Reklama

Młodzieżowcy w Lechii jak piąte koło u wozu

redakcja

Autor:redakcja

14 grudnia 2020, 12:00 • 4 min czytania 16 komentarzy

Większość klubów Ekstraklasy w drugim roku obowiązywania przepisu o obowiązku wystawiania młodzieżowca uporządkowało swoją sytuację w tym względzie. Są jednak niechlubne wyjątki, do których zalicza się Lechia Gdańsk. Chyba nikt w tym sezonie nikt nie ma większego problemu z jakością gry zawodnika z oznaczeniem (M) niż drużyna z Trójmiasta. Niemal na sto procent można stwierdzić, że gdyby nie odgórny nakaz, Piotr Stokowiec nie wystawiałby teraz żadnego Polaka z rocznika 1999 lub późniejszych.

Młodzieżowcy w Lechii jak piąte koło u wozu

W poprzednich rozgrywkach niektóre ekipy nie potrafiły wyjść na prostą z nowym przepisem. Nie przez przypadek dwie z nich – Arka Gdynia i Korona Kielce – spadły do I ligi. Arkowcy przez pół roku non stop rotowali młodymi, bo żaden nie dawał rady. Dopiero gdy do przyzwoitej formy wrócił Mateusz Młyński, była tu jakaś jasność. W Koronie najlepsze występy objętych przepisem dotyczyły samej końcówki, gdy błysnęli Iwo Kaczmarski i Daniel Szelągowski. Wcześniej męczono się z Sokołem w bramce oraz rotowano w obronie Spychałą, Szymusikiem i Pierzchałą.

Na początku kompletnie stabilizacji na przynajmniej niezłym poziomie nie mogła również uzyskać Cracovia.

W obliczu różnych zawirowań wokół Kamila Pestki, przez pierwsze miesiące grał głównie bezbarwny Sylwester Lusiusz. Mający świetny start z Piastem Michał Rakoczy na dłuższą metę nie podołał i dziś nabiera doświadczenia w Puszczy Niepołomice. Z czasem Pestka wreszcie wrócił do łask i wiosną większego zmartwienia już nie było.

Latem Cracovia swój problem rozwiązała wstawieniem do bramki Karola Niemczyckiego, który po trochę niepewnym początku wyrósł na czołową postać między słupkami w całej lidze. Czujność Lechii natomiast chyba uśpił Karol Fila, który w tamtym sezonie wciąż był młodzieżowcem, a miejsce w składzie wywalczył jeszcze przed wprowadzeniem przepisu. Teraz jednak już nim nie jest i nagle okazało się, że nie ma godnego następcy. W żadnym stopniu nie stał się nim Tomasz Makowski, po którym zapewne się tego spodziewano chociażby przez pryzmat już całkiem sporego ogrania na najwyższym szczeblu.

Nic z tego nie wyszło. Gdybyśmy musieli wskazać dziesięciu ligowców bez żadnych atutów, chłopak na pewno znalazłby się w zestawieniu i to nie na końcowych miejscach. – Niestety, jego rozwój nie poszedł w dobrą stronę. Teraz nie da się na niego patrzeć – komentował u nas niedawno Jacek Kulig, twórca największego bloga skautingowego na świecie “Football Talent Scout”. Makowski imponował mu w reprezentacji U-17, ale piłka seniorska brutalnie go weryfikuje.

Reklama
Skoro ten zawodnik nie daje rady, sytuacja staje się poważna i trzeba improwizować.

I zaczynają się schody. Kilka szans otrzymał Mateusz Sopoćko, ale delikatnie mówiąc, ich nie wykorzystał. W sumie trudno się dziwić, skoro nawet na wypożyczeniu w jeszcze pierwszoligowym Podbeskidziu w większości przypadków grał jako zmiennik. Rafał Kobryń, który wiosną w kilku występach prezentował się nie najgorzej, po fatalnej pierwszej połowie w Zabrzu (3. kolejka) więcej już na boisku się nie pojawił. Mateusz Żukowski z pewnością jakiś potencjał ma, ale trudno, żeby grał kosztem Flavio Paixao czy Łukasza Zwolińskiego. Co najwyżej może wejść z ławki i tak się ostatnio dzieje. Kacper Urbański już rok temu został najmłodszym debiutantem w historii Lechii, ale w dłuższej perspektywie to nadal melodia przyszłości.

Wychodzi więc na to, że obecnie cała nadzieja w Jakubie Kałuzińskim. Dziś zagra na pewno, bo Makowski pauzuje za czerwoną kartkę z Łazienkowskiej po załatwieniu Bartosza Kapustki. 18-latek jeszcze nas nie olśnił, ale przynajmniej zbyt mocno nie odstaje. Czasami nawet lekko się wychylał na plus. W Gliwicach przed przerwą dwukrotnie po jego strzałach powstawało zamieszanie pod bramką Frantiska Placha. Teraz może znacznie zwiększyć swoje notowania i sprawić, że Piotr Stokowiec zapomni o Makowskim na dłużej.

Porównywalne do Lechii trudności z młodzieżowcami mają co najwyżej Podbeskidzie i Stal, choć nawet tam zawodnicy z tej grupy już dali jakieś konkrety (Maksymilian Sitek w Bielsku, Łukasz Zjawiński w Mielcu).

Krótko mówiąc, w Gdańsku pokpili sprawę.

Biało-zieloni do rywalizacji z Wisłą Płock przystąpią bez kartkowiczów Nalepy i Kubickiego oraz po trzech z rzędu porażkach, w których ani razu nie trafili do siatki przeciwnika. To jak na razie modelowy przykład ligowego średniaka. Niżej notowanych rywali pokona (komplet beniaminków plus Wisła Kraków), za to od wyżej notowanych zbierze w łeb (Raków, Górnik Zabrze, Legia, Lech i wychodzący z kryzysu Piast). Wyjątkiem od reguły domowe zwycięstwo nad Śląskiem Wrocław. Wychodzi na to, że pogrążeni w jeszcze większym kryzysie “Nafciarze” doznają kolejnej porażki. Historia także nie jest ich sprzymierzeńcem. Odkąd latem 2016 wrócili do Ekstraklasy, w ośmiu meczach z Lechią wygrali dwukrotnie, raz zremisowali i aż pięć razy przegrali.

Fot. 400mm.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

16 komentarzy

Loading...