Reklama

Trzy trofea i pożegnanie. Historia (zbyt) krótkiej przygody Robsona w Barcelonie

redakcja

Autor:redakcja

07 listopada 2020, 11:15 • 8 min czytania 1 komentarz

Sir Bobby Robson tytułu szlacheckiego nie dorobił się za ładne oczy. Legendarny angielski menedżer przez lata wypracował sobie markę jednego z najlepszych trenerów na świecie. FC Barcelona zagięła parol na Anglika na długo zanim ostatecznie objął on funkcję trenera klubu z Katalonii. Jednak wcześniej Robson odmawiał, ponieważ najpierw nie chciał opuszczać Ipswich Town, a później wykazał lojalność względem reprezentacji Anglii. W 1996 roku zdawał sobie jednak sprawę, że to może być ostatnia szansa na to, by trenować „Dumę Katalonii”, więc kiedy otrzymał kolejną propozycję, nie zawahał się ani chwili. I choć na stanowisku trenera Barcelony spędził zaledwie rok to nie można powiedzieć, żeby to był zły czas dla klubu.

Trzy trofea i pożegnanie. Historia (zbyt) krótkiej przygody Robsona w Barcelonie

Robson od początku nie miał łatwo, gdyż zastępował samego Johana Cruyffa. Osoba Holendra była sporym utrapieniem dla angielskiego trenera i niemalże nawiedzała go na początku pracy. Porównania w mediach jego drużyny do barcelońskiego „Dream Teamu” prowadzonego przez Cruyffa były nieuniknione. Katalońscy dziennikarze, którzy byli pro – Cruyff, nie szczędzili krytyki ekipie Robsona. Dlatego dochodziło między innymi do takich sytuacji, że po wygranym przez Barcę 6:0 ligowym meczu z Rayo Vallecano w katalońskiej prasie pisano, że Blaugrana co prawda wygrała 6:0, ale styl pozostawia wiele do życzenia.

Wyniki się zgadzały, lecz zespół był krytykowany za styl. Taki odwrócony Lech Poznań.

WSZYSTKO BY SIĘ UDAŁO, GDYBY NIE CI WŚCIBSCY HOLENDRZY

Do tego Cruyff sprawił, że w zarządzie Blaugrany doszło do mocnych podziałów. Władze FC Barcelona to mocno upolitycznione środowisko, a walka w tym klubie o stołki jest niekiedy równie interesująca co kwestie czysto piłkarskie. Robson zwierzęciem politycznym nigdy nie był, więc średnio się w tym wszystkim odnajdywał i raczej próbował się od tego zdystansować.

Szefostwo klubu dzieliło się na tych, którzy chcieli pozostawienia Cruyffa na stanowisku i na tych, którzy, po pozbyciu się go, otworzyli w domu szampany. Faktem jest, że w pewnym momencie wiele zaczęło się mówić, iż Holender to idealny kandydat na nowego prezydenta klubu. Część osób u władzy czuła jednak, że klubowa legenda jest dla nich zagrożeniem. Kiedy więc zaliczył słabszy okres (dwa sezony bez trofeum) nie mieli żadnych oporów, żeby go zwolnić, a wręcz poczuli ulgę, gdy do tego doszło. Warto też nadmienić, że Robson w 1996 roku nie był pierwszym wyborem na następcę Cruyffa. Kandydatem numer jeden był Louis van Gaal, który miał kontynuować myśl trenerską swojego rodaka. W końcu dopiero co sięgnął w spektakularny sposób z „dzieciakami” z Ajaxu Amsterdam po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Jednak van Gaal miał jeszcze roczny kontrakt z Ajaxem i nie za bardzo było jak to obejść. W związku z tym wybór padł na Robsona.

Reklama
BARCELONA WYGRA Z BETISEM? KURS: 1,40 W TOTOLOTKU!

Jednak to było takie zatrudnienie na zasadzie: „Dobra, weźmy tego Robsona na rok, a potem bierzemy van Gaala”. W Polsce nazywamy to „okresem przejściowym”. Trener Barcelony pytany przez dziennikarzy, czy nie czuje się przez to wszystko jak trener tymczasowy odparł, nie bez racji, że tak naprawdę to każdy trener jest trenerem tymczasowym i na każdego kiedyś przyjdzie czas. Niemniej mógł się Robson nabawić bólu głowy przez tych Holendrów. Z jednej strony mierzył się z legendą Cruyffa, z drugiej miał świadomość, że na jego posadę już czyha van Gaal.

Oczywiście w klubie nikt oficjalnie nie powiedział, że Anglik jest zatrudniony na przeczekanie, ale wszyscy wiedzieli, że taki jest plan i (uwaga, spojler) tak właśnie się stało.

