Piotr Waśniewski, prezes Śląska Wrocław, w środowym “Przeglądzie Sportowym” przyznał, że Śląsk sonduje rynek potencjalnych zastępców Czecha. Wymienia poszczególne wady zespołu, krytykuje styl oraz wyniki. Oczywiście zaznacza, że Vitezslav Lavicka jest tak bliski zwolnienia, jak każdy inny trener w Ekstraklasie, co w sumie mówi nam niewiele. Natomiast warto się zastanowić – czy rozstanie z trenerem w sytuacji wrocławian miałoby dzisiaj sens? A może byłoby błędem, który z czasem wyjdzie Śląskowi bokiem?
Zaczęło się od tego, że Zbigniew Boniek napisał na Twitterze, że pewne kluby dobijają się do PZPN-u z pytaniami o trenerów reprezentacji. Kilku dziennikarzy ustaliło, że chodziło o Śląsk Wrocław, który kontaktował się z Maciejem Stolarczykiem na temat jego planów na przyszłość.
Wieści te potwierdził Waśniewski w wywiadzie dla “PS”. Zacytujmy:
Śląsk Wrocław kontaktował się z trenerem Maciejem Stolarczykiem?
Tak, ale nikt nie rozmawiał z trenerem Stolarczykiem, żeby go zatrudnić w Śląsku. Natomiast zapytaliśmy go, jak wygląda jego sytuacja jako trenera młodzieżowej kadry narodowej w PZPN i czy w przyszłości przewiduje w ogóle powrót do pracy w klubie. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Uważam, że praca skautingowa wykonywana w stosunku do zawodników dotyczy również trenerów. Chcemy mieć rozeznanie i zawsze być gotowi na różne scenariusze. Mogę też otwarcie powiedzieć, że to nie jest jedyny szkoleniowiec, którego status ostatnio sprawdzaliśmy.
Fakt, że kontaktujecie się z innymi szkoleniowcami, jest jednak wymowny.
Przyznaję, że gdyby sytuacja naszej drużyny była bardzo dobra, tego typu rozmów byśmy nie mieli. Nie możemy jednak przechodzić obojętnie obok tego, jak Śląsk prezentuje się w ostatnich meczach. I nie chodzi tu tylko o zdobycze punktowe, bo ktoś pomyśli: o co im w ogóle chodzi, przecież Śląsk jest na dobrym piątym miejscu. Trzeba jednak patrzeć również na tabelę pod względem różnic punktowych. Otóż mamy trzy punkty straty do miejsca medalowego, ale tylko 5–6 przewagi nad strefą, w której zaczyna się robić nerwowo, mimo że w tym sezonie spada tylko jeden zespół.
Czyli rozumiem, że temat zmiany trenera nie jest dla was w tej chwili tematem abstrakcyjnym?
Zmiana trenera jest możliwa tak samo jak w każdym innym klubie, to jest tak naturalna kwestia, że aż trudno ją szerzej uzasadniać. Śląsk nie jest obecnie drużyną, która ma świetne statystyki i na dodatek swoją grą urzeka kibiców. Dlatego jasne jest, że klub musi być przygotowany na każdy scenariusz, nawet ten najbardziej drastyczny.
W tym momencie ktoś może złapać się za głowę. No bo jak to – Śląsk jest na piątym miejscu w tabeli, wyprzedza Jagiellonię, Lechię, Zagłębie, Piasta czy Lecha. Przed chwilą Lavicka z tym zespołem wykręcał rekordy zwycięstw z rzędu, wyrównywał świetne wyniki z mistrzowskiego sezonu za Lenczyka. I teraz miałby zapłacić głową za to, że nie udało się ograć Stali Mielec czy Wisły Kraków?
Cóż, kontekst tematu rozstania z Lavicką jest szerszy. Ale o tym za moment. Najpierw odnieśmy się do tego fragmentu wywiadu z prezesem Śląska. Co on właściwie mówi? No mówi rzeczy rozsądne i prawdziwe.
Śląsk Wrocław – analiza przypadku
Że Śląsk gra słabo? Gra, powie to każdy, kto ogląda mecze wrocławian.
Że tabela jest ciasna i w dwa weekendy wrocławianie mogą wypaść nawet z górnej ósemki? Mogą, to prosta matematyka.
Że skauting trenerów to coś, co powinien robić każdy w miarę rozsądny klub, który woli patrzeć na dwa-trzy kroki przed siebie? Oczywiście, że tak. Wielokrotnie zarzucaliśmy klubom, prezesom, dyrektorom sportowym, że nie mają nawet krótkiej listy nazwisk na wypadek rozstania z obecnym szkoleniowcem. I gdy dochodzi już do zwolnienia, to w gabinetach nerwowo wertuje się Transfermarkt, by znaleźć trenera, który akurat nie ma roboty, a dwa lata wcześniej otarł się o puchary.
