W lecie tego roku został oddany bez żalu. W drużynie Juventusu nie było już dla niego miejsca i za mierne 3,5 mln euro zmienił jeden koniec Turynu na drugi. Transfer ten nie odbił się szerokim echem w mediach, a fani bianconeri odetchnęli z ulgą, że pozbyto się niechcianego piłkarza, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei. I o ile mistrzowie Italii raczej nie tęsknią za Quagliarellą, to Fabio na pewno nie żałuję przeprowadzki z Juventus Stadium na Stadio Olimpico. Piłkarz, który w jednym zespole był wyborem numer sześć do gry w ataku, w Torino stał się motorem napędowym drużyny i najgroźniejszą bronią Granata. Wraz z przeprowadzką do Byków popularny „Eta Beta” odnalazł dawno zagubioną powtarzalność i okazał się być transferowym strzałem w dziesiątkę.
Stara Dama wydawała w sumie na Quagliarellę 15 mln euro, a ten miał się stać snajperem piemonckiej jedenastki. Problem polega na tym, że Fabio nigdy nie był uosobieniem skuteczności i jeszcze nie zdarzyło mu się strzelić więcej niż 13 bramek w sezonie. Kiedy napastnik zasilał ekipę bianconeri wielu marzyło, że będzie osławionym „top playerem”, który będzie zdobywał powyżej dwudziestu goli w lidze rocznie. O ile można powiedzieć, że trafienia Quagliarelii zapadają w pamięć, to trzeba dodać, że chodzi tu o samą urodę tych bramek, a nie o ich liczbę. 31-letni reprezentant Włoch ma to do siebie, że potrafi pokonać bramkarza rywali z niemalże każdej pozycji na boisku, jednak kiedy trzeba tylko dołożyć nogę, bądź znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie to ma z tym spore problemy.
W Juventusie Quagliarella strzelił 30 goli w ponad stu występach i nie jest to statystyka, której mógłby się wstydzić. Jego problemem były rozdmuchane oczekiwania tifosich, które co ciekawe spełniał na samym początku swej przygody w zespole bianconeri. Fabio strzelił 9 bramek w rundzie jesiennej sezonu 2010/2011 i wyrastał na pierwszoplanową gwiazdę w ataku Starej Damy. Jego świetną dyspozycję przerwała jednak kontuzja, której nabawił się w meczu z Parmą. Quag zerwał więzadła w kolanie i do końca rozgrywek oglądał poczynania kolegów z zespołu w telewizji. Gdy wrócił do zdrowia musiał walczyć o pierwszy skład najpierw z Vuciniciem i Matrim, potem z Giovinco, a następnie z Tevezem, Llorente i Osvaldo.
Okres, w którym Quagliarella był najlepszym napastnikiem Juve i nie miał praktycznie konkurencji pechowo zakończyła straszna kontuzja. Po powrocie na murawę ciągle strzelał bramki, ale robił to rzadziej, bo i rzadko dane było u występować w pierwszym składzie. Fabio dokładał cegiełki do zwycięstw turyńczyków i mistrzowskich tytułów, ale nie był już zawodnikiem od którego zależała gra zespołu. Gdy w lutym 2014 roku nie załapał się na listę zgłoszonych do gry w Lidze Europy, wiedział że przyszła pora opuścić Juventus. Mimo, że już w kwietniu mówiło się o jego wstępnej umowie z Lazio, „Eta Beta” przeniósł się do Torino i było to miękkie lądowanie.
TRANSFER
– Powiedziałem mojemu agentowi, że pierwszeństwo mają Napoli i Torino – zdradził Quagliarella. Mariaż z azzurri nie był możliwy z wielu powodów. Po pierwsze zawodnik nie miałby szans w walce o pierwszy skład z Gonzalo Higuainem, po drugie relacje pomiędzy oboma klubami raczej wykluczały rozpoczęcie rozmów, a po trzecie fani Partenopei szczerze nie przepadają za byłym napastnikiem Starej Damy, o czym przypominają mu gwizdami z trybun. Wątpliwe też, by działacze błękitnych byli nawet zainteresowani jego powrotem na stadion Świętego Pawła, a fakt, że Fabio jest kibicem Napoli nie miałby tutaj najmniejszego znaczenia.
