Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

20 stycznia 2021, 13:57 • 5 min czytania 32 komentarzy

Wszystko było już zaplanowane, w maju Aleksander Łukaszenko uświetnia swoją obecnością imprezę otwarcia, potem lansuje się wśród błysków fleszy aż do finałowego meczu. Zapalony fan hokeja, który nawet w szczycie pandemii chętnie udzielał wywiadów prosto z lodowiska, tegoroczne Mistrzostwa Świata w tej dyscyplinie będzie musiał jednak obejrzeć w telewizji. Białoruś, a konkretnie Mińsk, a jeszcze konkretniej prezydent rezydujący w stolicy – został pozbawiony zaszczytu organizacji tej imprezy. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jeszcze dwa tygodnie temu nie było to wcale oczywiste. Internet obiegły zdjęcia prezesa hokejowego odpowiednika FIFA, prezesa federacji Rene Fasela, który osobiście odwiedził Białoruś. Kontekst, jaki proponowali tym fotografiom sami Białorusini był jasny – przyjechał podbić stawki dla reżimu w zamian za utrzymanie imprezy w Mińsku. Zwłaszcza, że na fotografiach szef federacji i człowiek odpowiedzialny za brutalne stłumienie protestów powyborczych serdecznie się obejmowali i sprawiali wrażenie zgranego duetu starych znajomych.

Żadnego podbijania stawek jednak nie było, chyba że miały dotyczyć przekazu, jaki popłynie w świat parę dni później. Po tygodniu od wizyty prezesa na Białorusi, organizacja IIHF ogłosiła bowiem, że Mińsk nie będzie gospodarzem majowo-czerwcowego turnieju “ze względów bezpieczeństwa”.

Oczywiście można to interpretować w dowolny sposób. Białoruś jest bodaj jedynym z europejskich państw, gdzie dane dotyczące koronawirusa trudno traktować poważnie. Gdy cały futbol od Buenos Aires po Berlin stanął w miejscu, fanatycy piłkarscy nadal mogli delektować się spotkaniami Szachciora Soligorsk czy BATE Borysów. Sam Łukaszenko z przekąsem komentował – właśnie podczas wywiadu przy okazji hokejowego meczu z jego udziałem – że lodowisko jest najlepszym lekarstwem przeciwwirusowym. Potem jeszcze wielokrotnie dodawał, że pomocny jest ruch, wódka, sauna, a nawet wierność małżeńska (jak donosiło WP, dosłownie: “całowanie się z tą samą osobą”, a nie ciągle nowymi kobietami).

Hokejowa federacja zostawia pewne pole do interpretacji dla świata zachodniego, ale przede wszystkim dla samej Białorusi. Władze i podległe im media mogą sprzedać spokojnie narrację o strachliwym świecie, który boi się jakiegoś wyimaginowanego wirusa, dlatego nie chce przyjechać do wolnej od pandemicznych obostrzeń Białorusi.

Reklama

Prawdziwe przyczyny to oczywiście polityka i pieniądze, albo raczej pieniądze i polityka, bo trudno w świetle kilku ostatnich miesięcy wyznaczyć tutaj właściwą hierarchię.

Staram się wczuć w rolę działacza federacji hokejowej, który w lipcu czy sierpniu, gdy bez wieści przepadali kolejni białoruscy uczestnicy protestów antyrządowych, spokojnie szykował sobie plakaty “BELARUS/LATVIA 2021”. Co się w jego życiu zmieniło w drugim półroczu? Co się zmieniło w stylu rządzenia państwem, że decyzję podejmuje się dopiero teraz, a nie w trakcie najsilniejszych protestów, gdy tego typu sygnał byłby potężnym wsparciem dla uciskanych?

Może oświadczenia sponsorów, którzy zapowiedzieli, że wycofają się z umów turniejowych, jeśli hokejowy mundial zostanie zorganizowany w Mińsku? Skoda, Nivea, parę innych firm, które opowiedziały się jasno – chcemy uczestniczyć i wspierać organizację Mistrzostw Świata w hokeju, ale nie mamy zamiaru przyłożyć ręki do wybielania takiej postaci jak Aleksander Łukaszenko.

