– Warunki, jakie Ruch może oferować swoim graczom, nie są bardzo atrakcyjne. Mogłem im obiecać dobry trening, zgraną szatnię i możliwość pokazania się w pucharach, ale pierwsze pytanie, jakie zadają piłkarze, brzmi: „Za ile?”. Wielu nie zgadzało się na nasze warunki – opowiada Jan Kocian o rzeczywistości, jaką miał w Ruchu. I przyznaje, że drużynie z Chorzowa złamały kark europejskie puchary… Zapraszamy na wtorkową prasówkę.
FAKT
Linetty i Gajos do reprezentacji. Już teraz, taki plan ma mieć Adam Nawałka.
Karol Linetty z Lecha może być pewny powołania na listopadowe mecze kadry. Szanse ma też Maciej Gajos z Jagiellonii. (…) Teraz jest w świetnej dyspozycji i na pewno nie umknęło to uwadze sztabu kadry. Analityk Hubert Małowiejski był w czwartek na meczu Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok (4:2), której lechita wbił dwa gole. Także w niedzielę przeciwko Śląskowi (1:1) obserwowali piłkarza współpracownicy Nawałki. Linetty we Wrocławiu zaprezentował się bardzo dobrze i może być pewny powołania. Jest także prawdopodobne, że w kadrze dostanie szansę od pierwszej minuty. – W Polsce jest wielu graczy na poziomie odpowiadającym reprezentacji. Karol też oczywiście do nich należy, ale ja nie będę wyręczał selekcjonera ani przejmował jego roli – mówi trener Kolejorza Maciej Skorża. Nawałka obserwuje również Macieja Gajosa z Jagiellonii. Pomocnik w tym sezonie gra świetnie i także jest blisko otrzymania nominacji. – Wierzę, że Maciek zadebiutuje w reprezentacji Polski. W ostatnich miesiącach zrobił niesamowite postępy. Polecam go z czystym sumieniem. Od dłuższego czasu jest bowiem w wysokiej formie – zachwala swojego piłkarza szkoleniowiec klubu z Białegostoku, Michał Probierz. Dodaje: – Nie chcę jednak nikomu nic narzucać. Nawałka jest doświadczonym trenerem i przy powołaniach na pewno doskonale wie, co robi.
Tymczasem we Wrocławiu kabaretu ciąg dalszy – Plaku nagrywa trenerów.
Zesłany do rezerw piłkarz Śląska Wrocław Sebino Plaku (29 l.) definitywnie zamknął sobie drogę powrotną do ekstraklasy. Albańczyk najpierw poskarżył się na swój klub do Komisji Ligi, a później z ukrycia próbował nagrać treningi, którym jest poddawany we Wrocławiu.
Rozwinięcie historii jest taki, że piłkarz został przez trenerów przyłapany… A w Zawiszy jak nie idzie to nie idzie – bez Masłowskiego ani rusz, a on kontuzjowany.
Zawisza kolejny raz musi radzić sobie bez Michała Masłowskiego. Najcenniejszy piłkarz klubu doznał kolejnej kontuzji. (…) Rozgrywający Zawiszy niedawno wrócił do gry po półrocznej przerwie, podczas której przeszedł dwie operacje: mięśnia przywodziciela i kolana. Rumak bardzo szybko zdecydował się wystawiać go na całe spotkania. Trzykrotny reprezentant kraju rozegrał po 90 minut i z PGE GKS Bełchatów (2:1), wówczas zapewnił swojej drużynie pierwsze zwycięstwo od inauguracji tego sezonu, i z Legią Warszawa (1:2). Wydawało się, że jest na dobrej drodze do odbudowania dawnej formy i będzie w stanie pomóc Zawiszy w wyjściu z głębokiego kryzysu. Przeciwko mistrzom Polski zagrał jednak z blokadą i właśnie w trakcie tego meczu doznał urazu stawu skokowego. Od początku było wiadomo, że jego udział w spotkaniu z Cracovią jest wykluczony, ale w klubie do ostatniej chwili trzymano to w tajemnicy, aby nie ułatwiać rywalom zadania. Na niewiele się to jednak zdało. Ile znaczy ten piłkarz dla Zawiszy, pokazał mecz z Cracovią. Bydgoszczanie przegrali po raz 11. w sezonie (0:1) i pozostają na ostatnim miejscu w tabeli.
Na następnej stronie druga z relacji z Ekstraklasy podkreślająca wysoką skuteczność Piasta i tekścik Borussii Dortmund. W BVB akurat kryzys.
