Iga Świątek wygrywa Rolanda Garrosa, Jan Błachowicz zostaje mistrzem UFC, Bartosz Zmarzlik znów mistrzem świata, nawet Jan-Krzysztof Duda pokonuje w szachach gościa, którego nikt nie złamał od 125 partii. Dzieje się dobrze w naszym sporcie. W piłce też i wcale nie mamy na myśli tylko sukcesu Lecha – nawet reprezentacja gładko i przekonująco opędzlowała Finów. Wszystko w nogach kadrowiczów Brzęczka, by nam tej euforii nie zepsuli. Jak w tytule – aż głupio nie iść za ciosem!
Pozostawiając już inne sporty na marginesie, ostatnie kilka dni to najfajniejszy okres dla polskiego kibica. Ale i… najbardziej zdradliwy. Po 5:1 z Finlandią mogliśmy wpaść w iluzję, że jesteśmy mega paką. Ale musimy przykładać do tego meczu odpowiednią miarę. Przede wszystkim – pamiętamy, jaka była klasa rywala. Finowie to spośród uczestników mistrzostw Europy absolutny kopciuszek, a przecież w Gdańsku nie założyli nawet pierwszego garnituru. Dlatego nie wyciągamy z tego meczu żadnych większych wniosków.
Zwłaszcza, że także po naszej stronie był to typowy przegląd wojsk. I trzeba przyznać, że – bez hurraoptymizmu i budowania pomników – wypadł on bardzo korzystnie. Jeśli chodzi o zawodników z wyjściowego składu, w zasadzie nie ma przegranych. Środek pola z Moderem i Linettym funkcjonował świetnie. Grosicki zagrał tak, że spokojnie mógłby w swoich mediach społecznościowych odwołać się do klasyka „Slavenie Biliciu, ja jeszcze żyję”. Milik – będący na celowniku w ostatnich tygodniach – pokazał, że nawet bez gry jest w stanie dawać poziom. Choć wiadomo, że akurat w tym przypadku należy zadać pytanie – jak długo taki stan rzeczy będzie możliwy?
WYGRANA POLAKÓW? KURS TO AŻ 4,24 W TOTOLOTKU! ZGARNIJ BONUS POWITALNY!
Ale pokazał się także i Kądzior, Karbownik z Walukiewiczem zagrali więcej niż solidne debiuty (szczególnie ten pierwszy). Jeśli chodzi o nowe twarze, blado wypadł jedynie Paweł Bochniewicz. Ale to i tak zawodnik, który w hierarchii zajmuje miejsca 20-25. Nawet mimo tak dobrego spotkania, raz jeszcze przypominamy – to była Finlandia pozbawiona kluczowych graczy. Fajnie, ale z wnioskami typu “mamy piłkarzy na lata” poczekajmy.
Przynajmniej do meczu z Włochami, bo spodziewamy się, że Jerzy Brzęczek sięgnie po któregoś z wygranych meczu z Finlandią. Zapewne stanie się to w środku pola. Pozycja Krychowiaka (który swoją drogą dał słabą zmianę) wydaje się być niepodważalna. Tak samo jak Klicha, który zalicza kozackie wejście do Premier League. Moder czy Linetty? Linetty czy Moder? Mniej więcej takie myśli przechodzą właśnie zapewne przez głowy reprezentacyjnego sztabu. Choć wiemy jak jest – czy zdziwimy się, jeśli na Włochów wyjdzie stary, dobry Jaca Góralski? Niekoniecznie. Wolelibyśmy jednak, by Zielińskiego zastępował ktoś o większej liczbie piłkarskich atutów. Zwłaszcza, że Moder i Linetty dali naprawdę pozytywne sygnały.
Kwestią sporną pozostaje też obsada lewej obrony. Macieja Rybusa nie ma (koronawirus), ale jego absencja niewiele zmienia – to i tak nie jest faworyt Jerzego Brzęczka. Dość wspomnieć, że piłkarz Lokomotiwu przez całą kadencję tego selekcjonera (19 meczów) dostał ledwie 190 minut. Brzęczek uparcie wystawia na lewą Bereszyńskiego, który jest przecież gotowy do gry. Jeśli nie on to albo Reca, albo Karbownik. No, jest jeszcze Pietrzak, ale szanse na jego występ są iluzoryczne. Kandydatem numer jeden wydaje się być Reca, zresztą jeden z ulubieńców Brzęczka. Nie zdziwiłaby nas także obecność Kądziora na skrzydle. Prawym, bo lewa strona musi być zarezerwowana dla Grosickiego.
WŁOSI OPĘDZLUJĄ POLAKÓW? SPORY KURS W TOTOLOTKU – 1,90!
Mamy nadzieję, że ten mecz z Finlandią wleje trochę optymizmu do poczynań kadrowiczów, bo jeśli zagramy tak jak z Holandią czy nawet Bośnią i Hercegowiną, raczej nie mamy czego szukać. Z jednej strony Brzęczek ma z Włochami dobre wspomnienia. To z nimi kadra rozegrała jeden z dwóch najlepszych meczów za obecnego selekcjonera. A właściwie tylko 45 minut, bo straciliśmy punkty w sposób niedopuszczalny. Był to pierwszy mecz Brzęczka w roli trenera biało-czerwonych. Jak to świadczy o selekcjonerze, że jednym z jego najlepszych dwóch meczów jest debiut? Sami możecie wyciągnąć wnioski, na Brzęczka spadło ostatnio tyle gromów, że aż głupio nam dokładać kolejnych.
Nasz rewanżowy mecz z Włochami w Lidze Narodów był zupełnie inny – blady, nijaki, nasi robili w nim za chłopców do bicia. Nie pomógł wówczas sam Brzęczek swoimi decyzjami – wymyślił eksperymentalne ustawienie środka pola bez skrzydłowych, z Góralskim, Damianem Szymańskim i Linettym. Sami powiedzcie – jakim cudem mogło to nie wypalić?
GOL LEWANDOWSKIEGO? 2,40 W TOTOLOTKU!
Teraz na eksperymenty nie czas, bo Włosi to ekipa, która dawno zażegnała kryzys. Pamiętacie – gdy mierzyli się z nami przed dwoma laty, mówiło się, że włoska piłka znalazła się na zakręcie. Były na to mocne dowody – choćby brak awansu na mistrzostwa świata w Rosji. Ale dziś to już nieaktualne. Kadra została odmłodzona, przez eliminacje do Euro przeszła jak burza (komplet dziesięciu zwycięstw!). W Lidze Narodów ograła Holendrów, a pamiętamy doskonale, jaka przepaść dzieliła nas od Depaya i spółki. Ale jest też pewien promyczek słońca – punkty urwali im Bośniacy, z którymi przecież daliśmy sobie radę.
Klasa rywala jest niezaprzeczalna, a to oznacza, że trudno nam rościć jakiekolwiek nadzieje. Nawet mimo powrotu naszego lidera, najlepszego piłkarza na świecie, Roberta Lewandowskiego. Postawmy sprawę tak – szykujemy się na lanie, ale nie mamy nic przeciwko, żeby miło się zaskoczyć. A wiele do tego nam nie potrzeba – wystarczy pomysł na grę, odważna gra i kilka składnych akcji.
Nie prosimy o zbyt dużo. Ale Brzęczek sam zawiesił poprzeczkę oczekiwań na tym poziomie. Polacy, zagrajcie tak jak przez pierwsze 45 minut w Bolonii!
POLSKA – WŁOCHY (20:45)
Fot. FotoPyK