Poniedziałkowe zebranie zarządu Jagiellonii, na którym miały zapaść poważne decyzje, protesty kibiców, którzy dla Bogdana Zająca przygotowali taczkę, otwarte głosy krytyczne płynące z białostockiego ratusza. Nie trzeba było być orłem z matematyki, by w tej sytuacji dodać dwa do dwóch. Bogdan Zając pożegnał się z posadą szkoleniowca Jagiellonii i jak zawsze jesteśmy przeciwnikami raptownych ruchów, tak tutaj wydają się one w pełni uzasadnione. Tymczasowo trenerem Jagi został Rafał Grzyb.
Bogdan Zając dokonał niełatwej sztuki, bo traci pracę w trakcie sezonu przejściowego. To swoją drogą jest najciekawszy aspekt całej sprawy, najbardziej bolesne podsumowanie jego pracy. Jagiellonia tak naprawdę nie miała w tym sezonie żadnych oczekiwań. A i tak jest na tyle rozczarowana, że musi wyrzucić trenera. To właściwie komentuje się samo.
Jest to smutne, jest to przykre, ale przede wszystkim: jest to prawdziwe.
Przed Zającem nie postawiono żadnego wyraźnego celu, do którego mieliby dążyć w tych rozgrywkach białostoccy piłkarze. Wręcz przeciwnie – dość spokojnie przyjęto i błyskawiczne odpadnięcie z Pucharu Polski (1:3 z Górnikiem w połowie sierpnia), i kiepską jesień, gdy Jaga na przestrzeni dwóch miesięcy przegrała 5 z 7 rozegranych spotkań. Kredyt zaufania był duży, bo też i Jagiellonia nie szalała na rynku transferowym. Wydawało się, że Cezary Kulesza świadomie daje sobie parę miesięcy na przeczekanie – zarówno z uwagi na wyjątkowo niepewną sytuację finansowo-organizacyjną klubów, spowodowaną pandemią, jak i na jego własne ambicje, sięgające fotela prezesa PZPN-u.
Wiele można o Kuleszy napisać, ale nie da się mu zarzucić braku piłkarskiej intuicji. I właśnie ta intuicja podpowiadała mu, że inwestycje lepiej odłożyć na spokojniejsze czasy. Zamiast hitowych transakcji, mieliśmy wyciągnięcie Steinborsa ze spadającej Arki Gdynia czy Sobczaka z dołującego w I lidze Stomilu Olsztyn, do tego okazjonalny Augustyn czy próby nieoczywistych strzałów jak Lopez czy Twardek. Na tle poprzednich okienek? Bryndza totalna. Dopiero Cernych trochę przełamał trend, ale przy okienkach Lecha czy Legii nie było nawet sensu wyprowadzać porównań.
ZAJĄC – OPCJA OSZCZĘDNOŚCIOWA?
Tą ekipą dyrygować miał też trener o nieco innym profilu niż dotychczasowi. Mianowicie debiutant, bez zaliczonego sprawdzianu choćby i w I lidze. Bogdan Zając wprawdzie mógł się pochwalić oglądaniem z bliska pracy samego Adama Nawałki, ale kurczę, Nawałka to też nie jest Marcelo Bielsa, by jego trenerscy wychowankowie z miejsca zyskiwali estymę, szacunek i reputację.
Sami zastanawialiśmy się przy zatrudnieniu – to opcja rozwojowa, czy jednak opcja oszczędnościowa? Kulesza liczy, że wychowa sobie klasowego trenera, czy może raczej liczy, o ile droższe byłoby sprawdzone i zweryfikowane nazwisko?
Niech kibice Jagiellonii nam wybaczą, ale wszystko składało się w logiczną całość – Jaga gra na przeczekanie. Na przetrwanie kryzysu, w miarę bezpieczne przejście przez sezon, w którym spada tylko jedna drużyna, na mocniejsze uderzenie w okresie post-covidowym. I niestety, to szybko zaczęło być widoczne na boisku. Jagiellonia szybko gasiła potencjał – co błysnął Olszewski, to zaraz wciągała go bylejakość całej drużyny, dusił się Imaz, regres zaliczyli Pospisil z Romańczukiem. Transfery właściwie w komplecie rozczarowały, Twardek stał się memem, Lopez okazał jedynym Hiszpanem na całym Półwyspie Iberyjskim, który nie potrafi podać prosto piłki. Kurczę, nawet człowieka o takim kozackim wejściu w ligę jak Xavier Dziekoński szybko wciągnęła białostocka apatia.