Przedostatnie miejsce w tabeli, pięć porażek z rzędu – to dokonania Borussii Dortmund w tym sezonie Bundesligi. Dzisiaj piłkarze Juergena Kloppa (47 l.) w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Galatasaray pokażą zapewne inną, znacznie bardziej atrakcyjną twarz. Bo poza ligą spisują się rewelacyjnie. – Wiemy, że Liga Mistrzów daje nam pieniądze i jest bardzo ważna. Ale nasza pozycja w tabeli Bundesligi jest zdecydowanie bardziej istotna i to nas przede wszystkim zajmuje – powiedział przed spotkaniem z Turkami Klopp.
GAZETA WYBORCZA
Boruc fantastyczny w Bournemouth – mało tajemniczy tytuł. Spójrzmy.
Miesiąc temu przychodził do średniaka II ligi, dziś Artur Boruc gra u wicelidera, marzącego o pierwszym w historii awansie do Premier League. – Bramkarze wygrywają mecze tak często jak napastnicy. A interwencje Artura Boruca były światowej klasy – mówił kilka dni temu trener Eddie Howe po zwycięstwie z Charltonem 1:0. 34-letni Polak przyszedł do Bournemouth w połowie września, w ośmiu meczach puścił cztery gole, z Birmingham (8:0) obronił rzut karny i zapracował na nominację do NAGRODY dla najlepszego gracza zespołu w październiku. Gdy potem pojechał na prześwietlenie kolana, trener się bał, że kontuzja okaże się poważna, bo “Artur gra u nas fantastycznie”. Uraz nie był groźny, Boruc zagrał w sobotnim meczu z Brighton (3:2). A jeszcze przed chwilą wydawało się, że polski bramkarz wpadł w tarapaty, z których wygrzebać się nie da. Latem trenera Mauricia Pochettino zastąpił w Southampton Ronald Koeman i błyskawicznie zdecydował, że klub potrzebuje golkipera. Nic to, że Boruc miał za sobą udany sezon, w którym nie puścił gola w 14 meczach – lepsi pod tym względem w Premier League byli tylko Tim Howard (Everton) – 15 oraz Petr Cech (Chelsea) i Wojciech Szczęsny (Arsenal) – 16. (…) Bournemouth z siedmiu ostatnich meczów w lidze wygrało sześć, po jednej trzeciej sezonu jest wiceliderem, do prowadzącego Watford traci tylko dwa punkty. Z Borucem w bramce awansowało też do 1/8 finału Pucharu Ligi, a tydzień temu pokonało West Bromwich Albion (bronił rezerwowy Lee Camp) i w meczu o półfinał podejmie Liverpool. Tak daleko nigdy w tych rozgrywkach nie dotarło. – Wizja awansu do Premier League jest ekscytująca, ale nie będziemy o niej rozmawiać. Myślimy tylko o tym, by seria trwała jak najdłużej – mówił niedawno Howe. 37-letni szkoleniowiec prowadzi klub od dwóch lat, zbudował zespół pełen piłkarzy młodych i odrzuconych przez większe drużyny.
Drugi tekst, autorstwa Jarosława Bińczyka i Rafała Steca, jest trochę bardziej ambitny – Czarne tabu Rosji.
– Mamy już w drużynie sześciu czarnych, chcecie mi wcisnąć siódmego? – rzucił trener rosyjskiego pierwszoligowca z Rostowa. Kary nie będzie. Jak zwykle. Inaczej Rosjanie musieliby uznać, że mają problem z rasizmem. Igor Gamuła poinformował też na konferencji prasowej, że pięciu rosyjskich piłkarzy się rozchorowało i boi się, że to Afrykanie zarazili ich ebolą. A kiedy o incydencie napisały oburzone anglojęzyczne media, Rosjanie tłumaczyli, że pochodzący z Ukrainy szkoleniowiec FK Rostów nad Donem to znany żartowniś. “Żartowniś” odpowiadał po meczu z Uralem Swierdłowsk na pytanie, czy zamierza zatrudnić Kameruńczyka Beno^ta Angbwę (oglądał spotkanie z trybun). Tubylców trener nie zbulwersował, a gdy został skrytykowany przez cudzoziemców, wsparli go szefowie klubu i federacji. Tylko afrykańscy piłkarze – za namową Siyandy Xulu, obrońcy z RPA – na ZNAK protestu odmówili wyjścia na trening. Zmienili zdanie dopiero po publicznych przeprosinach szkoleniowca i mediacji działaczy, po której wiceprezes Aleksandr Szykunow ogłosił, że drużyna Gamule “przebaczyła”. Właściwie po każdej kolejce ligi rosyjskiej można przeczytać o obrażaniu ciemnoskórych piłkarzy. Nawet wielkich gwiazd – kilka lat temu po meczu Zenita St. Petersburg – Anży Machaczkała miejscowy kibic wręczył banana Roberto Carlosowi, brazylijskiemu mistrzowi świata i byłemu piłkarzowi Realu Madryt. Rasistę zidentyfikowano (okazał się nim student), ale żadnej kary nie poniósł – z braku odpowiedniego prawa. Kilka miesięcy później organizacja kibiców Zenita zaapelowała do władz klubu, by nie kupować zawodników z Afryki i Ameryki Południowej: “Nie jesteśmy rasistami, jednak brak czarnych piłkarzy jest dla nas ważnym elementem tradycji”. Grający tam Brazylijczyk “Hulk” jest regularnie obrażany. Podczas wrześniowych derbów Moskwy między Torpedem i Dynamem występujący u tych drugich Christopher Samba zszedł z boiska, bo nie mógł znieść okrzyków naśladujących odgłosy małpy. Federacja ukarała gospodarzy (zamknęła część trybun), a także… kongijskiego piłkarza. Za niesportowe gesty i samowolne opuszczenie boiska został zawieszony na dwa mecze.
