Przenieśmy się w czasie o kilka ładnych miesięcy do przodu. Zaczynamy Euro 2021, w pierwszym składzie inauguracyjnego meczu duet stoperów tworzą Sebastian Walukiewicz i Jan Bednarek. W pomocy zaś Mateuszowi Klichowi, zbierającemu świetne recenzje w Premier League, towarzyszą Piotr Zieliński oraz Karol Linetty. Albo Jakub Moder, bez różnicy, cała czwórka ma za sobą udany sezon.
Na ławce rezerwowych pozostają Kamil Glik oraz Grzegorz Krychowiak.
Brzmi specyficznie, brzmi dziwnie, ale czy brzmi nierealnie? Wymiana pokoleń, której wszyscy tak się obawialiśmy, już się rozpoczęła. Trochę niepostrzeżenie, trochę niespodziewanie – z reprezentacji kolejno odpadają przedstawiciele starego pokolenia, które stanowiło o jej sile przez dekadę. Nadchodzi nowe, które… chyba niekoniecznie skazuje nas na przeciętność.
RĘCE NA KOŁDRĘ
Zacznijmy spokojnie. Bo tak, łatwo to pisać dziś, gdy Jakub Moder i Sebastian Walukiewicz mają za sobą udany mecz z Włochami. Wciąż żywe w pamięci są te doskonałe rozpoczęcia akcji w wykonaniu tej młodej dwójki, obraz jest zafałszowany, zbyt świeży, by spojrzeć w pełni obiektywnie. Pamiętajmy, że mowa o 20-letnim stoperze, który ma przed sobą jeszcze całe dziesiątki błędów, część z nich na pewno popełni w biało-czerwonej koszulce. Pamiętajmy, że mowa o pomocniku, który jeszcze niedawno przegrywał rywalizację o miejsce w składzie z Karlo Muharem. Niezależnie od tego, iloma “gwiazdkami” opatrzymy to stwierdzenie – że trochę inny profil, że Żuraw potrzebował innych parametrów, że bał się grać bez typowej szóstki. Gdyby Moder był Danim Olmo, to Żuraw by mu miejsce na murawie znalazł, kropka, nawet kosztem Muhara.
Nie chcemy robić z tej dwójki cudotwórców, zwłaszcza, że już wiele razy wszyscy się oparzyliśmy, przedwcześnie wypatrując potencjalnych zbawców kadry. Wystarczy przypomnieć sobie temperaturę relacji przy pierwszych lepszych występach Bartosza Kapustki. Wówczas wydawało nam się, że rozwiązane zostały problemy ze skrzydłem kadry, przynajmniej na kilka sezonów.
Taki Moder na razie zagrał trzy fajne mecze z naprawdę mocnymi rywalami, reszta to co najwyżej obijanie ekstraklasowego dżemiku – rzemiosło może i trudne, ale jednak – zupełnie nieprzystające do wyzwań czyhających w tym poważnym futbolu. Co nie znaczy, że nie możemy patrzeć w przyszłość z umiarkowanym optymizmem.
KROK PO KROKU, A BEZ WYWROTEK
Nasza reprezentacja miała bowiem w ostatnich kilku, może nawet kilkunastu latach zaledwie sześciu ludzi, których można określić mianem liderów. Koni pociągowych, którzy brali cały bałagan na swoje barki i dzielnie nieśli przez wszystkie eliminacje czy turnieje. Obok Roberta Lewandowskiego byli to Kamil Glik i Łukasz Piszczek w obronie, Grzegorz Krychowiak, Jakub Błaszczykowski i Kamil Grosicki w pomocy. Cechowała ich regularność, utrzymywanie się na wysokim poziomie w piłce klubowej, fakt, że każdy kolejni selekcjonerzy rozpoczynali wysyłanie powołań od nich. Moglibyśmy tutaj dodać bramkarzy, ale akurat na tej pozycji od dawna mamy dość płynne wymiany, a przy tym wielu fachowców z wysokiej i średniej półki. Jeśli chodzi o zawodników z pola – chyba musielibyśmy się cofnąć do Michała Żewłakowa, by wskazać podobny “wpływ” na grę drużyny narodowej. Można oczywiście wymienić jeszcze Piotra Zielińskiego, no ale sami wiecie – to nie to samo.
Dwóch piłkarzy z tej szóstki już jest poza kadrą i raczej do niej nie wróci.
Kolejnych trzech zaczynamy sobie wyobrażać w roli rezerwowych. I co? No i nic. Nie stała się jak dotąd żadna potężna katastrofa, nie zjechaliśmy do poziomu Estonii, nie będziemy w najbliższych latach boksować się o czwarte miejsce w grupie z Gruzją.
Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że wymiana pokoleń przebiegnie zaskakująco płynnie, a liderów uda się w miarę bezboleśnie zastąpić. Jakub Błaszczykowski był świetnym skrzydłowym, Kamil Grosicki wciąż broni się konkretami, ale powoli klaruje się już nam grupa, w której znajdziemy piłkarzy potrafiących wznieść się na poziom reprezentacyjny. Obiecujący jest Kamil Jóźwiak, miarowo rozwija się Sebastian Szymański, niespodziewanie wystrzelił Damian Kądzior, z czasem sprawdzenia warci będą pewnie Jakub Kamiński czy Przemysław Płacheta. Zresztą, nie ma sensu strzelać nazwiskami, po prostu – kadra bez Błaszczykowskiego się nie rozsypała. A przecież w podobnym okresie wypadł też drugi zawodnik z prawej flanki, Łukasz Piszczek. Ta prawa strona była po prostu zabetonowana, tam się nic nie mogło wydarzyć gdzieś od 2010 aż do 2018 roku.
