Wiadomo, że nasza liga – eufemistycznie mówiąc – nie należy do najsilniejszych, ale nawet tutaj, w tej krainie paździerzy i strzałów w aut, trzeba jednak wygrywać, by myśleć o sukcesach. Może kiedyś się to zmieni i wystarczą same remisy, nie wykluczamy, ale dziś trzeba zwyciężać. A Lech tego nie robi, punktuje bardzo przeciętnie i jeśli spojrzeć w tabelę, widać, że zaczyna mieć problem. Albo wręcz: już go ma.
Dwa zwycięstwa, trzy remisy, trzy porażki to bilans marniutki, jak na ambicje Lecha. Fakty są takie, że dzisiaj ekipie Żurawia bliżej do okrojonej strefy spadkowej niż nawet do podium – tu osiem punktów straty, tam siedem oczek przewagi. Oczywiście można zauważyć, że względem ligowego pudła Lech ma jeszcze jeden mecz zaległy, ale przy takiej grze, jaką poznaniacy prezentują w lidze… Trudno z automatu dopisywać im jakiekolwiek punkty.
STRATA DO LIDERÓW ROŚNIE
Jeśli założymy, że wciąż to Lech z Legią są głównymi faworytami do zdobycia tytułu, to z perspektywy tych pierwszych sytuacja wygląda źle. Czy Legia gra jakiś wielki futbol? Nie. Czy Legia punktuje? Tak i to bardzo solidnie. 13 oczek w pięciu meczach. Czasami jest to wymęczone, nieprzekonujące, ale tabela tego pamiętać nie będzie – ona tylko liczy łupy. No a ponadto Wojskowi mają jednak tę przewagę psychologiczną nad rywalem, że znowu go ograli. Sezon wcześniej to właśnie zwycięstwo 2:1 nad Lechem było punktem zwrotnym dla ekipy Vukovicia i nie można wykluczyć, że i tym razem zespół ze stolicy dostanie solidnego motywacyjnego kopa.
A jest jeszcze Raków, który też regularnie łapie oczka. Jasne, teraz dość frajersko zremisował z Wisłą, bo miał multum sytuacji, ale to wciąż zespół, który przegrał tylko raz – w pierwszej kolejce.
I gdybyśmy grali 37 spotkań, można by machnąć ręką i stwierdzić: oj tam, oj tam. Odrobią na wiosnę. No, ale ze względu na pandemię terminarz został okrojony i Pucharu Maja nie będzie. Lechowi wcale nie zostało wiele czasu, by przeciwników gonić. Oczywiście: grania jest nadal sporo, ale co najmniej osiem punktów straty do lidera (przy założeniu wygrania zaległego meczu) to na tym etapie dość średnia pozycja wyjściowa.
Poza tym może być przecież gorzej. Po pierwsze Lech wciąż marzy o awansie z grupy Ligi Europy, a tak jak pan Kowal powiedział: polskie zespoły nie potrafią grać co trzy dni i na przykładzie Kolejorza dobrze to widać. Osłabiony Standard? Łatwy do walnięcia. Osłabiona Legia? Ciężary i porażka.
Po przerwie reprezentacyjnej Lech w krótkich odstępach czasu zagra kolejno z Rakowem, Standardem i Lechią na wyjeździe. Nie jest to prosty terminarz. Dopiero potem przyjdą większe luzy, czyli starcia ze Stalą, Podbeskidziem, Wisłą Kraków i Pogonią, natomiast warto by przystępować do tych meczów bez pogłębiania straty punktowej w lidze, a o to wcześniej będzie trudno.
KLUCZOWA ZIMA
Natomiast dobrze: załóżmy optymistyczny scenariusz i Lech do końca rundy punktuje przyzwoicie, ma jakiś kontakt z prowadzącymi w tabeli. Wówczas będzie trzeba się zastanowić, jak w odpowiedni sposób przepracować zimowe okienko transferowe. Bardzo prawdopodobne jest odejście już wtedy Jakuba Modera, po udanej grze w Europie niewykluczone są oferty dla Puchacza czy Kamińskiego. Ten zespół po raz kolejny może się zmienić.
I wydaje się, że zimą Lech powinien depnąć w pedał, może i wydać trochę więcej pieniędzy na rynku, bo bez tego może być z nim krucho. Już widać, że drużyna ma problem na środku obrony, a jeszcze odejście Modera skomplikowałoby sytuację w środku pola. Jasne, ekipie Żurawia pewnie mimo wszystko odpadnie jeden front, czyli Liga Europy, ale niemal na pewno trzeba założyć, że w lidze będzie musiała rywali gonić. A do tego jednak potrzeba będzie nowych argumentów.
Przed Lechem naprawdę ciekawy czas. Dzięki sprzedażom i dobrej grze w Europie, wiadomo, że Kolejorz będzie finansowym zwycięzcą tego sezonu. Tutaj odjechał i nie ma dyskusji. Natomiast kibicom to nie wystarczy, oni nie chcą widzieć w gablocie pozytywnego bilansu rocznego tylko trofea. I jeśli miałoby się skończyć tak, jak na przykład po sezonie 10/11, gdy Lech dał show w Europie, a skończył ledwie na piątym miejscu, byłby to smutny finisz tej ładnej przecież historii.
Fot. FotoPyk