Bruk-Bet Termalica Nieciecza, którego Piotr Wlazło jest kapitanem, przystępuje do wiosny w I lidze jako murowany kandydat do awansu. Jeżeli masz 10 punktów przewagi nad resztą stawki, nie może być inaczej, każde miejsce poniżej drugiego będzie porażką. Z 31-letnim pomocnikiem – a w zasadzie od niedawna środkowym obrońcą – rozmawiamy o przemianie zespołu “Słoników” po rozczarowaniu w zeszłym sezonie, jego nowej pozycji na boisku, niesłusznym postrzeganiu stylu gry Termaliki, niespełnieniu w Ekstraklasie i meczu, z którym już chyba zawsze będzie kojarzony. Zapraszamy.
Większość pierwszoligowców asekuruje się w temacie awansu, wy nie możecie.
Nie patrzymy w tych kategoriach. Mamy dość dużą przewagę, nie da się ukryć, aczkolwiek głowami jeszcze nie jesteśmy w Ekstraklasie. Nadal dużo pracy przed nami. Awans jest naszym celem, ale to na pewno nie będzie spacerek.
Ponieważ?
Ponieważ liga jest dość mocna. Dużo zespołów chce nas dogonić i awansować. Widzimy, jaki jest ścisk za nami, ŁKS już w pierwszym meczu potknął się z GKS-em Tychy.
Ostatnio prezes tyszan Leszek Bartnicki przyznał, że tak silnej I ligi nie pamięta, a od wielu lat uważnie ją śledzi.
Też mam porównanie, bo kilka sezonów temu grałem na tym szczeblu z Wisłą Płock i mówiąc szczerze, wszystko w I lidze poszło do przodu. Mam na myśli i poziom sportowy, i pieniądze, i całą otoczkę wokół rozgrywek. Parę lat temu na zgrupowanie do ciepłych krajów mogły pojechać 2-3 zespoły. Dziś, pomijając oczywiście obecną sytuację z koronawirusem, praktycznie mogłaby sobie na to pozwolić cała liga. Sportowo też wygląda to lepiej, jest naprawdę fajnie.
KURS 2.10 W TOTALBET NA WYJAZDOWĄ WYGRANĄ TERMALIKI Z ZAGŁĘBIEM SOSNOWIEC
Zdaje się, że sprzyja wam terminarz. Pierwsze cztery mecze rozgrywacie z rywalami z dolnej części tabeli, więc możecie sobie jeszcze bardziej utorować drogę do awansu przed finiszem.
Spokojnie. Trener Mariusz Lewandowski ciągle nas uczula, żebyśmy nie patrzyli za bardzo do przodu i myślami nie wybiegali na zapas do tego, co może być za cztery czy pięć kolejek. Poprzedni sezon, jeszcze z Piotrem Mandryszem, też zaczęliśmy bardzo dobrze, bo od trzech zwycięstw. Później wszystko trochę się pokićkało i gdzieś to w pamięci pozostało, dlatego teraz nie podniecaliśmy się zbytnio udanym początkiem. Liczy się tylko tu i teraz, a teraz gramy z Zagłębiem Sosnowiec, które ma swoje cele i niczego nam nie podaruje. Początek rundy to zawsze pewna niewiadoma. Musimy wyjść na boisko skoncentrowani jak na jakiś finał i tak tydzień w tydzień.
Świetna postawa jesienią była po części pokłosiem złości po przegranym barażu z Wartą Poznań?
Na pewno miało to jakieś znaczenie. Najważniejsza była jednak zmiana całego stylu gry zespołu przez trenera Lewandowskiego. Szybko połapaliśmy się w nowej taktyce, każdy wie, co ma robić. Świetnie to wygląda na boisku, przeciwnikom ciężko się połapać w nowej taktyce. Rękę trenera bardzo wyraźnie widać w naszej grze.
Na czym polegają te zmiany?
Nie chciałbym się zagłębiać w szczegóły, żeby nie ułatwiać innym zadania, ale w skrócie można powiedzieć, że chodzi o granie piłką i kontrolę gry od pierwszego gwizdka.
Jesienią Termalica miała opinię drużyny grającej dość wyrachowany, pragmatyczny futbol. Zasłużenie?
Nie do końca bym się zgodził, bo nam nie chodzi o to, żeby głównie się bronić i oddawać pole gry rywalowi, licząc na jakąś kontrę. W większości meczów bazujemy na wysokim, agresywnym pressingu, a z piłką przy nodze jesteśmy mocni. Oczywiście jednocześnie chcemy zagrać na zero z tyłu i bardzo często to się udaje. Jakoś tak się u nas utarło, że jak ktoś traci mało goli i jednocześnie nie wygrywa po 5:0, to z założenia musi grać defensywnie. A my przecież mamy mocno ofensywne nastawienie i liczby też to pokazują. Tylko dwie drużyny w I lidze zdobyły więcej bramek od nas.
Zimą zbyt wielu nowych kolegów do przybijania piątki w szatni pan nie zastał. Okno transferowe w Termalice było raczej spokojne.
Trener od początku mówił, że potrzebujemy 2-3 transferów do wzmocnienia rywalizacji i tak też to wyglądało. Skoro w pierwszej rundzie tak dobrze nam szło, nie było sensu wprowadzać większych zmian kadrowych. Ci, którzy przyszli, dobrze się zapowiadają i wierzę, że już teraz nam pomogą.
Wracając do poprzedniego sezonu – wyciągnęliście jakieś generalne wnioski po tamtym niepowodzeniu?
