Reklama

Maszyna przestała działać. Ile jeszcze bramkowych szans zmarnuje Liverpool?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

23 stycznia 2021, 09:03 • 4 min czytania 4 komentarze

Ostatni ligowy gol Liverpoolu padł jeszcze w poprzednim roku. Brzmi to niedorzecznie, ale od końcówki grudnia i remisu z West Bromwich Albion, The Reds nie potrafili zdobyć bramki. Minęły cztery spotkania a Salah, Mane, Firmino ani Origi nie zwiększyli swojego strzeleckiego dorobku. Abstrakcyjność tej sytuacji podsumowuje mecz z Burnley. 

Maszyna przestała działać. Ile jeszcze bramkowych szans zmarnuje Liverpool?

Osoby odpowiedzialne za twitterowy profil The xG Philosophy, zajmujący się wyliczaniem szans na strzelenie gola, musiały mieć niezły ubaw w czwartkowy wieczór. Wskaźniki niemal oszalały, bo w meczu, który zakończył się porażką Liverpoolu, podopieczni Juergena Kloppa nie byli w stanie choćby raz wepchnąć piłki do siatki rywala. A powinni – wedle współczynnika spodziewanych goli – uczynić to co najmniej dwukrotnie.

Fakt, że przegrali ten mecz, jest poniekąd błędem Matrixa.

To największy współczynnik w tym sezonie Premier League, który nie zakończył się choćby jedną bramką.

Reklama

Co więcej, stosunkowo wysoki współczynnik Burnley wynika tylko i wyłącznie z faktu, że The Clarets egzekwowali rzut karny, a on przez system oceniany jest bardzo wysoko, chociaż nadal nie na 1.0. Jeśli odjęlibyśmy tę jedenastkę, goście mieli xG na poziomie… 0.18.

LIVERPOOL MISTRZEM ANGLII? KURS: 8,80 W EWINNER!

Nie zmienia to jednak faktu, że Liverpool powinien był – statystycznie rzecz ujmując – ten mecz wygrać. A jednak nie udało się i ekipa z Turf Moor zakończyła genialną serię drużyny z Anfield. Po 68 meczach bez porażki na własnym stadionie, wreszcie znalazł się ktoś mocny na The Reds. Co za paradoks, że uczyniło to właśnie Burnley i to w takim spotkaniu.

Wykrwawili się samemu

Chociaż drużyna Seana Dyche’a wykonała niesamowitą robotę, głównie przez wzgląd na swoją defensywę, to należy też podkreślić wielki wkład Liverpoolu w tę porażkę. Urzędujący mistrzowie Anglii zrobili w czwartek wszystko, by meczu nie wygrać. ExpectedGoals to tylko ciekawostka, no ale te wyliczenia nie są z gumy, nie pojawiają się znikąd. Żeby zasłużyć sobie na choćby 0.75 xG, trzeba się nieźle napracować.

Dla przykładu warto przypomnieć mecz The Reds z Crystal Palace. “Orły” Roya Hodgsona oberwały wówczas 0:7. Absolutny walec i precyzja ze strony podopiecznych Kloppa. Precyzja, której teraz ze świecą szukać. Wówczas – na londyńskim Selhurst Park – wychodziło im po prostu wszystko. Strzały z dystansu, koronkowe rozegrania akcji, dośrodkowania. Pomagali też rywale, ale najbardziej intrygujące jest to, że tę perfekcję Liverpoolu The xG Philosophy wyliczyło na… 2.72. Jasne, powinni to spotkanie wygrać i powinni wygrać je wysoko, ale do takiej masakry nie musiało dojść, gdyby napastnicy Liverpoolu nie prezentowali wybornej wręcz formy.

MO SALAH KRÓLEM STRZELCÓW PREMIER LEAGUE? KURS: 3,50 W EWINNER!

A teraz? Od wspomnianego meczu z WBA ekipa z miasta Beatlesów zagrała z Newcastle United, Southamptonem, Manchesterem United i Burnley. 360 minut i potencjalne 7.76 bramki. Koniec końców strzelili ich zero. Wajcha poszła w drugą stronę. O ile jednak w wielu meczach The Reds po prostu grali piach i trudno było mówić o klarownych sytuacjach, o tyle przeciwko The Clarets wyglądali tak, jakby połączyło ich braterstwo krwi. Uroczyście przecięli palec i o północy pod pomnikiem “Żuków” przysięgli, że Nickowi Pope’owi to gola nie strzelą.

Reklama

Jak do tego doszło?

Festiwal marnowania szans

Zajmiemy się tylko trzema przypadkami, w których podopieczni Kloppa mieli najlepsze sytuacje. Jednak intrygujący jest już sam fakt, że tylko trzech piłkarzy Liverpoolu miało xG na poziomie 0.00. Byli to: Alisson, Joel Matip oraz Thiago.

Wszelkie zło zaczęło się w 43. minucie, gdy do piłki dopadł Divock Origi. Belg wykorzystał błąd Bena Mee, który skiksował, a następnie popędził na bramkę Burnley. Przed sobą miał tylko angielskiego golkipera i… poprzeczkę. Wychowanek Lille uderzył tak precyzyjnie, że piłka spoczęła w okolicach spojenia, a następnie odbiła się tuż przed linią. xG? Ujmiemy to tak – trudniej było nie strzelić, niż strzelić.

W drugiej połowie na boisku zameldował się Mohamed Salah. Klopp planował dać odpocząć Egipcjaninowi, który w ostatnim czasie mocno rozczarowywał, tak jak cały Liverpool. Niemiec musiał jednak po niego sięgnąć, bo nie mógł pozwolić sobie nawet na remis. Skrzydłowy wszedł i w pierwszej akcji mógł dać swojej drużynie prowadzenie. Przyjął piłkę i ze stosunkowo ostrego kąta posłał strzał w kierunku słupka Pope’a. Anglik zdołał się jednak wyciągnąć i sparował piłkę, w dużej mierze tylko przez to, że 28-latek nie przyłożył się do mocy uderzenia. xG? 0.20.

Ostatni dzwon wybił już pod koniec meczu, gdy The Reds przegrywali.

Silne dośrodkowanie ze strony Trenta Alexandra-Arnolda, piłka leci pod nogi Firmino, ten ekwilibrystycznie uderza piętą i piłka oczywiście nie wpada do siatki. Mija bramkę The Clarets o kilka metrów i zamiast remisu jest smutny koniec. Koniec, którego nikt się nie spodziewał, i który trudno sobie logicznie wytłumaczyć. Swoje szanse w tym meczu zmarnowało jeszcze kilku piłkarzy, u których współczynnik wskazał powyżej 0.10.

ASTON VILLA POKONA DZIŚ NEWCASTLE? KURS: 1,56 W EWINNER!

Liverpool mógł zatem strzelić osiem goli, nie strzelił żadnego. Powinno być parę punktów więcej, jest dopiero czwarte miejsce w tabeli. Ekipa Juergena Kloppa ma poważny problem. Rywale z Manchesteru punktują solidnie, groźne jest Leicester, swoje ambicje ma też kilka innych drużyn. O obronę tytułu w Premier League naprawdę nie będzie łatwo. Zwłaszcza przy tak kuriozalnej nieskuteczności.

fot. NewsPix.pl

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Bartosz Lodko
0
Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Komentarze

4 komentarze

Loading...