Lech Poznań zbiera właśnie owoce tego, na co postawił półtora roku temu. Być może przedwczesne były żarciki z tego, że Kolejorz najpierw chce grać najlepszą piłkę w Polsce, a dopiero później mówi o trofeach. Założenia Kolejorza były jasne – jeśli będziemy grać najlepiej, to sukcesy przyjdą. Ale co to znaczy to “grać najlepiej”? Czas przyjrzeć się temu, co poznańscy kibice nazywają Żurawballem. Zapraszamy na analizę gry lechitów.
Oczywiście tabela nie pokazuje tego, że Lech gra najlepszy futbol w kraju. Natomiast za straty punktowe w dotychczasowych starciach poznaniaków odpowiadała przede wszystkim dekoncentracja przy stałych fragmentach gry. I generalnie złe ustawianie przy rzutach rożnych. Do tej pory Kolejorz nie stracił jeszcze żadnego gola w lidze z gry – wszystkie trafienia rywali padły albo po wrzutkach ze stojącej piłki, albo po rzutach karnych.
Natomiast w ofensywie Lech ma polot, którego zazdrościć mu może cała liga. Kolejorz nie tylko gra ładnie, ale i gra po prostu efektywnie. Dlaczego? Owoce zbierane przez Lecha są nie tylko pokłosiem tego, że Dariusz Żuraw dysponuje mocną kadrą. Ale też z mądrej gry taktycznej.
Gra przestrzenią – coś, co robi przewagę
Kluczowym aspektem nowoczesnego futbolu jest ruch. Kto stoi, ten gra wolno. I nie stwarza zagrożenia. To prawda, którą możecie zaobserwować nawet na orliku – piłkarz stojący nie jest żadnym zagrożeniem, bo jest przewidywalny i nie wywiera presji na obrońcach.
Lech pod względem gry przestrzenią jest bardzo agresywny. Ta ewolucja stylu gry Lecha postępowała, bo jeszcze dwa lata temu pomocnicy i skrzydłowi chcieli piłkę do nogi. By poczarować, wejść w drybling, zamęczyć rywala rozgrywaniem. Ale kibice Kolejorza zapewne pamiętają swój zespół za czasów Jana Urbana. Lechici przewodzili lidze pod względem posiadania piłki, ale było to posiadanie bardzo pasywne. Symbolem tamtego zespołu był duet środka pola Tetteh-Trałka, który w pewien sposób definiował ówczesny styl drużyny.
Dziś piłkarze Lecha przy szybkich atakach samym ruchem na wolne pole wymuszają podanie w przestrzeń, gdzie będą mieli przewagę. Do takiego grania trzeba mieć jednak odpowiednich wykonawców – pomocników z wizją gry i dobrym podaniem oraz inteligentnych i szybkich skrzydłowych.
Jeśli chodzi o pomocników, to Lech spełnia te założenia. Właściwie każdy z rozgrywających Kolejorza potrafi posłać prostopadłe podanie po ziemi i krosowy przerzut za linię obrony rywala. Z kolei bodaj najlepiej czującym przestrzeń skrzydłowym nie tylko w Lechu, ale i w całej lidze, jest Jakub Kamiński. Oto przykłady.
Różnorodność w ataku – pressing
Lech jest zdolny do atakowania rywali na wiele sposobów. Zespołowi Żurawia nie sprawia problemu atak z kontry. Co więcej – w niemal każdym z dotychczasowych starć Kolejorz częściej atakował rywali kontratakami niż się na nie nadziewał. Jest to o tyle zaskakujące, że przecież lechici są postrzegani jako zespół lubujący się w posiadaniu piłki, zatem wydawałoby się, że naturalnie to ich łatwiej zaskoczyć po przechwycie.
Ale Kolejorz atakuje rywali w średnim i wysokim pressingu, choć najefektowniejszy jest ten drugi. To właśnie dzięki niemu poznaniacy potrafią przeprowadzić błyskawiczny atak po przechwycie lub odbiorze na połowie rywala. Najlepszy pod tym względem w zespole Lecha jest Jakub Moder – najczęściej odbierający piłkę zawodnik w lidze.
Lech doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zwłaszcza w Ekstraklasie wysoki pressing może być niezwykle groźną bronią. Na podobny model postawił chociażby Górnik Zabrze i przynosi mu to wymierne korzyści. Zaawansowanie techniczne obrońców w Ekstraklasie nie jest wysokie i ci pod naporem rywala albo będą piłkę gubić, albo wybijać ją na oślep. A to woda na młyn dobrze grających w powietrzu stoperów Lecha.
