Ostatni ligowy gol Liverpoolu padł jeszcze w poprzednim roku. Brzmi to niedorzecznie, ale od końcówki grudnia i remisu z West Bromwich Albion, The Reds nie potrafili zdobyć bramki. Minęły cztery spotkania a Salah, Mane, Firmino ani Origi nie zwiększyli swojego strzeleckiego dorobku. Abstrakcyjność tej sytuacji podsumowuje mecz z Burnley.
Osoby odpowiedzialne za twitterowy profil The xG Philosophy, zajmujący się wyliczaniem szans na strzelenie gola, musiały mieć niezły ubaw w czwartkowy wieczór. Wskaźniki niemal oszalały, bo w meczu, który zakończył się porażką Liverpoolu, podopieczni Juergena Kloppa nie byli w stanie choćby raz wepchnąć piłki do siatki rywala. A powinni – wedle współczynnika spodziewanych goli – uczynić to co najmniej dwukrotnie.
Fakt, że przegrali ten mecz, jest poniekąd błędem Matrixa.
To największy współczynnik w tym sezonie Premier League, który nie zakończył się choćby jedną bramką.
Liverpool (2.06) 0-1 (0.93) Burnley
— The xG Philosophy (@xGPhilosophy) January 21, 2021
Co więcej, stosunkowo wysoki współczynnik Burnley wynika tylko i wyłącznie z faktu, że The Clarets egzekwowali rzut karny, a on przez system oceniany jest bardzo wysoko, chociaż nadal nie na 1.0. Jeśli odjęlibyśmy tę jedenastkę, goście mieli xG na poziomie… 0.18.
LIVERPOOL MISTRZEM ANGLII? KURS: 8,80 W EWINNER!
Nie zmienia to jednak faktu, że Liverpool powinien był – statystycznie rzecz ujmując – ten mecz wygrać. A jednak nie udało się i ekipa z Turf Moor zakończyła genialną serię drużyny z Anfield. Po 68 meczach bez porażki na własnym stadionie, wreszcie znalazł się ktoś mocny na The Reds. Co za paradoks, że uczyniło to właśnie Burnley i to w takim spotkaniu.
Wykrwawili się samemu
Chociaż drużyna Seana Dyche’a wykonała niesamowitą robotę, głównie przez wzgląd na swoją defensywę, to należy też podkreślić wielki wkład Liverpoolu w tę porażkę. Urzędujący mistrzowie Anglii zrobili w czwartek wszystko, by meczu nie wygrać. ExpectedGoals to tylko ciekawostka, no ale te wyliczenia nie są z gumy, nie pojawiają się znikąd. Żeby zasłużyć sobie na choćby 0.75 xG, trzeba się nieźle napracować.
Dla przykładu warto przypomnieć mecz The Reds z Crystal Palace. “Orły” Roya Hodgsona oberwały wówczas 0:7. Absolutny walec i precyzja ze strony podopiecznych Kloppa. Precyzja, której teraz ze świecą szukać. Wówczas – na londyńskim Selhurst Park – wychodziło im po prostu wszystko. Strzały z dystansu, koronkowe rozegrania akcji, dośrodkowania. Pomagali też rywale, ale najbardziej intrygujące jest to, że tę perfekcję Liverpoolu The xG Philosophy wyliczyło na… 2.72. Jasne, powinni to spotkanie wygrać i powinni wygrać je wysoko, ale do takiej masakry nie musiało dojść, gdyby napastnicy Liverpoolu nie prezentowali wybornej wręcz formy.
MO SALAH KRÓLEM STRZELCÓW PREMIER LEAGUE? KURS: 3,50 W EWINNER!
A teraz? Od wspomnianego meczu z WBA ekipa z miasta Beatlesów zagrała z Newcastle United, Southamptonem, Manchesterem United i Burnley. 360 minut i potencjalne 7.76 bramki. Koniec końców strzelili ich zero. Wajcha poszła w drugą stronę. O ile jednak w wielu meczach The Reds po prostu grali piach i trudno było mówić o klarownych sytuacjach, o tyle przeciwko The Clarets wyglądali tak, jakby połączyło ich braterstwo krwi. Uroczyście przecięli palec i o północy pod pomnikiem “Żuków” przysięgli, że Nickowi Pope’owi to gola nie strzelą.
Jak do tego doszło?
Festiwal marnowania szans
Zajmiemy się tylko trzema przypadkami, w których podopieczni Kloppa mieli najlepsze sytuacje. Jednak intrygujący jest już sam fakt, że tylko trzech piłkarzy Liverpoolu miało xG na poziomie 0.00. Byli to: Alisson, Joel Matip oraz Thiago.
Wszelkie zło zaczęło się w 43. minucie, gdy do piłki dopadł Divock Origi. Belg wykorzystał błąd Bena Mee, który skiksował, a następnie popędził na bramkę Burnley. Przed sobą miał tylko angielskiego golkipera i… poprzeczkę. Wychowanek Lille uderzył tak precyzyjnie, że piłka spoczęła w okolicach spojenia, a następnie odbiła się tuż przed linią. xG? Ujmiemy to tak – trudniej było nie strzelić, niż strzelić.
Origi. I have no words. You would only see this in FIFA 😂😂🤣😭😭😭 pic.twitter.com/BgsWR8XjNZ
— Ty (@ty_utd) January 21, 2021
W drugiej połowie na boisku zameldował się Mohamed Salah. Klopp planował dać odpocząć Egipcjaninowi, który w ostatnim czasie mocno rozczarowywał, tak jak cały Liverpool. Niemiec musiał jednak po niego sięgnąć, bo nie mógł pozwolić sobie nawet na remis. Skrzydłowy wszedł i w pierwszej akcji mógł dać swojej drużynie prowadzenie. Przyjął piłkę i ze stosunkowo ostrego kąta posłał strzał w kierunku słupka Pope’a. Anglik zdołał się jednak wyciągnąć i sparował piłkę, w dużej mierze tylko przez to, że 28-latek nie przyłożył się do mocy uderzenia. xG? 0.20.
Ostatni dzwon wybił już pod koniec meczu, gdy The Reds przegrywali.
Silne dośrodkowanie ze strony Trenta Alexandra-Arnolda, piłka leci pod nogi Firmino, ten ekwilibrystycznie uderza piętą i piłka oczywiście nie wpada do siatki. Mija bramkę The Clarets o kilka metrów i zamiast remisu jest smutny koniec. Koniec, którego nikt się nie spodziewał, i który trudno sobie logicznie wytłumaczyć. Swoje szanse w tym meczu zmarnowało jeszcze kilku piłkarzy, u których współczynnik wskazał powyżej 0.10.
ASTON VILLA POKONA DZIŚ NEWCASTLE? KURS: 1,56 W EWINNER!
Liverpool mógł zatem strzelić osiem goli, nie strzelił żadnego. Powinno być parę punktów więcej, jest dopiero czwarte miejsce w tabeli. Ekipa Juergena Kloppa ma poważny problem. Rywale z Manchesteru punktują solidnie, groźne jest Leicester, swoje ambicje ma też kilka innych drużyn. O obronę tytułu w Premier League naprawdę nie będzie łatwo. Zwłaszcza przy tak kuriozalnej nieskuteczności.
fot. NewsPix.pl