Teraz nie mamy dwóch kozaków, ale mamy sympatyczną grupkę pościgową. Bereszyński, Kędziora czy nawet Gumny. Wymienieni wyżej skrzydłowi. Ba, jeśli mielibyśmy wskazać problematyczne miejsce na boisku, to byłaby to dokładnie ta sama dziura, co w czasach Piszczka i Błaszczykowskiego. Lewa obrona.
AMBITNI NASTĘPCY
Już teraz widać, że podobnie może przebiegać wymiana pokoleń w środku pola. Choć ani Grzegorz Krychowiak, ani Kamil Glik nie są jeszcze w wieku, w którym myśli zajmuje wyłącznie wysokość świadczenia emerytalnego, trzeba sobie zdawać sprawę, że już raczej nie będą grać w mocniejszych klubach, już raczej nie trafią do mocniejszych lig. Mogą teraz co najwyżej utrzymać przez jakiś czas swój obecny poziom.
Dlatego zasadne stają się pytania, czy za jakiś czas nie przeskoczą tego poziomu młode wilki. W pomocy w ogóle zaczyna się nam robić trochę kłopot bogactwa. Mateusz Klich robiący furorę z całym Leeds United na starcie Premier League. Karol Linetty, już totalnie otrzaskany z największymi wyzwaniami, w dodatku po sporym transferze wewnątrz Serie A. Piotr Zieliński to oczywiście osobna historia i rozprawka. Teraz do tego grona będą dołączać Jakub Moder i Krystian Bielik, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem (mimo kiepskiego startu Derby) – na Euro 2021 mogą się wybierać jako piłkarze klubów Premier League. Grzegorz Krychowiak raczej nie musi się martwić o swój bilet na Euro, ale już o miejsce w składzie? Zwłaszcza, jeśli Moder utrzyma tempo rozwoju i przekona Brzęczka, że jest tym brakującym elementem w talii, tak jak przekonał do tego Żurawia.
Analogia w której Muharem reprezentacji jest Grzegorz Krychowiak? Trochę naciągana, ale mimo wszystko – do sprawdzenia, zwłaszcza, gdy do dyspozycji będzie trójkąt Zieliński-Moder-Klich.
Z Walukiewiczem jest jeszcze lepiej, ale opisaliśmy to W OSOBNYM TEKŚCIE.
W skrócie: gość już teraz ma na rozkładzie najlepszych napastników świata, radził sobie z Cristiano Ronaldo, radził sobie z Romelu Lukaku. Nie ma podstaw, by sądzić, że będzie odstawał na boisku, niezależnie od tego, czy zagra w parze z Kamilem Glikiem (jeszcze) czy Janem Bednarkiem (już). Patrząc na wiek, na tempo rozwoju, na obecny poziom – wydaje się, że Walukiewicz ma szansę przebić Glika pod względem liczby występów dla kadry. 20 lat na karku i dwa pierwsze udane mecze w kadrze. Gdy Glik miał 20 lat, zaczynał przygodę z Piastem Gliwice. 20-letni Bednarek był defensywnym pomocnikiem Górnika Łęczna. Walukiewicz co tydzień gra przeciw różnym Immobile czy innym Mertensom.
PROBLEM? KLASA ŚREDNIA
Na ten moment – podkreślamy, na ten moment – mamy wrażenie, że udało się w miarę bezboleśnie zastąpić Piszczka i Błaszczykowskiego. Co więcej – uda się w miarę bezboleśnie zastąpić Glika i Krychowiaka. Lewandowskiego oczywiście będziemy mieć jednego na dwadzieścia pięć lat, tutaj nie ma złudzeń, ale na szczęście sam Robert wydaje się gotowy na jeszcze parę ładnych lat piłkarskich wyzwań. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
I tutaj pojawia się to, co trawi kadrę od lat. Jesteśmy w stanie zbudować w miarę logiczną jedenastkę. Co parę lat wyrasta na polskiej ziemi jeden rozsądny stoper, jeden rozsądny pomocnik, jeden skrzydłowy. Jeśli wszyscy są zdrowi i w formie, mamy całkiem fajny skład oraz paru niezłych rezerwowych.
Niestety, nie dysponujemy rozbudowaną klasą średnią.
Ona istnieje, ale nie jest tak liczna, jak być powinna, co wiąże ręce kolejnym selekcjonerom. Często pisze się o naszej drużynie: skład wybrał się sam. Wybiera się sam, bo zazwyczaj mamy maksymalnie kilkunastu zawodników na poziomie reprezentacyjnym, co szczególnie boli, gdy zestawiamy się z Holendrami czy Belgami. Jeśli selekcjoner planuje czymś zaskoczyć rywala, to musi uciekać się do wyjątkowej ekwilibrystyki – jak Nawałka, który zbudował sobie Mączyńskiego czy Pazdana, o Beenhakkerze, który próbował Tomasza Zahorskiego nawet nie chcemy wspominać. Albo wykręcać numer do farbowanych lisów, choć te czasy chyba na szczęście minęły.
Obecnie naszym celem jest po prostu utrzymanie jakości. By jedną w miarę przyzwoitą jedenastkę zastępowała kolejna w miarę przyzwoita jedenastka.
I zdaje się, że mimo trwającej wymiany pokoleń, to akurat uda się nam zrealizować.
Fot.FotoPyK