Dobrym przykładem korzyści uzyskiwanych przez Kolejorza jest mecz z Wisłą Płock. Rywal kompletnie nie radził sobie z rozgrywaniem piłki na własnej połowie. Efekt? 20 straconych piłek przez płocczan na swojej połowie, przy zaledwie jednej Lecha. Nieprzypadkowo przynajmniej jedną udaną próbę odbioru zaliczyli prawie wszyscy lechici – poza Ishakiem i Rogne, do którego goście po prostu nie docierali z piłką. Sygnał do ataku dawał zwłaszcza Moder, który zanotował osiem prób odbiorów (pięć skutecznych).
Jak trener Brosz wymyślił Górnika na nowo | ANALIZA
Lech – mimo przewagi technicznej nad przeciwnikami – jest po prostu agresywny, gdy piłki nie ma. W każdym z pięciu meczów Ekstraklasy przeważał nad rywalami pod względem intensywności pojedynków. Czyli liczby pojedynków i przechwytów drużyny broniącej na minutę posiadania piłki przez przeciwnika. Przekładając to na prostszy język – Kolejorz rzuca się na rywala po stracie.
Pomaga w tym też bardzo dobre przygotowanie fizyczne. Widać po Lechu wyraźny progres nie tyle w pokonanym dystansie, ale właśnie w intensywności biegania. Sam pokonany dystans przez zespół niewiele nam mówi, bo piłkarze mogą nabijać puste kilometry drepcząc po boisku. Czy zespół uzyskuje z tego jakąś korzyść? Żadną. Za to dużą korzyść można uzyskać z biegania intensywnego – czyli biegania szybko i często. Lech jest pod tym względem najlepszy w lidze i trzeba oddać Karolowi Kikutowi, trenerowi przygotowania fizycznego, że spory w tym jego udział.
Błyskawiczne kontrataki
Skoro Lech biega szybko, jego piłkarze dobrze czują przestrzeń za plecami rywala, a ponadto ma zawodników potrafiących posłać dobre podanie na wolne pole, to wydaje się, że Kolejorz powinien też skutecznie grać z kontry. I w rzeczy samej tak jest.
W starciu z Piastem lechici przeprowadzili 21 (siedem zakończonych strzałem) kontrataków, rywal 15 (dwa). Z Wartą 22 (2), rywal 16 (1). Przeciwko Wiśle Płock 16 (3), rywal 11 (3). Z Zagłębiem 12 (2), rywal 6 (1). Tylko Śląsk Wrocław w starciu z Lechem potrafił zneutralizować ataki poznaniaków.
A warto zaznaczyć, że te błyskawiczne ataki zaczynają się nie tylko po przechwycie na połowie rywala, ale Kolejorz potrafi też zaatakować po przejęciu piłki na własnej połowie. To nie jest tak, że zespół Żurawia odbiera piłkę i starannie buduje koronkowy atak utkany z dziesiątek podań. Często tuż po przechwycie czy skutecznym odbiorze Satka, Moder czy Tiba momentalnie szukają podaniem wychodzących na wolne pole Kamińskiego, Sykorę, Skórasia czy Ishaka.
Skrzydłowi jak napastnicy, boczni obrońcy jak skrzydłowi
Lech siłą rzeczy wykorzystuje też momenty, gdy to on dłużej ma piłkę przy nodze i może rozegrać atak pozycyjny. Niewątpliwym atutem lechitów w tym aspekcie gry są boczni obrońcy. Oczywiście – Tiba, Moder i Ramirez potrafią kilkoma podaniami rozklepać cofniętą obronę przeciwników. Natomiast ostatecznie Kolejorz musi maksymalizować swoje szanse strzeleckie przewagą w poszczególnych sektorach gry.
Dlatego Czerwiński, Puchacz, Krawieć czy wcześniej Gumny grają niezwykle wysoko w ataku pozycyjnym. Oto przykłady średniej pozycji lechitów w dotychczasowych meczach.
Tyle mówią nam grafiki, ale na co to przekłada się na boisku? Przede wszystkim w tym, że skrzydłowi Lecha mogą zostawić miejsce swoim kolegom z boków obrony i przejść do środka boiska. Dzięki temu tworzą przewagę w polu karnym lub przed nim. Grając w półprzestrzeniach między bocznym obrońcą a stoperem rywala skrzydłowi Kolejorza po prostu gubią krycie lub grają w danym sektorze boiska 2v1.
W konsekwencji przy dłużej trwającym ataku pozycyjnym Lech gra z dwoma skrzydłowymi – w tej roli boczni obrońcy, oraz trzema napastnikami – Ishak oraz nominalni skrzydłowi schodzący wąsko. Wielokrotnie też Kamiński, Skóraś czy Sykora szukają też miejsca przed polem karnym, by stamtąd próbować strzału lub rozegrania. Zostawiają wtedy wolną flankę dla skrajnych obrońców.
