O tym, że Pedro Tiba bardzo dużo znaczy dla Lecha, doskonale wiemy, nikogo nie trzeba przekonywać. W meczu z Rangersami widzieliśmy to jednak aż za dobrze. Bez niego druga linia “Kolejorza” funkcjonowała na zupełnie innych zasadach. A mówiąc wprost – była zwykłą drugą linią polskiego klubu, czyli bardziej do przeszkadzania niż grania z rozmachem.
W buty Tiby nie wszedł Filip Marchwiński, co zaskoczeniem raczej nie jest. Nie udało się także rozłożyć ofensywnych zadań nieobecnego kapitana na będących obok niego Jakuba Modera i Daniego Ramireza.
Marchwińskiego można jeszcze w miarę pochwalić za próbę pracy w defensywie, choć nawet w tym aspekcie liczby za bardzo go nie bronią, a my najbardziej zapamiętaliśmy dwa ostre faule z pierwszej połowy. 18-letni pomocnik nie zanotował żadnego przechwytu, tylko raz to on wywalczył faul dla swojej drużyny. Z przodu to już w ogóle było kiepsko. Żadnego kluczowego podania, dziewięć strat, raptem trzy wygrane pojedynki na dziesięć, jeden niecelny strzał głową w końcówce po centrze Alana Czerwińskiego. Naszym zdaniem Dariusz Żuraw spokojnie mógł go zdjąć wcześniej.
Dani Ramirez podobał się, jeśli chodzi o swój sposób grania, ale nie zaprezentował niczego ekstra.
O ile sprawdzał się w przetrzymaniu piłki i poklepaniu na małej przestrzeni, o tyle niewiele dawał, gdy należało zrobić coś trudniejszego i bardziej wymagającego. 92 procent celnych podań (44/48), osiem na dziewięć udanych dalszych zagrań i tylko sześć strat (mało, jak na jego pozycję) na papierze wyglądają fajnie, ale świadczą właśnie o tym, że Hiszpan – mimo dwóch kluczowych podań – jak na siebie nie był dziś zbyt kreatywny.
Jakub Moder generalnie trzymał fason i do pewnego momentu mógł się podobać, lecz w drugiej połowie również od niego oczekiwaliśmy więcej. Chyba już chwilami nie wystarczało sił. No i brakowało mu precyzji. Cztery razy strzelał – dwa razy został zablokowany i dwa razy piłka przelatywała obok bramki. Kluczowych podań – zero. Z dalszych zagrań celnych tylko pięć na dwanaście, aż dziewiętnaście strat.
W efekcie, mimo że “Kolejorz” jako zespół dzielnie walczył na Ibrox z klasowym przeciwnikiem i potrafił co nieco poklepać, to Allan McGregor miał nudny wieczór.
Poznaniacy nie oddali żadnego celnego uderzenia i nie stworzyli sobie żadnej czystej sytuacji. Oczywiście nie możemy za to winić tylko środkowych pomocników, bo dużo w grze do przodu można zarzucić także skrzydłom. Taki Tymoteusz Puchacz tracił piłkę 20 razy i ani razu dobrze nie dośrodkował, choć na pewno wyróżniał się inicjatywą i samym próbowaniem.
Generalnie dostaliśmy potwierdzenie, że problemem Lecha jest krótka ławka. Nie ma dublera dla Tiby, nie udało się też wypełnić luki po Kamińskim. Co innego Rangersi. Nie idzie im w ataku, to wejdzie Morelos i znów pognębi polską drużynę. Także, Pedro, wracaj szybko na boisko. Standard czeka.
Fot. Newspix