RZECZPOSPOLITA
Piotr Żelazny zabiera głos w temacie wyjazdu młodych zawodników i sugeruje, by nie wyjeżdżać za wcześnie z Ekstraklasy.
Młodzi zdolni z ekstraklasy w zagranicznych ligach zwykle giną. Może wyjeżdżają za wcześnie? Adam Nawałka wkrótce ogłosi powołania na mecz z Gruzją i towarzyski ze Szwajcarią dla zawodników z polskiej ligi. O ile spotkanie o punkty z Gruzją nie będzie czasem na eksperymenty, o tyle rozgrywane cztery dni później we Wrocławiu spotkanie z finalistą mistrzostw świata jest idealną na to szansą. I wygląda na to, że selekcjoner sprawdzi kilku wyróżniających się w lidze piłkarzy. Na szansę zasłużył przede wszystkim 23-letni Maciej Gajos z Jagiellonii Białystok, który rozkwitł po odejściu Daniego Quintany. Hiszpan był wyróżniającą się postacią ekstraklasy i wydawało się, że wraz z jego transferem do Arabii Saudyjskiej cała gra ofensywna Jagiellonii legnie w gruzach. Tymczasem w buty po hiszpańskim magiku szybko wszedł Gajos i teraz to on stał się centralną postacią zespołu Michała Probierza. Gajos nie jest tak efektowny jak Quintana, nie robi tyle szumu na boisku, nie czaruje dryblingami, ale jest może nawet bardziej skuteczny. Środkowy pomocnik w tym sezonie strzelił już cztery gole i ma trzy asysty (bez poniedziałkowego meczu – red.).
Po tym fragmencie wnioskujemy, że niewiele nowego wnosi ten tekst. Druga propozycja traktuje o Lidze Mistrzów – Real i Ronaldo tworzą historię.
Drużyna z Madrytu już dziś może sobie zapewnić awans do 1/8 finału. Borussia Dortmund i Arsenal też. Królewscy zmierzą się u siebie z Liverpoolem i mało kto się spodziewa, że stracą punkty. Dwa tygodnie temu wygrali na Anfield 3:0, strzelając wszystkie bramki jeszcze przed przerwą. Kilka dni później pokonali w lidze Barcelonę 3:1, a w sobotę po kolejnym wysokim zwycięstwie nad Granadą (4:0) zostali w Hiszpanii liderem. Nie przegrali meczu od 13 września, pobili klubowy rekord (11 zwycięstw z rzędu), o słabym początku sezonu już nikt nie pamięta. – To chyba najlepszy Real, w jakim grałem – cieszy się Iker Casillas.
SUPER EXPRESS
Monchi, dyrektor sportowy Sevilli, zdradza więcej szczegółów przeprowadzenia transferu Krychowiaka.
Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan o Krychowiaku?
– Liga francuska od lat jest pod naszą obserwacja, już wcześniej przeprowadziliśmy stamtąd kilka ciekawych transferów. Z Krychowiakiem też nie było tak, że nagle nas olśnił. Pierwsze sygnały, że we Francji gra bardzo zdolny Polak, dostaliśmy już kilka lat temu.
Ile razy obserwowaliście go w akcji, zanim podjęliście ostateczną decyzję?
– Ponad dziesięć razy. Był przez nas „prześwietlony” bardzo dokładnie, zarówno w meczach Reims, jak i reprezentacji Polski.
