Jeśli jakikolwiek fan piłki nożnej na świecie nie wie jeszcze, jak grają drużyny Jorge Bordalasa, to ten mecz z Barceloną powinien służyć za modelowy przykład instruktażowy. Piłkarze Getafe byli jak bulteriery, jak wściekłe byki, jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”. To był pokaz tak brutalnej, tak mądrej, tak dojrzałej filozofii spod znaku wkładania kija w szprychy lepszemu piłkarsko rywalowi, że mimo wątpliwych walorów estetycznych, oglądało się to widowisko przyjemnie. Ta umiejętność w futbolu zawsze się obroni.
Nie jest to żadne wielkie odkrycie, bo o drużynach Bordalasa mówi się tak od dłuższego czasu, ale właściwie bardzo przypominało to najlepsze występy Atletico ze złotej ery Cholismo. Gra Getafe przywodziła na myśl poczynania złośliwego chłopaka, który wyszedł na dwór nauczyć młodszego brata jazdy na rowerze, ale za każdym razem, kiedy ten próbuje pedałować dłużej niż kilka sekund, wkładającemu mu patyk w szprychy tak, żeby ten lądował na ziemi. A, to jeszcze mało, bo kiedy przewracany młody próbuje się odgryźć i rzuca się na oślep z pięściami, starszy tylko się śmieje i obala dzieciaka na ziemię pierwszym lepszym chwytem podwórkowej bijatyki.
Barcelona była jak ten młodszy brat.
Bezradna. Zagubiona. Lądująca na ziemi.
Okej, miała kilka sytuacji na strzelenie gola, ale na jej własne życzenie nic z tego nie wyniknęło. Fatalnie dysponowany Griezmann spartaczył stuprocentową sytuację w pierwszej połowie. Gdzieś w tym samym czasie Messi trafił w słupek z kępki murawy, z której często strzela bezlitośnie, a pod koniec spotkania Argentyńczyk przestrzelił w dużym tłoku z szesnastki. To były dobre sytuacje. Poza tym bida z nędzą. Niewystarczająco podkręconego strzału Fatiego i nastrzelenia piłki w głowę Pique do statystyk nie zaliczamy.
Barca sytuacji miała jak na lekarstwo i to wcale nie tylko dlatego, że brakowało jej kreatywności.
Wprost przeciwnie. Starali się. Próbowali. Naprawdę próbowali.
Naprawdę.
Ale co z tego, skoro Getafe brutalnie ich pacyfikowało. Piłkarze Bordalasa biegali jak oszalali przez całe spotkanie. Założyli nawet nie tyle wysoki pressing, co cholernie wysoki pressing. Atakowali, gryźli trawę, zapieprzali. Łamali przepisy i konwenanse. No właśnie, co do przepisów – Nyom to barbarzyńca, ale to wiadomo od dłuższego czasu, nawet sędziowie śmieją się z tego, jakim skurczybkiem (ładnie powiedziane) jest na boisku. Messiego uderzył w twarz. Dembele totalnie zneutralizował. Fatiego przepchał, wypchał, skonsumował, wypluł. Kilka razy zagrał tak, że sami nie wiedzieliśmy, czy sędzia powinien gwizdać czy nie powinien. Może powinien, może nie. Zależy, na ile pozwala.
A pozwalał na dużo.
I to była woda na młyn nie tylko dla Nyoma, ale też dla całej szalonej spółki: Maty, Cucurelli, Maksimovicia, Arambarriego, Cucho… Chyba trzeba byłoby wymienić całą jedenastkę i trójkę, która weszła z ławki. No serio.
Pod koniec spotkania piłkarze Barcelony wyglądali już na zmęczonych, zajechanych, objechanych, zbyt często faulowanych, turbowanych, atakowanych. Masażyści pewnie będą mieli sporo do roboty, bo Getafe nóg faworytów nie oszczędzało. Ale co tu się dziwić, skoro Bordalas stosuje na treningach metody rodem z ćwiczeń służb specjalnych. To jest właśnie ich gra, to jest właśnie ich piłka.
Tylko, że nie byłoby tej wygranej, gdyby Getafe ograniczało się tylko do mistrzowskiej defensywy. Decydujący gol padł z karnego po faulu De Jonga na – a jakże – Nyomie, który dużo od siebie dołożył, ale rozmiar zwycięstwa mógł być wyższy, gdyby dwie doskonałe okazje wykorzystał Chucho. Za pierwszym razem trafił w poprzeczkę, za drugim razem w kosmos, ale właściwie i tu, i tu powinna być bramka.
W międzyczasie dopisało trochę szczęście, bo Djene mógł walnąć sobie dwa samobóje, ale co z tego, skoro ostatecznie są trzy punkty?
Trzy, dodajmy, zasłużone punkty.
A Barcelona, która została brutalnie wykastrowana, do przyszłotygodniowego El Clasico przystąpi w marnym nastroju. Chociaż tyle pocieszenia, że Real też zaliczył wpadkę, dostając od Cadizu. Od jakiegoś czasu to już oczywiste, ale no cóż: potwierdza się, że bogowie futbolu wcale nie są tacy nieustraszeni i niepokonani.
Getafe CF 1:0 FC Barcelona
Mata 56′ z karnego
Fot. Newspix