Tak, co widać właśnie po zmianie naszego stylu gry, który jest tak skuteczny. Na samym początku była duża złość, czuliśmy, że mogliśmy zrobić więcej. Najważniejsze, że szybko się pozbieraliśmy i jesteśmy na dobrej drodze, żeby tym razem zrealizować założony cel.
Do tego sezonu przystępowaliście z nastawieniem, że teraz już Ekstraklasa nie ma prawa wymknąć wam się z rąk?
Na pewno takie były założenia jeśli chodzi o szefostwo klubu i sztab szkoleniowy. Każdy wiedział, o co gramy i co chcemy osiągnąć na koniec sezonu. Poprzednim razem nam się nie udało, choć wiele nie brakowało, więc teraz podejście na starcie faktycznie było dość mocne i zdecydowane. Bardzo chcemy awansować, bo wiemy, na co ten zespół stać, jakich mamy ludzi, jak dobrze klub funkcjonuje na każdym szczeblu. Termalica pod każdym względem dobrze wygląda. Nic, tylko wejść do Ekstraklasy.
TERMALICA TYM RAZEM NIE ZACHOWA CZYSTEGO KONTA? KURS 2.42 W TOTALBET
Kończył pan rundę jesienną jako stoper. To był zaskakujący ruch trenera?
Nie do końca. Rok temu zimą podczas obozu w Turcji Mariusz Lewandowski sprawdzał mnie w kilku wariantach, w tym jako środkowego obrońcę. Powiedział mi wtedy, że będę alternatywą na tę pozycję, gdyby coś się działo w drużynie. Nie wiem, czy teraz pana zaskoczę, ale prawdopodobnie w tej roli pozostanę już do końca sezonu.
Cieszy pana ta perspektywa czy niekoniecznie?
Cieszę się z każdej minuty spędzonej na boisku. Mogę obstawić każdą pozycję w środku pola i środek obrony też. Nawet na bramce mógłbym stać, byle tylko grać.
Ciągle się pan uczy pozycji stopera?
Tak, to nadal dla mnie coś nowego i szczerze mówiąc, trochę się tej pozycji obawiam. Aczkolwiek swoje lata już mam, jestem doświadczonym zawodnikiem i wierzę, że podołam wyzwaniu.
Samemu by pan wpadł, że mógłby być środkowym obrońcą?
Wpadłbym. Nieraz coś mi z tyłu głowy świtało, że mógłbym grać na tej pozycji i sądzę, że coraz lepiej mi idzie. Co nie zmienia faktu, że gdybym dostał możliwość wyboru, to wolałbym zostać w środku pola. Tam grałem całe życie i tam czuję się jak ryba w wodzie. Ale cóż, taka jest wizja trenera, więc wchodzę w to.
Trener daje do zrozumienia, że nadal mówimy o opcji tymczasowej, do końca sezonu?
Powiedział, że w przyszłości to już może być moja docelowa pozycja. Nie ukrywam, że w tych jesiennych meczach jako stoper dobrze się czułem i dawałem radę, więc kto wie. Wyjdzie w praniu, niczego nie przesądzam. Ta runda określi, czy to na pewno mój kierunek i czy warto iść w tę stronę na sto procent. Jeżeli coś będzie nie tak, możliwe, że wrócę do drugiej linii.
Przed Termaliką grał pan kiedyś jako stoper? Ma pan przypisany w tym kontekście jeden mecz w Wiśle Płock.
A tak, pamiętam. To był mecz ze Śląskiem Wrocław w sezonie 2016/17. Nagromadziło się sporo kontuzji i kartek, dlatego Marcin Kaczmarek wystawił mnie w obronie.
Przegraliście 0:3, więc mógł pan zwątpić, czy to właściwa pozycja.
(śmiech). Chodziło o ostatnie spotkanie w sezonie, mieliśmy pewne utrzymanie i głowami chyba byliśmy już na urlopach.
Tkwi w panu przeświadczenie, że ma jeszcze sporo do udowodnienia w Ekstraklasie?
Przyznam szczerze, że schodząc z Ekstraklasy i zamieniając Jagiellonię na Termalikę, biłem się z myślami. Trudno było mi się pogodzić z tym, że tak szybko wracam poziom niżej. Jestem ambitnym zawodnikiem, mocno wierzę w swoje umiejętności i tak – myślę, że mam jeszcze dużo do udowodnienia na najwyższym szczeblu. Liczę, że udowodnię to z Termaliką.
Musi się pan postarać, żeby już do końca życia nie być kojarzonym z hat-tricka z Ruchem Chorzów.
No tak, jeśli rozmawiam z jakimś dziennikarzem i nieco szerzej skaczemy po tematach, prędzej czy później pojawi się nawiązanie do tego meczu i bramki z połowy boiska.
Zaczyna to pana męczyć?
Mimo wszystko nadal odczuwam jakąś satysfakcję. Dobrze, że chociaż z tego jednego powodu dałem się pozytywnie zapamiętać.
Z perspektywy czasu żałuje pan przejścia do Jagiellonii?
Nie. Niczego w życiu nie żałuję. Poszedłem, spróbowałem i koniec końców nie wyglądało to tak, jak chciałem. Wolałbym jednak za dużo na ten temat nie rozmawiać. Było, minęło. Skupiam się na teraźniejszości. Dobre wspomnienia z Białegostoku też są. W pierwszym sezonie zdobyłem wicemistrzostwo Polski, rozegrałem większość meczów. Ostatnie pół roku mogłem spisać na straty, nie powinno to tak wyglądać, ale nie ma sensu tego rozgrzebywać.
Rozmawiał Przemysław Michalak
Fot. Newspix