„ROBSON MIAŁ SERCE”

Jednak nim do tego doszło, to Barcelona dzięki Robsonowi wróciła do wygrywania trofeów. W sezonie 1996/1997 sięgnęła po Superpuchar Hiszpanii, Puchar Zdobywców Pucharów i Puchar Hiszpanii. Nie jest to co prawda najbardziej prestiżowa odmiana potrójnej korony, ale jednak trzy trofea wpadły do gabloty, a w lidze Barca skończyła sezon raptem dwa punkty za pierwszym Realem Madryt.

Bobby Robson w pewnym sensie ​​„zawstydził” Barcę swoim sukcesem. Trudno bowiem było rozstać się po roku z trenerem, który zaliczył tak udaną kampanię. Włodarzom przyszło to z trudem, ale mimo wszystko nie zrezygnowali z wcześniej obranego kursu na van Gaala. W ten sposób te roczne rządy stały się łącznikiem między dwoma wersjami filozofii futbolu totalnego prezentowanej przez dwóch holenderskich trenerów.

Anglik nie był tak charyzmatyczną postacią jak jego poprzednik. To raczej typ brytyjskiego dżentelmena. Jego kultura osobista stanowiła spory kontrast w porównaniu do tego co znano na Camp Nou wcześniej, natomiast wątpliwości piłkarzy zostały spotęgowane pewnego ranka, wkrótce po zatrudnieniu Robsona, gdy ten próbował wyjaśnić swoją taktykę, rysując kredą na podłodze w szatni. Po Cruyffie, Robson wydawał się bardzo tradycyjny i brakowało mu tego błysku w oku, który miał jego poprzednik. Pep Guardiola, zawodnik ówczesnej Barcelony, wyznał po latach, że minęły trzy – cztery miesiące, nim piłkarze w pełni zrozumieli sposób myślenia Robsona i to, jak trener chce, żeby ta drużyna grała. Jednak jak już to wszystko zażarło to zespół funkcjonował bez zarzutu. Z kolei Christo Stoichkow zapytany o różnicę między Cruyffem, a Robsonem powiedział: „Robson miał serce”.

Reklama
Bobby Robson, Vitor Baia, Jose Mourinho, Pep Guardiola

Aczkolwiek były też trudniejsze chwile.

Robson pracował w Barcelonie rok, a niewiele zabrakło, żeby nawet tego jednego sezonu w pełni nie przepracował. W pucharowym starciu przeciwko Atletico Madryt, Barca przegrywała już 3:0. Kibice zaczęli machać białymi chusteczkami co w hiszpańskich realiach oznacza, że naprawdę cierpliwość już im się skończyła. Szefostwo Barcelony podobno miało w przerwie ustalić między sobą, że jeśli wynik nie ulegnie zmianie, to Robson wyleci ze stanowiska. Sęk w tym, że wynik uległ zmianie. Barcelona ostatecznie wygrała 5:4. Awansowała do kolejnej rundy Pucharu Króla i ostatecznie wygrała całe rozgrywki.

Angielski trener zachęcał też piłkarzy do samodzielnego myślenia. W przerwie meczu finałowego Copa del Rey przeciwko Realowi Betis, Barca remisowała 1:1. Zawodnicy chcieli skupić swoje ataki na lewej stronie boiska i omawiali swój plan z Mourinho, podczas gdy Robson jedynie patrzył na to co dzieje się w szatni i nic nie mówił. Pozwolił piłkarzom działać tak jak oni uważają za stosowne. Tak czy inaczej ich taktyka okazała się skuteczna i Blaugrana wygrała 3:2 po dogrywce.

DWAJ PRZYJACIELE Z ŁAWKI TRENERSKIEJ

Wspomnieliśmy przed momentem o Mourinho, ale warto jeszcze pociągnąć wątek współpracy Portugalczyka z Bobbym Robsonem. Poznali się w Portugalii. Współpracowali w Sportingu CP i FC Porto. Niby początkowo Mourinho pełnił rolę tłumacza ze względu na przyzwoitą znajomość języka angielskiego, ale tak naprawdę zawsze był kimś więcej niż tłumaczem. Mimo młodego wieku, był pełnoprawnym asystentem Anglia. Obaj byli jak woda i ogień, ale to właśnie dlatego tak dobrze im się współpracowało. Robson nie potrzebował u boku człowieka, który będzie taki jak on, potrzebował kogoś kto ma te cechy, których mu brakuje. Obaj panowie bardzo dobrze się uzupełniali.

