To było męczące spotkanie dla widzów, a przede wszystkim dla piłkarzy AS Romy. Juventus pokonał rzymską drużynę 2:0, prezentując futbol do bólu wyrachowany. W pierwszej połowie graczom “Starej Damy” wystarczył do objęcia prowadzenia błysk sprytu Cristiano Ronaldo. W drugiej turyńczycy nie potrzebowali oddać nawet strzału na bramkę, by prowadzenie podwyższyć. Roma dwoiła się troiła, chcąc odwrócić losy spotkania, ale niczego nie potrafiła zdziałać. Brakowało jej argumentów.
Spryt Juventusu
Wspomniany CR7 – czy może raczej CR36, bo wczoraj Portugalczyk obchodził urodziny – otworzył wynik spotkania już w trzynastej minucie gry. Oddał sprytny, sytuacyjny strzał z szesnastu metrów po dograniu od swojego ulubionego asystenta w tym sezonie, czyli rzecz jasna Alvaro Moraty. I trzeba przyznać, że dla widowiska źle się stało, że to akurat turyńczycy wyszli na prowadzenie. Podopieczni Andrei Pirlo od początku meczu byli bowiem nastawieni na grę z kontry i przeszkadzanie rywalom, a trafienie na 1:0 tylko utwierdziło ich w przekonaniu, że dobrana taktyka jest właściwa.
W efekcie pierwsza połowa nie zachwyciła – Roma niby cisnęła, ale nie była w stanie wykreować poważnego zagrożenia pod bramką Wojciecha Szczęsnego. Właściwie to jakiegokolwiek zagrożenia Juventus natomiast ani myślał się odsłonić i odważniej zaatakować. Gospodarze chętnie oddawali rzymianom piłkę, nie bali się wręcz wykopywać jej na uwolnienie albo po prostu w aut. Koncentrowali się na defensywie.
Z przodu? Liczyli na indywidualności. No i Cristiano błysnął, gdy zaszła potrzeba.
Roma bez konkretów
Po przerwie obraz gry ani trochę się nie zmienił. Przyjezdni starali się przełamać zmasowaną defensywę Juve, ale ich gra wyglądała dobrze do momentu, gdy trzeba było posłać otwierające podanie albo dobrą centrę w pole karne. Wtedy kontrolę nad sytuacją przejmowali już defensorzy “Starej Damy” i cała zabawa zaczynała się od nowa.
Co gorsza, na dwadzieścia minut przed końcem gry Juve wyszło na dwubramkowe prowadzenie. Wprowadzony na murawę chwilę wcześniej Dejan Kulusevski przeprowadził świetną akcję w polu karnym Romy, kończąc ją wstrzeleniem piłki w pole bramkowe. Na futbolówkę już czyhał tam Cristiano Ronaldo. I pewnie portugalski napastnik wbiłby ją do siatki, gdyby nie ubiegł go Ibanez. Defensor Romy usiłował uratować sytuacje, ale udało mu się osiągnąć tylko tyle, że nie dał Ronaldo szansy na siedemnaste trafienie w Serie A. Zapisał na swoim koncie swojaka. Juventus po przerwie strzelił zatem drugiego gola, choć nie oddał de facto ani jednego strzału na bramkę.
Rzymianie zaś uderzali w kierunku bramki Wojciecha Szczęsnego dziesięciokrotnie w samej tylko drugiej połowie. I zupełnie nic z tego nie wyszło. Piłkarze “Starej Damy” wznieśli się bowiem w dzisiejszym meczu na wyżyny defensywnej organizacji. No i wyżyny cwaniactwa. Zapachniało starym, dobrym, nudnym i morderczo skutecznym Juventusem z czasów Massimiliano Allegrego.
Nie było to zbyt piękne. Ale jeśli Juve chce kolejnego scudetto, być może musi takie oblicze pokazywać częściej.
JUVENTUS FC 2:0 AS ROMA
(C. Ronaldo 13′, Ibanez 69′ sam.)
fot. NewsPix.pl