Za Zagłębiem Lubin dwa bardzo dobre mecze. Miedziowi poturbowali Cracovię i Jagiellonię Białystok. Strzelili siedem goli, a spokojnie mogli dobić nawet do dwucyfrówki. Efektownie obudził się Filip Starzyński, po skrzydełku widowiskowo hasał Patryk Szysz, paru innych graczy też wypadało tylko chwalić. Jednak Zagłębie ma to do siebie, że nie należy przyzwyczajać się do takiej formy tej drużyny, rychły dołek jest pewny jak transfery Słowaków do Ekstraklasy. Mecz z Górnikiem Zabrze tylko to potwierdził.
Różnica jest jedynie taka, że Miedziowi tego typu mecz zazwyczaj przegraliby po męczeniu buły i jakichś kilku sytuacjach, przy których komentator musi zmuszać się do tego, żeby podnieść głos. Dziś ekipa Martina Seveli trochę w piłkę pograła, długimi fragmentami była nawet zdecydowanie lepsza od Górnika. No ale wpaść nic nie chciało, a rywalom wręcz przeciwnie.
Zacznijmy może od bohaterów ostatnich kolejek. Szysz był bardzo aktywny, potrafił stworzyć kolegom komfortową pozycję strzelecką, a nawet samemu groźnie uderzyć z okolic szesnastki. W czym więc problem? Ano w tym, że gdy skrzydłowy sam stawał przed świetną okazją, to pokazywał wyszkolenie techniczne na poziomie piłkarzy okręgówki, maksymalnie czwartej ligi. Gdybyście powiedzieli nam, że dwie kolejki temu ten gość zaprezentował perfekcyjną przewrotkę, za Chiny byśmy wam nie uwierzyli.
Mógł otworzyć wynik po świetnym podaniu Drazicia, ale tak nieudolnie prowadził piłkę, że z setki nici.
Mógł wyrównać, ale w prostej sytuacji źle ułożył głowę i przestrzelił.
Mógł dać Zagłębie nadzieję w postaci gola kontaktowego, ale najpierw skiksował w polu karnym, a później tak przyjął, że maksymalnie utrudnił sobie prostą sytuację.
Przy Starzyńskim lista zarzutów jest zdecydowanie krótsza. “Figo” zagrał nawet dobre zawody. Sęk w tym, że nie siedziała mu dzisiaj piłka na nodze, gdy próbował uderzeń. Gdy na początku drugiej połowy już wydawało się, że przymierzył idealnie, piłka odbiła się od słupka i nie wpadła za linię bramkową.
Wspomnianemu duetowi zabrakło też wsparcia ze strony kolegów. Bardzo aktywny w ofensywie był Chodyna, ale raz, że nic z tego nie wynikało, a dwa, że dawał ogrywać się w tyłach. Strzelać próbował Żubrowski, ale brakowało precyzji. Drazić potrafił być efektowny, nawet trzasnął ruletę w polu karnym, ale to sztuka dla sztuki, bo choćby po podaniu Podlińskiego (dziś zdecydowanie słabszego) w zasadzie oddał futbolówkę Chudemu. Mraz wszedł na końcówkę, ale dwie okazje zdążył zmarnować. A, no i został nam jeszcze Miroslav Stoch. Chyba najwyższa pora zacząć wymagać od gościa z takim CV. I nawet można powiedzieć, że dziś zrobił coś, co warto odnotować – niestety był to udział przy golu Górnika. Wykazał się zarówno wielką determinacją przy próbie utrzymania piłki w boisku, zanim opuści linię boczną, jak i głupotą, bo uratowaną futbolówkę przejął Masouras. Po czym wpadł z nią w pole karne, wyłożył Mannehowi i było 2-0 dla Górnika. No, można i tak.
Oczywiście nie zamierzamy Górnikowi zabierać tego, że zagrał niezły mecz. Może i nie zanosiło się na wyjście ekipy Brosza na prowadzenie, ale zabrzanie zagrali fajną akcję i wsadzili bramkę. Mieliśmy w niej:
- udany przerzut Wiśniewskiego,
- dobre przyjęcie, szarżę i podanie Rostkowskiego, który zastępował Janżę,
- spokojne wykończenie Krawczyka.
Wszystko bardzo fajnie zagrało. Potem Boakye mógł szybko dorzucić drugą bramkę, ale były reprezentant Ghany, mimo częstych prób, wciąż nie może się wstrzelić. Tak jak w przypadku Stocha powoli chcielibyśmy ten transfer oceniać po grze, ale tutaj też nie widzimy poziomu, na który wskazywałoby jego CV. Aktywność i nie najgorsze piłki posyłane na wolne pole to trochę za mało.
Ale Górnik uspokoił sytuację wspomnianą bramką Manneha. Mógł wygrać też wyżej, ale całkiem niezły dzień, mimo puszczenia dwóch bramek, miał dziś Dominik Hładun. Albo gorszy mieli atakujący, ale gdy wsadzasz dwa gole i nie tracisz żadnego, nie roztrząsasz tego tak jak drużyna, która jest w odwrotnej sytuacji.
Nie powiemy, że Górnik tym meczem wysłał sygnał, że ciągle myśli o pucharach, bo jeśli chodzi o regularność, zabrzanie poza początkiem sezonu cierpią na podobną przypadłość do Zagłębia. Ale ligę mamy taką, że to ciągle może się wydarzyć.
Fot. FotoPyK