Warta Poznań spośród wszystkich beniaminków Ekstraklasy otrzymuje za swoją postawę najlepsze recenzje. Na pochwałę – oczywiście nie licząc ostatniego, kompletnie nieudanego meczu z Legią – zasługuje przede wszystkim jej gra w defensywie i dyscyplina taktyczna. Jednak problem ze zdobywaniem bramek wciąż trapi podopiecznych Piotra Tworka. W ofensywie, zwłaszcza w bocznych strefach boiska, próżno w Warcie szukać graczy, którzy potrafią zrobić różnicę. Brak goli oraz brak asyst z ich strony już stanowi duży problem. Do zimowego okienka transferowego pozostało jeszcze kilka kolejek. Czy to czas, aby bić w dzwony alarmowe?
5 strzelonych bramek w ośmiu meczach. To bardzo przeciętny wynik. Wręcz słaby. Gdy weźmiemy pod uwagę, że w zaledwie dwóch spotkaniach piłkarze z Poznania wpisywali się na listę strzelców, tworzy się bardzo nieciekawy obraz. Ewidentnie widać, że ofensywni gracze Warty nie są w stanie dać odpowiedniej jakości na poziomie Ekstraklasy. Wystarczy zresztą spojrzeć, kto z piłkarzy trenera Tworka trafił do siatki rywali. Trałka, Kieliba, Ławniczak i Kupczak. Zawodnicy odpowiadający w głównej mierze za destrukcję.
Jedynie napastnik Mateusz Kuzimski zdołał uratować honor przednich formacji. W tym miejscu należy zatem postawić pytanie – czy któryś z typowo ofensywnych graczy jest w stanie popchnąć ten wózek do przodu?
Boczni pomocnicy – ktokolwiek widział, kto wie?
Jeżeli ktoś spodziewał się, że Mariusz Rybicki lub Michał Jakóbowski będą zachwycać ekstraklasową publikę ofensywnymi rajdami, celnymi dośrodkowaniami i nieszablonowymi zagraniami, to zapewne musiał być jeszcze pod wpływem euforii związanej z awansem lub po dobrej imprezie na poznańskich bulwarach. Zdarzało się niekiedy, że zawodnicy po awansie z I ligi potrafili mieć przebłyski formy w najwyższej klasie rozgrywkowej. W przypadku wyżej wymienionej dwójki nic takiego nie miało jednak miejsca. Na dodatek Rybicki odniósł uraz i w starciu z Legią zastępował go zaledwie 18-letni Kajetan Szmyt. Młody skrzydłowy również nie pokazał niczego specjalnego.
Spójrzmy na liczby bocznych pomocników Warty:
- Mariusz Rybicki – 7 występów, 538 minut, 0 goli, 0 asyst
- Michał Jakóbowski – 6 występów, 437 minut, 0 goli, 0 asyst
- Kajetan Szmyt – 5 występów, 176 minut, 0 goli, 0 asyst
- Mario Rodriguez – 5 występów, 250 minut, 0 goli, 0 asyst
Wychodzi na to, iż skrzydłowi ani razu nie mieli bezpośredniego udziału przy zdobytych bramkach.
W futbolu liczby nie są wszystkim, jasne. Jednak brak jakichkolwiek namacalnych efektów ze strony bocznych pomocników jest aż nadto widoczny. W poprzednim sezonie – jeszcze w I lidze – Jakóbowski w 31 meczach strzelił 5 goli i 7 razy asystował. Rybicki z kolei nigdy nie należał do efektywnych graczy. Miniona kampania – 1 gol, 2 asysty. Mimo wszystko wynika z tego, że chłopaki potrafią czasem strzelić bramkę i wypracować kolegom stuprocentową szansę na trafienie. Ale wszystko wskazuje na to, że Ekstraklasa to dla nich za wysokie progi. Może i oni wyszli z I ligi, ale I liga z nich już niekoniecznie.