Torino było dla Quagliarelli zdecydowanie bardziej realistycznym rozwiązaniem. Z jednej strony tifosi nie mieli mu za złe bronienia barw Juventusu i pamiętali, że to właśnie w Granata stawiał swoje pierwsze kroki w zawodowej piłce. Z drugiej strony Byki szukały napastnika, który zastąpiłby w drużynie sprzedanego do Borussii Dortmund Ciro Immobile. Działacze Starej Damy szybko doszli do porozumienia z dyrektorami drugiej turyńskiej drużyny i po dziewięciu latach Fabio powrócił do zespołu siedmiokrotnych mistrzów Italii.
ŚWIEŻY START
W pierwszych trzech kolejkach nowego sezonu nic nie szło po myśli naszego bohatera. Quagliarella nie potrafił wpisać się na listę strzelców w starciach przeciwko Interowi, Sampdorii i Hellas Werona, a oceny wystawione mu przez włoska prasę były lekko mówiąc nie najlepsze. Przełamanie nastąpiło w pojedynku z Cagliari wygranym przez Torino 2:1. Nie dość, że Fabio zdobył gola to drużyna wygrała pierwszy mecz w rozgrywkach, zrzucając z siebie ciężar krytyki. W kolejnych potyczkach „Eta Beta” pokonał bramkarzy Fiorentiny, Napoli i Udinese, czyli trzech klubów, w których występował w przeszłości. Do swego imponującego dorobku dodał ponadto dwa trafienia w Lidze Europy, a trener Giampiero Ventura musiał tłumaczyć się prasie, że rezultaty Torino absolutnie nie stały się zależne od formy 31-letniego snajpera.
Wyniki mówią jednak co innego. Toro zdobyło jak do tej pory sześć bramek w ośmiu meczach Serie A, z czego cztery to trafienia Quagliarelli. Fabio z miejsca stał się kluczowym graczem turyńczyków i jednym z najczęściej desygnowanych do gry piłkarzy. Na krajowym podwórku napastnik wystąpił we wszystkich dotychczasowych spotkaniach, przebywając na murawie przez 674 minuty na 720 możliwych. W całym zeszłym sezonie w Juventusie Antonio Conte pozwolił mu jedynie na 402 minuty gry! W swym nowym klubie Quagliarella występuje częściej od kapitana zespołu Kamila Glika, a więcej czasu na boisku z całej kadry otrzymał tylko Emiliano Moretti.
Można powiedzieć, że cała ofensywna gra Torino opiera się obecnie na Quagliarelli. Napastnik dostał od trenera Ventury dużo swobody dzięki czemu może w końcu rozwinąć skrzydła. W biało-czarnej części Turynu Fabio był strofowany przez Antonio Conte za jego liczne próby strzałów z dystansu, w tym uderzeń z okolic środkowej linii boiska. W Granata piłkarz może robić to co w danym momencie przyjdzie mu do głowy. Quagliarella rzadko notuje celne podania, często oddaje strzały z różnych pozycji i potrafi irytować, ale jest nieoceniony dla klubu. Osiem punktów zdobytych przez turyńczyków to w dużej mierze jego zasługa. Gdyby wyjąć tego napastnika z tej drużyny Torino walczyłoby z Parmą o miano najgorszej ekipy początku sezonu.
– Pierwszą bramkę w nowych barwach zadedykowałem samemu sobie, gdyż po prostu na nią zasłużyłem. Po długim okresie, w którym byłem głównie krytykowany potrzebowałem nowego otwarcia – ocenił Quagliarella, a jego dobra forma szybko została zauważona. „La Gazzetta dello Sport” uznała, że Fabio obok Jose Marii Callejona (Napoli), Carlosa Teveza (Juventus)i Keisukę Hondy (Milan) ma największy wpływ na wyniki meczów w lidze. Pomeczowe noty, które dostaje w „łososiowym” dzienniku mogą budzić zazdrość największych gwiazd Serie A, a fani na Półwyspie Apenińskim masowo kupują go do swoich drużyn w grach typu Fantasy.
Kibice Torino mają nowego ulubieńca i trudno im się dziwić. Quagliarella strzelił ostatnio po bramce w pięciu meczach z rzędu, notując najlepszy start sezonu w swojej karierze. Torino wróciło po długim czasie do europejskich pucharów, a pierwszą bramkę na międzynarodowej arenie po dwudziestu latach dla Granata zdobył właśnie Fabio. 31-latek podkreślał, że transfer na Stadio Olimpico to wybór serca, ale my możemy już ocenić, że jego decyzja to przykład zdrowego rozsądku.
Piotr Ziemkiewicz (agencja AsInfo)