Wróciła Ekstraklasa i trzeba sobie jasno powiedzieć – bolało, ale tylko miejscami. Były w tej kolejce powody do tego, by się pośmiać, były powody, by się wkurwiać, ale też mieliśmy na czym oko zawiesić. Dlatego też jedenastki kozaków i badziewiaków wybierało się mniej więcej z łatwością Wisły Kraków odbierającej piłkę Piastowi Gliwice w pierwszych 30 minutach niedzielnego spotkania.
Zacznijmy jednak od gorszej twarzy powrotu ligowych rozgrywek. Na pęto pasztetowej (i wyłącznie na to) zapracowała w tej kolejce ekipa Zagłębia Lubin. I jasne, beznadziejny był Śląsk Wrocław w Mielcu, Legia w Bielsku pokazała niewiele więcej, ale to jednak do Miedziowych trafia tytuł najgorszej ekipy w tej serii gier. Położyli trzy punkty na srebrnej tacy i podali je Wiśle Płock. Do końcówki i wiadomych wydarzeń w zasadzie był to wzorcowy pokaz gościnności. Naprawdę dużo musieliby zrobić Nafciarze, żeby nie wracać do domu w świetnych nastrojach.
Ma to swoje odzwierciedlenie w jedenastce badziewiaków. Zmieściliśmy w niej aż czterech graczy Zagłębia.
Po pierwsze: Dominika Jończego.
Trochę było nam go szkoda, gdy po dobrym początku sezonu stracił miejsce na rzecz Lorenco Simić (decyzja jak najbardziej uzasadniona), końcówkę jesieni też miał w miarę udaną. W piątek pokazał jednak, że wciąż trudno traktować go jak gwarancję. Jasne, próbował ratować sytuację. Nie zmienia to jednak faktu, że decyzja o takim faulu była głupia. Miedziowi stracili nie tylko gola, ale też zawodnika.
Po drugie: Djordje Crnomarkovicia.
Cóż, za czasów Lecha podejrzewaliśmy, że Serb nie jest zbyt mądry. Teraz dostaliśmy dowód. Do tego zaliczył naprawdę przeciętny występ.
Po trzecie: Jewgienija Baszkirowa.
Rosjanin wciąż nie może się otrząsnąć. Już jesień miał słabiutką, grał na poziomie Lagatorów i Dimunów, a przecież dał się poznać jako zawodnik, który do ligi wnosi coś więcej niż bujny wąs. Wiosna nie zapowiada się lepiej. Często spóźniony, unikający odpowiedzialności. No i zezłomowany przez Kocyłę.
Po czwarte: Dejana Drazicia.
Podpalacz. Nic nie dał w ofensywie, a przecież to od jego idiotycznego podania zaczęły się problemy Zagłębia. Duża jest odpowiedzialność na jego barkach. Jeśli zostanie na skrzydle, będzie ścigał się z przeszłością, w której świetni wypadali Bohar z Żivcem. Na razie tego nie dźwiga.
Dorzucamy Buchalika i Silvę, którzy razem z Krzysztofem Jakubikiem stworzyli tercet szkodzący Wiśle Kraków. Niewulisa, którego wyrolował Benedyczak, a następnie paru innych Portowców. Kałuzińskiego za młodzieńczą, ale jednak głupotę. Bezradnego i sfrustrowanego Kapustkę. Alvareza i Exposito, których obrońcy beniaminków schowali do kieszeni gdzieś między klucze a tik-taki. No i mamy najgorszą jedenastkę.
W kozakach postanowiliśmy docenić obrońców. W bramce szału nie było, postawiliśmy na młodego Dziekońskiego, który zaliczył jedną kapitalną interwencję i dalekim wybiciem rozpoczął akcję bramkową. Ale już wśród defensorów było w czym wybierać. Nie załapał się choćby Bogdan Tiru, którego wysoko oceniliśmy za mecz w Gdańsku, choć daliśmy przecież trzech stoperów. Na bokach też rywalizacja. Wskoczył Burliga, a świetnie wypadli też choćby Jakub Bartkowski czy Giannis Masouras, którego – korzystając z tego, że jest wahadłowym – przesunęliśmy wyżej. Lewka? Jest Jakub Kiełb, autor kapitalnej bramki i paru skutecznych interwencji w tyłach, ale błysnęli też Maciej Sadlok czy Luis Mata.
Świerczok pozamiatał, ale towarzystwo ma ciekawe.
Fot. FotoPyK
Jedenastkę kolejki wraz z widzami wybieraliśmy też w Weszłopolskich.