Mario Rodriguez a ekstraklasowa rzeczywistość
Sztab szkoleniowy Warty już po pierwszych kolejkach zorientował się, że z taką siłą rażenia na skrzydłach mogą być spore problemy w dalszej części sezonu. W przypadku polskich klubów najpewniejszą polisą ubezpieczeniową są często hiszpańscy zawodnicy, wywodzący się z tamtejszych niższych lig. Stosunkowo niedrodzy, a ich fantazja i kreatywność w naszych realiach niekiedy wnosi wiele dobrego do zespołu. Przykładów wymieniać można wiele. Pierwszy z brzegu – Dani Ramirez lub Carlitos. Poznańscy włodarze na zasadzie sprawdzonej analogii również ściągnęli gracza z Półwyspu Iberyjskiego, który miał w krótkim czasie odmienić grę ofensywną.
Padło na Mario Rodrigeuza.
Mario Rodriguez w akcji
CV obiecujące. Wychowanek akademii Realu Madryt. Wiosną zaliczył nawet występ w występującej w La Liga Granadzie. Ale na chwilę obecną Hiszpan wygląda po prostu bardzo słabo. Nie może kompletnie odnaleźć się w realiach mocno fizycznej Ekstraklasy. Umiejętności techniczne posiada na zdecydowanie wyższym poziomie niż reszta zespołu, lecz dotychczas nic z tego nie wynikło. W poniedziałkowej rywalizacji z Legią był jednym z najsłabszych piłkarzy na boisku.
Jego Instat Index wyniósł zaledwie 197 oraz:
- oddał zero strzałów;
- wygrał zaledwie 3 z 12 pojedynków;
- zaliczył 1 udany dryling na 3 próby;
- zanotował aż 7 strat.
Na Instat Index należy brać poprawkę. Ale żeby zjechać poniżej liczby 200, trzeba się już nieźle postarać. Biorąc pod uwagę jego statystyki ze wszystkich 5 występów (2 razy wchodził z ławki), jego średni Instat Index wynosi 214. Zaledwie jeden raz zdecydował się uderzyć na bramkę rywali. Pod względem pojedynków i dryblingów prezentuje się akurat dość przyzwoicie – pojedynki: 49/18, 33%, dryblingi 14/7 50%. Niestety, nie przekłada się na to w żadnym wypadku na efekty, z których korzyść uzyskałaby drużyna.
Rodriguez bardzo często notuje straty, łącznie w tym sezonie zaliczył ich 21. Reasumując, na chwilę obecną jest strasznie chaotyczny i nierówny. Choć jeszcze go nie skreślamy. Być może przejdzie mityczny okres aklimatyzacji i czymś zachwyci kibiców.
Warta przyjęła inną strategię na utrzymanie w lidze
Obecna formuła rozgrywek z wyłącznie jednym spadkowiczem pozwala mieć w Poznaniu duże pokłady optymizmu, że któryś z zespołów okaże się jeszcze słabszy. Warta w porównaniu do beniaminków z poprzednich lat postanowiła zmienić trendy. Mianowicie utrzymać się mając solidną obronę, kosztem nawet średniej jakości z przodu.
Gdy sięgniemy wstecz i przypomnimy sobie, co też w tyłach wyczyniało Zagłębie Sosnowiec, ŁKS Łódź czy też Miedź Legnica, być może plan Piotra Tworka ma rację bytu. Tylko że bez znaczącej poprawy gry w ofensywie dość dobrze zabezpieczone szyki obronne mogą okazać się niewystarczające. Mizeria na skrzydłach to jedna sprawa, a jeśli dodamy do tego brak jakiegokolwiek napastnika gwarantującego bramki, to działacze już muszą poważnie rozglądać się za ofensywnymi wzmocnieniami. Dość podobne założenia taktyczne w poprzednim sezonie Bundesligi stosował Union Berlin. Najważniejsze to zagrać na zero z tyłu, a z przodu może coś wpadnie.
Tam miał, kto dostawić głowę lub nogę. W Poznaniu zaś Trałka czy Kieliba zmuszeni są wyręczać kolegów, którzy w teorii mieli za zadanie dokonywać egzekucji w polu karnym przeciwnika. A jeśli musisz straszyć przeciwników 36-letnim Łukaszem Trałką, który nawet w swoich najlepszych czasach nie był pomocnikiem szczególnie bramkostrzelnym, to wyraźny znak, że coś poszło źle.
fot. FotoPyk