Zatem samo to, że Waśniewski lub Dariusz Sztylka zadzwonili do Stolarczyka, że popytali innych trenerów o ich perspektywy – to jest jak najbardziej normalne i słuszne. Oczywiście można się burzyć, że jak to, że mają trenera, a gadają z kimś innym za plecami. Ale tak funkcjonują poważne firmy. Czechowi może zrobić się przykro, ale jego odczucia mają marginalne znaczenia przy tym, by klub zachował ramy profesjonalnego funkcjowania.
Natomiast najistotniejsze pytanie brzmi – czy Śląsk podjąłby słuszny ruch, gdyby dziś, jutro czy za tydzień rozstał się z Lavicką? Przeanalizujmy.
Piąte miejsce, ale z lepszym składem
Oczywiście Śląsk jest na ten moment piąty w tabeli. Piąte miejsce zajął również w poprzednim sezonie, co można było uznać za sporą niespodziankę. Ale latem zespół został realnie wzmocniony. Pożegnano za dobre pieniądze Płachetę, za mniejszą kasę sprzedano Łabojkę, sprowadzono Makowskiego, Pawłowskiego, Piaseckiego, Zyllę, Szromnika, Janasika. Zimą doszedł jeszcze Bejger, wypożyczony został Wilusz. Nawet jeśli przykładowy Zylla nie rzucał na kolana w momencie podpisania kontraktu, to bilans zysków i start sprawiał, że Śląsk jawił się jako drużyna silniejsza niż rok temu.
Lavicka dostał narzędzia ku temu, by ten zespół rozwijać. I czy Śląsk się rozwija?
Nie, tego progresu nie zauważamy. Nawet jeśli wrocławianie na ten moment są na tym samym miejscu, co w zeszłym roku, to widać gołym okiem, że ta drużyna nie notuje progresu. Czasem wygra dzięki indywidualnościom, czasem przegra, czasem cuda w bramce Śląska będzie wyczyniać Putnocky lub Szromnik. I tak ta drużyna będzie bujała się od formy nieco lepszej do formy nieco gorszej.
Właściwie trafnie określił grę Śląska jeden z trenerów, z którym rozmawialiśmy jakoś niedługo po zeszłorocznym lockdownie. – Obejrzałem ich mecze, chciałem zwrócić uwagę na jakieś powtarzające się elementy gry, strategii, ale… trudno takie znaleźć. Oni po prostu nie mają jakiekolwiek stylu. Dryfują. Rozmawiałem nawet tak prywatnie z piłkarzami, których u nich znam i sami przyznali, że często im gorzej grają, tym lepsze notują wyniki. Mieli wrażenie, że ich zwyżka formy była wynikiem dobrej formy trzech-czterech piłkarzy, a nie jakiegoś przemyślanego planu taktycznego.
Symptomatyczna jest bowiem tabela “oczekiwanych punktów”. To połączenie współczynnika goli oczekiwanych dla/przeciwko danej drużynie oraz prawdopodobieństwa wygrania meczu. Gdyby ustalać tabelę na podstawie stworzonych sytuacji (zarówno przez wrocławian, jak i przez rywali w meczach ze Śląskiem), to ekipa Lavicki byłaby na… czwartym miejscu od końca. Tak wykazuje ekipa EkstraStats.
Jeszcze więcej o Śląsku mówi nam wykres średniej formy z trzech ostatnich meczów. Zieloną linią oznaczyliśmy sytuacje strzeleckie wykreowane przez Śląska, linią czerwoną – sytuacje rywali.
Czas rozejrzeć się za potencjalnymi opcjami
Już pal licho fakt, że w wielu meczach tyłek Śląskowi ratowali bramkarze, dzięki czemu liczba strzałów przeciwników nie przekładała się na rzeczywiście stracone bramki. Ale chodzi tu głównie o kreowanie szans strzeleckich. Przez połowę dotychczasowego sezonu wrocławianie mają współczynnik goli oczekiwanych niższy niż 1,00. Czyli – gdyby nie wahania skuteczności lub forma bramkarzy przeciwników – powinni statystycznie zdobywać maksymalnie jednego gola na mecz. MAKSYMALNIE.
Fakty są takie, że przez prawie cały sezon Śląsk co mecz kreował sobie mniej sytuacji strzeleckich od rywali. W dwunastu na siedemnaście meczów expected goals przeciwnika było wyższe niż gole oczekiwane Śląska. Dramat.
Zatem ocena trenera nie może wynikać tylko z numeru w tabeli, który jest przy nazwie klubu w tabeli. Warto spojrzeć na szerszy kontekst. A drużyna w tym sezonie pod wodzą Lavicki nie robi postępu. Czy to powód, by Czecha zwalniać? Na pewno to powód, by rozglądać się za opcjami zastępczymi.
fot. FotoPyk