A obok wypowiada się naczelny w kraju ekspert od spraw Realu i Liverpoolu, czyli Jerzy Dudek. Jego zdaniem, dla Ronaldo nie ma granic.
Real zaczyna przypominać huragan zmiatający kolejnych rywali. Dziś w Madrycie może zmieść Liverpool…
– Tak może być, bo Real w ofensywie jest nie do zatrzymania. To, co oni ostatnio grają… Iker Casillas powiedział, że ten zespół może stworzyć nową historię klubu, a on wie, co mówi. Kiedy na początku sezonu zdarzyły się Realowi dwie porażki w trzech meczach, niektórzy zaczęli bić na alarm, ale ja byłem spokojny. Wbrew pozorom w klubie nastąpiły spore zmiany, doszli nowi piłkarze, którzy chwilę przed sezonem po raz pierwszy spotkali się w szatni. Potrzebowali trochę czas u i teraz widzimy, na co ich stać. Byłem na Anfield, wiedziałem pierwszy mecz i różnicę, jaka dzieliła oba zespoły. Ale do Liverpoolu wciąż mam ogromny sentyment, więc liczę na niespodziankę i ich remis w Madrycie. Choć wiem, że na to, co teraz mówię, nie mam żadnych argumentów.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Taką okładką wita nas dziś PS.
Zaczynamy od Ligi Mistrzów, tekstem od Borussii Dortmund. Koniec pięknej opowieści BVB. Cytujemy inny fragment niż w Fakcie.
– Klopp zna walkę o utrzymanie z czasów prowadzenia Mainz. Tylko wówczas był to inny klub i również inny trener, dopiero zaczynający karierę, marzący o wielkich sukcesach. Teraz coraz częściej widzimy bezradnego szkoleniowca, który daje się wykiwać rywalom – powiedział o Kloppie były bramkarz reprezentacji Niemiec Oliver Kahn. Trener Borussii dał się między innymi ograć w sobotę Pepowi Guardioli. W hicie Bundesligi Bayern w pierwszej połowie przegrywał z Borussią, ale potem Hiszpan dokonał zmian w ustawieniu, a Klopp zareagował na nie za późno, gdy Bawarczycy już się rozpędzili. Zresztą lista grzechów Kloppa jest zdecydowanie dłuższa. Na pewno źle przygotował zespół do sezonu, bo drużyna z Dortmundu straciła najwięcej goli w ostatnich minutach ze wszystkich klubów Bundesligi. A gdyby uwzględniać jedynie wyniki po przerwie, byłaby na ostatnim miejscu w tabeli. Wielu ekspertów twierdzi, że piłkarze BVB nie grają na odpowiednich pozycjach. Podstawowy problem to zastąpienie Roberta Lewandowskiego. Na miejsce Polaka sprowadzeni zostali Ciro Immobile oraz Adrian Ramos, ale i tak najczęściej w ataku występuje Pierre-Emerick Aubameyang.
Wracamy do polskiej rzeczywistości – Kocian mówi o pucharach, które złamały kark Ruchowi.
Został pan ofiarą własnego sukcesu?
– Tak się właśnie czuję. Awansowaliśmy do pucharów, które złamały Ruchowi kark. W okresie przygotowawczym błędów nie popełniłem, wyniki wszystkich badań wychodziły zawodnikom dobrze. Ale problem w tym, że graliśmy praktycznie taką samą jedenastką cały poprzedni sezon, w nowych rozgrywkach było to samo. Mieliśmy za wąską kadrę. Chciałem zawodników będących w stanie z miejsca wskoczyć do składu, a przychodzili do nas tylko tacy, którzy mogli wzmocnić nas dopiero za pół roku czy rok. To był największy problem.
Prosił pan zarząd klubu o takie transfery?
– Tak, rozmawialiśmy o tym, ale nic z nich nie wyszło. Warunki, jakie Ruch może oferować swoim graczom, nie są bardzo atrakcyjne. Mogłem im obiecać dobry trening, zgraną szatnię i możliwość pokazania się w pucharach, ale pierwsze pytanie, jakie zadają piłkarze, brzmi: „Za ile?”. Wielu nie zgadzało się na nasze warunki.
Poza tym:
– Kuszczakowi będzie trudno o grę
– Małecki wypada na pół roku
– Masłowski znów jest kontuzjowany
– Liga: „Bełchatów zmroził Białystok”
– Liga: „Hańba na honorze Górali – goście rozbili w pył ekipę Ojrzyńskiego”
– Legia pozbędzie się Pinto
Natomiast w Śląsku błyszczy Pawełek.
