Kolejny chłopak z polskiej ligi przyspiesza ze swoją karierą w imponującym tempie. Kamil Piątkowski wkrótce wyruszy w Europę promować siebie, ale też Raków Częstochowa, który wyciągnął go z trzecioligowych rezerw Zagłębia Lubin i po półtora roku sprzedaje za wielkie jak na nasze warunki pieniądze. 20-letni stoper drużyny Marka Papszuna kolejny krok w swojej piłkarskiej przygodzie postawi w Austrii.
To już pewne, że Piątkowski przejdzie do Red Bulla Salzburg. Pierwszy poinformował o tym Tomasz Włodarczyk z Meczyki.pl, a Paweł Grabowski z NewOnce doprecyzował podstawową kwotę transferu: 6 mln euro. Dla pewności sami to jeszcze potem potwierdziliśmy w swoich źródłach i usłyszeliśmy to samo: deal praktycznie klepnięty.
Raków nie tylko dobrze zarobi na starcie. Otrzyma też procent z następnego transferu i zatrzyma zawodnika do końca tego sezonu. Z perspektywy klubu układ wręcz idealny, wszystko założenia zostały zrealizowane.
Z perspektywy zawodnika również można mówić o bardzo przemyślanym wyborze. Piątkowski mógłby się od razu rzucić na bardzo głęboką wodę. Temat z Milanem był jak najbardziej realny, ale jeśli chce rozwijać karierę stopniowo, przejście do Salzburga jest rozwiązaniem nad wyraz rozsądnym. Austriacki gigant w ostatnich latach stał się specjalistą od sprowadzania młodych talentów za niewielkie pieniądze (na tym tle Polak i tak jest dość drogi), rozwijania ich talentów i sprzedawania do największych klubów z wielokrotną przebitką. Kwota tego transferu gwarantuje, że wychowanek UKS Jasło jest postrzegany jako poważna inwestycja, na pewno otrzyma duży kredyt zaufania.
Dla Rakowa powodzenie Piątkowskiego na austriackiej ziemi także jest bardzo istotne. Klub ten nadal buduje swoją markę i renomę na krajowej arenie, a na międzynarodowej w zasadzie jeszcze nawet nie zaczął. To może być pierwszy krok, pierwsze success story, którego potrzebuje każdy, kto chce, by wpływy z transferów odgrywały ważną rolę w jego budżecie (czytaj: wszyscy w Polsce). Lech Poznań już coś takiego ma, każdemu chętnemu może od razu podać historie Jana Bednarka, Karola Linettego czy oczywiście Roberta Lewandowskiego, gdy cofnie się aż o dekadę. Pozycja Ekstraklasy w Europie i marna postawa w pucharach to jedno, ale wiele można nadrobić indywidualnie. W przypadku częstochowian sprzedaż Piątkowskiego może być punktem wyjścia.
Na razie jednak chłopak zostaje, żeby powalczyć pod wodzą Marka Papszuna o najwyższe cele. Będzie miał czas, żeby przynajmniej liznąć języka niemieckiego i jeszcze więcej dowiedzieć się o wymaganiach, którym będzie musiał sprostać.
Tempo, w jakim Piątkowski idzie do przodu jest niesamowite. Raków wziął go po awansie do Ekstraklasy, ale to wcale nie było tak, że młokos z miejsca wjechał do drużyny z drzwiami i futryną. W pierwszych dziesięciu kolejkach ubiegłego sezonu zaliczył jedno wejście z ławki i tyle. Dopiero od października 2019 stał się piłkarzem podstawowego składu, by… wiosnę znów rozpocząć jako postać drugoplanowa. W sześciu meczach przed lockownem zebrał łącznie 27 ligowych minut. Dopiero po rozmrożeniu ligi na dobre wskoczył do wyjściowej jedenastki i w niej pozostał. W tym sezonie nie opuścił nawet minuty w Ekstraklasie. Obserwatorzy cenią go nie tylko za postawę w obronie i parametry fizyczne, ale również za dobre rozegranie i umiejętność stwarzania zagrożenia pod bramką przeciwnika.
Oby był to dopiero początek jego rozwoju. Na stawianie pierwszych międzynarodowych kroków Salzburg powinien być wymarzoną miejscówką.
Fot. Newspix