zanotował asystę. Jak skrzydłowy wypada gorzej od Makowskiego to już naprawdę brakuje słów.
To może tak mu marnują, Zambijczyk dwoi się i troi, a ci wstrętni koledzy z zespołu psują mu robotę?
No niekoniecznie. Według EkstraStats Musonda stworzył dwie okazje, a sam miał jedną. Identyczny bilans ma… Merebaszwili, który jest już na wylocie z ligi. Lepszy jest już Jankowski, który dopiero od niedawna jest w Stali, a i on już zaliczył ważną asystę do Flisa.
MUSONDA – JAK BYŁO W POPRZEDNICH SEZONACH?
To może Musondzie teraz nie żre, ale historia pokazuje, że jednak – cytując klasyka – raz się przełamie i już potem pójdzie? No, sprawdźmy. Sezon 19/20, Musonda zaliczył 2 asysty w 1933 minuty. Pamiętamy dobrze – grał na skrzydle jesienią, a potem, wiosną, wylądował z przymusu na prawej obronie. Prezentował się tam, cóż, niebanalnie. Bardzo chciał, bywało, że szarpnął do przodu, ale zdarzało mu się obciąż dość mocno w tyłach. Niemniej należy mu przede wszystkim doliczyć całą rundę jesienną minionego sezonu na skrzydle z tylko jedną asystą.
W swojej pierwszej rundzie w Śląsku, wiosną sezonu 18/19 roku, też zaliczył jedną asystę. Tę rundę, oczywiście, grał na skrzydle. Zaliczył wtedy 763 minuty. To może jest postęp w kluczowych podaniach? Również nie – cały sezon 19/20 to jedno kluczowe, w 18/19 żadnego.
***
Nie twierdzimy, że Musonda jest piłkarzem beznadziejnym, piłkarzem, którego należałoby momentalnie pogonić z ligi. To znaczy: na pewno byśmy nie płakali, ale OK, potrafimy sobie wyobrazić, że wchodzi z ławki i coś tą swoją nieprzewidywalnością daje radę zrobić. Taki kwadrans, żeby dać impuls, żeby zabiegać rywala. Bywały mecze, kiedy nie robił liczb, ale jakoś pomagał zespołowi. Natomiast jednak to, że Musonda, mimo tak konsekwentnie jałowej gry w ofensywie, dostaje aż tyle minut, też pokazuje problemy Śląska Wrocław.
fot. FotoPyk