Wystarczyło.

To sytuacja zero-jedynkowa, właściwie czarno-biała. Mikita Kraucou znaleziony martwy w lesie kilka dni po protestach, ostatnie logowanie telefonu w pobliżu Szpitala Neurologicznego. Alena Leuczanka, wieloletnia reprezentantka Białorusi w koszykówce, umieszczona w areszcie w niegodnych warunkach. Zatrzymani dziennikarze. Zaginieni, pobici, aresztowani czy osądzeni ludzie, których jedyną winą był pokojowy protest wobec władzy. Wstrząsające obrazki z relacji niezależnych mediów, kontra ten, który całą akcję firmuje wizerunkiem. Prezydent Łukaszenko, wielki fan hokeja.

Nie ma tu wiele miejsca na zabawę w odcienie szarości. Biznes wymusił na organizacjach sportowych twarde działanie, któremu przyklasnęli politycy i każdy zdrowo myślący człowiek. Sportswashing, czyli wybielanie parszywych postaci poprzez sport, to proceder, który musi zostać ukrócony i co do tego nie ma zbyt wielu wątpliwości. Początki to chyba Pekin 2008, najgłośniejsze protesty – Soczi 2014 i mundial 2018. W dalszej kolejności mamy Katar 2022, ale są przecież i mniejsze sprawy jak finał Ligi Europy w Azerbejdżanie właściwie w przededniu eskalacji konfliktu o Górski Karabach. Do tego dochodzą kwestie właścicielskie. Rosyjskie oligarchie w wielkich klubach były forpocztą, dziś mamy kluby katarskie, saudyjskie, emirackie.

Reklama

I tu dochodzimy do dość istotnej kwestii. Biznes samodzielnie decyduje, kto jest dziś bad guy. Skoda i Nivea – że bad guy to Łukaszenko, co poskutkowało odebraniem mu hokejowej imprezy. Facebook i Twitter – że bad guy to Trump, co poskutkowało odebraniem mu dostępu do mediów społecznościowych. Pod pierwszą decyzją podpisujemy się wszyscy, pod drugą już trwają dość ostre dyskusje. A co dalej? Gdyby sportowe organizacje międzynarodowe pod naciskiem sponsorów próbowały zatrzymać kluby zarządzane przez arabskich szejków? Albo chińskich komunistów? Pewnie wielu z nas by przyklasnęło, Ujgurzy nie są gorszymi ludźmi od Białorusinów. Pracownicy z Bangladeszu pracujący w Katarze bez jakiegokolwiek poszanowania praw człowieka zasługują na te same gesty wsparcia.

Ale co w przypadku, gdy to Gazprom finansujący Ligę Mistrzów zacznie wyznaczać, kto jest według niego bad guy? To nie jest science fiction, mieliśmy przecież głośną sprawę polskich szczypiornistów, którzy słusznie odmówili gry z naszywką Nord Stream 2 na koszulkach. O, albo Azerbejdżan, swego czasu sponsor Atletico Madryt, szantażuje klub wycofaniem sponsoringu w przypadku podpisania piłkarza z Armenii. Niemożliwe, przynajmniej na razie. Ale już wpływanie na wypowiedzi zawodników w najlepszej lidze świata, NBA, poprzez groźby ze strony chińskich sponsorów?

Kawałek “C.R.E.A.M.” Wu Tang Clanu zaraz będzie świętował trzydzieste urodziny. Twórcy nie mogli przypuszczać, że ich utwór zamiast na antenie MTV, będzie odtwarzany w portalu cenzurującym kontrowersyjnego prezydenta USA.

Jak się w tej epoce najlepiej odnaleźć? Konkluzja wydaje się prosta. Jeśli jesteśmy na drodze do nieuchronnych rządów biznesu, niech to chociaż będzie nasz biznes. Bardziej Skoda i Nivea, dokuczające Łukaszence, niż chińskie firmy dokuczające Darylowi Moreyowi.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

32 komentarzy

Loading...