Po latach owocnej współpracy w Portugalii, Bobby Robson chciał go zabrać ze sobą do Barcelony. Sęk w tym, że Barca chciała Robsona, który dobrze sobie radził w Porto, ale niekoniecznie nieznanego Mourinho. Katalończycy zaoferowali na stanowisko asystenta Jose Ramona Alexanko, klubową legendę, która już zakończyła karierę, ale jeszcze nie tak dawno temu była kapitanem „Dream Teamu” Johana Cruyffa.

Jednak w tej kwestii Bobby Robson był nieugięty i postawił sprawę na ostrzu noża – albo przylecę do Barcelony z Mourinho albo wcale.

Bobby Robson i Ronaldo

Portugalczyk w Barcelonie pracował za dwóch. Dosłownie. Był bowiem asystentem Robsona, ale do tego wciąż pełnił rolę jego tłumacza. Jednak szefostwo klubu szybko dostrzegło, że te dwie role nieco się gryzą. Mourinho na konferencjach prasowych zamiast tłumaczyć słowa Robsona zaczął dodawać własne opinie i wzbogać tłumaczenia swoim komentarzem. Dziennikarze, którzy znali angielski dostrzegali, że słowa Robsona są krótkie, zwięzłe i na temat, a tłumaczenia Mourinho głębokie i przemyślane.

Po trzech konferencjach prasowych Portugalczyk został odsunięty od roli tłumacza.

Piłkarze i dziennikarze go lubili. Był swoistym pomostem między grupą trzymającą władzę (Guardiola, Enrique, Sergi, Abelardo) a samym Bobbym Robsonem. Podczas gdy Robson zachowywał profesjonalny dystans od swoich podopiecznych, Mourinho był ich znacznie bliżej. Jego doskonałe relacje z portugalskojęzycznym nowym nabytkiem – Ronaldo – pomogły wydobyć to, co najlepsze z Brazylijczyka, którego praktycznie nie można było zatrzymać. Relacja Mourinho i Robsona była na tyle bliska, że swego czasu dziennikarz Luis Martin z „El Pais” zażartował w rozmowie z Portugalczykiem, że chyba jest chłopakiem Robsona. Mourinho odpowiedział w swoim stylu: „Przyprowadź swoją siostrę, a dowiemy się, czy to prawda”.

BETIS WYGRA Z BARCELONĄ? KURS: 6,17 W EWINNER!

Jednak śmiało można stwierdzić, że łączyła ich szczera przyjaźń. Także ich żony dobrze się dogadywały. Mourinho mieszkał ze swoją żoną Matilde w Sitges, zamożnej dzielnicy na obrzeżach centrum miasta. Robson mieszkał w pobliżu wraz z żoną Elsie. Matilde była dla Robsonów równie pomocna jak Jose. Często wpadała na pogaduchy z Elsie, a także gotowała państwu Robson posiłki.

***

Kiedy Bobby Robson dostał, jak to często bywa w korporacyjnych realiach, kopniaka do góry i zwolnił miejsce dla van Gaala na ławce trenerskiej, samemu lądując w gabinecie dyrektora po zakończeniu sezonu, Mourinho od razu stwierdził, że zawinie się z Camp Nou, kiedy tylko jego przełożony znajdzie nową fuchę jako szkoleniowiec. Dyrektorskie stanowisko niespecjalnie bowiem Robsona interesowało, czuł się trenerem i chciał tę karierę kontynuować. Jednak Anglik zachęcił go do pozostania z van Gaalem, a nawet polecił go Holendrowi. Ostatecznie zarówno van Gaal dał się przekonać do postawienia na młodego, ambitnego Portugalczyka, jak i Mourinho po namyśle zgodził się zostać w Barcelonie. Reszta, jak mawia klasyk, jest historią.

Duet Robson – Mourinho w sezonie 1996/1997 zdziałał wiele dobrego, ale mistrzostwa nie udało się wywalczyć. Zresztą w kuriozalnych okolicznościach – na finiszu sezonu drużynę opuściła jej największa gwiazda, Ronaldo, który udał się na zgrupowanie reprezentacji kraju i nie pomógł Barcelonie w kluczowych dla losy tytułu spotkania. Stało się zatem to, czego Robson się spodziewał od dawna. Musiał pożegnać się z piastowanym stanowiskiem. Włodarzom Blaugrany marzył się powrót do holenderskiej szkoły futbolu. Mimo to, wielu kibiców Barcelony docenia pracę, którą wykonał Anglik i trzy trofea, które wywalczył w ciągu jednego sezonu.

Do szczytowego okresu kadencji Cruyffa może i nie dorównał, lecz niewątpliwie wyciągnął Barcę z dołka.

MICHAŁ NIKLAS

fot. Getty Images, NewsPix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
10
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

1 komentarz

Loading...