Niedzielnym występem z Lechem Mariusz Pawełek pokazał, że trenerzy Śląska słusznie dali mu tak duży kredyt zaufania. Dziś nikt nawet nie myśli o możliwości postawienia jeszcze raz na Wojciecha Pawłowskiego. Od kilku kolejek 33-latek broni bardzo pewnie, a z poznaniakami był bohaterem wrocławskiego zespołu. Świetnie bronił uderzenia Darko Jevticia, Dawida Kownackiego i Kaspera Hämäläinena. – To jest taki sam przypadek jak Flavio Paixao, czyli zawodnik o dobrym potencjale, któremu trzeba dać trochę czasu i on pokaże, ile jest wart. Jestem z niego bardzo zadowolony – mówił niedawno trener Tadeusz Pawłowski. Od początku sezonu brał Pawełka w obronę w mediach i pompował w niego wiarę w siebie, nawet kiedy golkiperowi zdarzył się błąd. Od kilku kolejek trener już tego nie musi robić. Pawełek poczuł, że się na niego mocno stawia i broni jak z nut. – Mariusz to jeden z najbardziej niedocenianych bramkarzy w Polsce. Jest niezły w każdym elemencie rzemiosła, ma fajną umiejętność szybkiego, dobrego wprowadzenia piłki do gry ręką – ocenia trener, komentator telewizyjny i były bramkarz Czesław Michniewicz. – Jego błędy są wyolbrzymiane. Popatrzmy nawet na odbiór jego osoby. Tyle mówi się o bramkach-pawełkach. A kto w ogóle zwraca uwagę, że taki Dušan Kuciak ma w tym sezonie na sumieniu o wiele więcej niż Pawełek? – dodaje Michniewicz.
Jest też jeszcze jeden wywiad – z Mirosławem Szymkowiakiem. Jest trochę o ostatnim powrocie na boisko, no i o szkoleniu.
O szkoleniu młodzieży wie pan dużo z autopsji. W lidze zaczął pan grać mając 16 lat.
– Tak, grałem bardzo dużo spotkań, ale moich chłopaków uczę czegoś innego. Mecz powinien być raz w tygodniu, by sprawdzić, jakie postępy udało się zrobić podczas treningów. Młodych organizmów nie można eksploatować. Dziś jest tak, że oni grają w akademii, potem jadą na kadrę Małopolski, dochodzi do tego, że zamiast trenować, rozgrywają po 3-4 mecze w tygodniu. W lidze występujemy z zawodnikami o rok starszymi i zdarza się, że strona fizyczna bierze górę i przegrywamy wysoko. Miałem z tym problem, bo kiedyś wchodzę do szatni po wysokiej porażce, patrzę, a chłopaki roześmiani, telefony, Facebook itd. Powiedziałem im, żeby chociaż udawali wkurzonych, bo ja przez pół wieczora myślę, co zawaliłem, a wy macie to gdzieś. Udało się to zmienić. Niedawno po wysokiej porażce przyszli przeprosić. Powiedziałem, by nie przepraszali, tylko pokazali charakter. Podnieśli się – kolejny mecz wygraliśmy 6:0.
Na koniec – felieton Dariusza Dziekanowskiego. Mówi, że to czas wyjść z okopów.
Cieszy mnie powołanie Piotra Zielińskiego do reprezentacji Polski. Kilka razy w tym miejscu wyrażałem sympatię i podziw dla umiejętności tego zawodnika. To typ piłkarza, jakiego bardzo nam brakuje w kadrze – potrafi grać kombinacyjnie, jest kreatywny. Cieszy mnie to tym bardziej, że zbliża się mecz z Gruzją. W Tbilisi nie będziemy mogli pozwolić sobie na taką taktykę, jak przeciwko Niemcom w Warszawie. Nie wygramy meczu, czekając na rywala na własnej połowie, będziemy musieli coś stworzyć, wykreować. Trzeba będzie wyjść z okopów i zaatakować. Takiej gru od naszej drużyny narodowej oczekujemy, zwłaszcza z rywalami teoretycznie słabszymi. Mam nadzieję, że Zieliński pójdzie w ślady Milika i Mili i to o nim będzie równie głośno. Liczę, że przenosiny do Empoli wyjdą mu na dobre, chociaż uważam, że lepiej wyszedłby na powrocie do polskiej ligi. Piotr mówił, że byłaby to dla niego opcja ostateczna, dlatego odrzucił oferty Lecha i Legii. Uważam jednak, że na przykład Legia dałaby mu znacznie większe możliwości rozwoju niż broniące się przed spadkiem Empoli.