Właściwie nie mamy kogo za ten okres wyróżnić. A skoro z całej szerokiej kadry złożonej z ponad dwudziestu pięciu piłkarzy nie ma ani jednego, którego można chwalić za szerszy okres… To kto jest winny?
CO SIĘ ZMIENIŁO?
Miało być byle jak i było byle jak, więc o co właściwie chodzi? – mógłby właściwie zapytać Bogdan Zając. Mógłby, gdyby nie dwa szczegóły, które drastycznie zmieniają ocenę jego działań.
Po pierwsze – im dłużej Zając pracował, tym całość wyglądała gorzej. Początkowo można było jeszcze szukać jakichś wymówek, a to koronawirus, a to wąska kadra, przez co parę stoperów stworzyli Borysiuk z Bodvarssonem. Ale ostatnie mecze to przecież już totalna makabra i mordowanie futbolu. Jaga wygrała raz – jeszcze w styczniu, z Lechią Gdańsk, i to też pewnie głównie dlatego, że po głupim zachowaniu Kałuzińskiego gdańszczanie od 36. minuty grali w osłabieniu. Później białostoccy piłkarze 4 mecze przegrali i 2 zremisowali. Z całej tej siódemki jako w miarę udany można zaliczyć mecz z Legią. Poza tym? Totalny marazm. Nudna gra w przodzie, chybotliwa z tyłu, indywidualne błędy, brak płynności.
Antyfutbol, co my się tu będziemy rozdrabniać. Najgorzej wyglądało to chyba z Zagłębiem Lubin, ale pozwolenie na oddanie 20 strzałów PODBESKIDZIU to też nie jest powód do dumy.
Po drugie – i pewnie ważniejsze – Zająć niczego nie budował. Nawet w normalnych sezonach czasem trener na wylocie wpuści jeszcze jakiegoś 16-latka, żeby pokazać władzom klubu, że dba o przyszłość (pozdrowienia dla trenera Dariusza Żurawia). Natomiast w sezonie przejściowym to nie jest kwestia budowania sobie dupochronu. To jest kwestia fundamentalna. Po to właśnie cały klub wstrzymuje oddech, by potem zdmuchnąć konkurencję. Po to Kulesza oszczędza na wzmocnieniach, by potem doinwestować skład, którego zręby są już zbudowane i dobrze dograne.
Wyobrażamy to sobie pewnie podobnie jak władze Jagiellonii. Rozwijasz i wprowadzasz Olszewskiego, Dziekońskiego, oni grają coraz lepiej, znajdujesz optymalne pozycje i strategie meczowe dla Imaza, Pospisila i Cernycha, z których każdy ma potencjał, by być gwiazdą ligi. Może dokładasz coś ekstra, nie wiemy, może z drugiego szeregu wyciągasz jakiegoś asa, tak jak Brosz zrobił porządnego piłkarza z Krawczyka?
Zając… Hm.
No Zając nic nie zrobił. Ani nie rozwinął piłkarzy, ani nie zgrał poszczególnych zawodników, ani nie wylansował nowych mocnych ogniw, ani jakiejś bajecznej taktyki, ani wielkiej finezji. Co gorsza – zaczął też coraz mocniej odjeżdżać ze swoimi wypowiedziami. Nie broniło go nic, poza tym, że… trwa sezon przejściowy.
GRANICE CIERPLIWOŚCI
Być może się mylimy, ale naszym zdaniem Zając wybitnie skorzystał na braku cierpliwości u zespołów grających “o coś”. Trenerów powymieniała czołówka w I lidze, trenerów powymieniały drużyny z dołu Ekstraklasy. Na rynku zrobiło się trochę luźniej, a przez to – trochę trudniej. Jagiellonii tak naprawdę zostaje jakiś krajowy trener premium, albo szkoleniowiec z zagranicy. Czyli w praktyce – nieco grubsza inwestycja lub nieco grubsza inwestycja.
A miał być przejściowy sezon oszczędnościowy…
Czy sam Bogdan Zając zostanie na karuzeli? Naszym zdaniem nie. Może zdecyduje się ktoś w pierwszej lidze. Ale rządy Zająca w Jagiellonii to porażka.
Fot.FotoPyK