Zagęszczanie pola karnego
Lech nie boi się też dośrodkowywać, choć zdecydowanie częściej woli rozegrać akcję na skrzydle i przenieść piłkę przed pole karne lub poszukać tzw. cut-backa, czyli wycofania piłki po ziemi spod linii końcowej. Natomiast Lech stosuje wrzutki głównie wtedy, gdy ma przygotowane pole karne pod taką akcję. Nie jest to bezmyślne pałowanie piłek na osamotnionego napastnika, ale maksymalizowanie szans na dojście do wrzutki poprzez zagęszczanie pola karnego.
Ishak – napastnik grający z drużyną
Sposób gry Mikaela Ishaka sprawia, że jest nieco mniej zależy od kolegów niż było to w przypadku Christiana Gytkjaera. Przed transferem Szweda do Poznania sporo słyszeliśmy o tym, jak bardzo jest on wybiegany. W barażach o utrzymanie Norymbergi w 2. Bundeslidze był piłkarzem najwięcej biegającym w swojej drużynie (a grał jako napastnik). I właściwie po pierwszych dwóch kolejkach wiedzieliśmy, że to prawda.
W meczu z Zagłębiem Ishak:
- przebiegł 10,66 kilometra (drugi wynik w Lechu)
- wykonał 10 sprintów (czwarty wynik w Lechu)
- przeprowadził 61 szybkich biegów (najwięcej na boisku)
W meczu z Wisłą Ishak:
- pokonał 10,47 kilometra (drugi wynik w Lechu)
- wykonał 9 sprintów (czwarty wynik w Lechu)
- przeprowadził 45 szybkich biegów (czwarty wynik w Lechu)
Szwed bardzo często schodzi też niżej i tam próbuje gry na ścianę. Gra krótką klepkę i ucieka w pole karne, by tam szukać wykończenia. Nie jest napastnikiem stacjonarnym. I wydaje się, że szybkie oraz bezbolesne wkomponowanie go w zespół to największy sukces sztabu Kolejorza w tym sezonie.
Ponadto Ishak bardzo przydaje się w tym, co chce grać Lech. Po pierwsze, ruch na wolne pole wymuszający zagranie prostopadłe:
Ponadto Ishak jest też nauczony automatycznego ruchu na bramkę przy dobitkach po strzałach z dystansu. Lech oddaje ich dużo – sam Ramirez ma już dwanaście (tylko Alvarez w Ekstraklasie więcej), a osiem Moder. Dla Szweda każdy strzał kolegi to okazja do kolejnego strzału – tym razem z bliska – dla niego.
Magicy robią przewagę
Trudno też nie wspomnieć o dwóch piłkarzach, którzy w Lechu robią różnicę pod względem kreatywności i zaawansowania technicznego. Ramirez i Tiba już w zeszłym sezonie byli w czołówce ligowej pod względem kluczowych podań i tzw. smart passes. Portugalczyk wyraźnie zyskał na transferze Hiszpana. Obaj piłkarze bardzo szybko złapali wspólny język.
Najcenniejszą wartością obu tych piłkarzy jest ich nieprzewidywalność. Niewielu zawodników w lidze potrafi wyjść z sytuacji, z których oni nie tyle wychodzą, co po prostu robią z nich akcje bramkowe. Tak jak w tym przypadku, gdy Tiba przeciwko pięciu zawodnikom potrafi wykreować gola Ishaka.
Albo tu, gdy Ramirez podcinką nad rywalem asystował przy trafieniu Tiby.
No i tutaj, gdy Tiba no-look passem asystował Ishakowi.
Zresztą widać też gołym okiem, że Tiba świetnie rozumie się też z Ishakiem. Portugalczyk asystował w tym sezonie już przy pięciu trafieniach Szweda.
Najpierw droga, później cel
Na początku października trudno wyrokować co taki styl przyniesie Lechowi na koniec sezonu. Natomiast już dziś można powiedzieć, że Kolejorz na takim modelu grania korzysta. Przede wszystkim dzięki futbolowi proaktywnemu wszedł do fazy grupowej Ligi Europy – dominował nad Valmierą, przyćmił Hammarby, zdemolował Apollon i długimi fragmentami potrafił narzucić swój styl gry Charleroi.
Ponadto ofensywna i efektowna gra pomaga promować piłkarzy ją tworzących. Nie ma przypadku w tym, że Moder został sprzedany za tak duże pieniądze – w tym modelu gry jego atuty są bardzo eksponowane. Gra Lecha sprawiła, że do klubu przychodziły też bardzo dobre oferty chociażby za Puchacza czy Kamińskiego.
Poza tym takiego Lecha po prostu kibice chcą oglądać. Może w tym planowaniu jest jakaś metoda? Najpierw mówić o środkach, a dopiero później przyglądać się temu, jakie środki przyniosą owoce. Futbol nie działa jak GPS, w którego wklepiesz miejsce docelowe, a urządzenie wyrzuci ci gotową trasę. Lech najpierw wybrał drogę, która ma go doprowadzić go do sukcesów. I póki co ta droga wydaje się prowadzić we właściwym kierunku.
DAMIAN SMYK
fot. FotoPyk