Rafał Janicki już przed meczem przeczuwał, że coś jest nie tak. Opowiadał, że jeżeli Lechia nie wygra z Koroną, to będzie – cytujemy – wielka dupa. I jest wielka dupa. Jak by to ujął Janusz Wójcik – dupa z majonezem. Zespół z Gdańska zrównał się już punktami z Koroną, z 15 meczów wygrał ledwie cztery i – takie są fakty – powoli zaczyna się włączać do walki o utrzymanie. Władze klubu z Gdańska postanowiły rozegrać cały sezon bez trenera, czego teraz widzimy efekty. Jest stadion, są warunki, wielu poważnych piłkarzy, a wyniki na poziomie murawy Lecha. Czyli poniżej dna.
Dzisiejszy występ gdańszczan w pierwszej połowie to już skrajna kompromitacja tego zespołu. Źle zagrali wszyscy, którzy wyszli w jedenastce, choć słowo „źle” nie do końca oddaje to, co zobaczyliśmy. Bo zobaczyliśmy drużynę zblazowaną, bez polotu i kompletnie, ale to kompletnie nie wiedzącą, jak ma grać. Czego jednak oczekiwać, gdy nominalnie rozgrywający Vranjes wraz z Nazario duszą się na bokach, a za kreowanie ma odpowiadać tercet Pietrowski-Borysiuk-Łukasik, czyli trzech w sumie niezłych zawodników, ale zupełnie niepotrafiących prowadzić gry. Efekt był jasny do przewidzenia. Lechia mogła tylko strzelać z dystansu, Colak przez większość czasu był poza grą, a skrzydła nie funkcjonowały. Do poziomu kolegów dostosował się też nowy reprezentant, Janicki oraz Mateusz Bąk, który – bądźmy szczerzy – strzał Kapo powinien wybronić. Wszystko ruszyło dopiero w drugiej połowie, gdy na boisko wkroczyli nabuzowani Friesenbiechler i Grzelczak.
Ogólnie jednak była jedna wielka dupa, a wynik 1:2 jedynie zamazuje obraz. Korona zasłużyła na więcej
To, że Lechia nie chciała w tym meczu zwyciężyć to jedno. Świetna gra kielczan to już inna sprawa. Tomasz Unton zapytany przed meczem, czy Korona gra dobrze, powiedział, że – cytat – gdyby ktoś to dokładnie przeanalizował i skupił się na jednym aspekcie, to mógłby mieć inne spostrzeżenia („Wyborcza”). Okazało się więc, że Unton nie tylko boi się potencjalnego – bo tak to trzeba ująć – spadkowicza, ale przy tym jest cholernie nierozważny. Już abstrahując od szacunku wobec przeciwnika – każdy głupi zdaje sobie sprawę, że trudno o lepszą motywację niż wbicie komuś publicznie szpilki. Unton tak postąpił, po czym został wbity sam. W ziemię.
“Trener” Lechii został obnażony poniekąd przez własną nieudolność, ale wielkie słowa uznania należą się dziś Golańskiemu, Sylwestrzakowi, Trytce, Kapo… Można wymieniać i wymieniać. Bohaterem meczu został całkiem zasłużenie Vlastimir Jovanović, którego gol okazał się zwycięski i który wreszcie zaczyna wracać na właściwe tory. Ten sezon w jego wykonaniu był do tej pory wyjątkowo mizerny, ale dziś „Jovka” udowodnił, że ma papiery, by być czołowym pomocnikiem ligi. A na pewno lepszym niż trójka Pietrowski-Borysiuk-Łukasik razem wzięta.
Fot. FotopyP