Reklama

Najlepszy zawodnik Royal Charleroi? Niemiecki sędzia

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2020, 21:17 • 2 min czytania 32 komentarzy

Choć mamy w pamięci noty, jakie sędziowie z różnych krajów wystawiali naszym skoczkom (wszyscy po 19, Niemiec 18,5), nie chcemy uderzać w tony narodowościowe. Ale jesteśmy zmuszeni też stwierdzić, że największe zagrożenie dla Lecha stanowił dziś Felix Zwayer. Niemiecki sędzia, który zrobił dużo, by Belgowie awansowali do Ligi Europy.

Najlepszy zawodnik Royal Charleroi? Niemiecki sędzia

Koncert dwunastego zawodnika Charleroi to jednak za mało, by wyrzucić Lecha z pucharów. Na szczęście “Kolejorza”, pozostali gracze Royalu nie dorównali formą. Dopiero jutro dowiemy się, czy statystyka zawałów w Poznaniu – ale nie tylko – dobiła dzisiejszego wieczoru ponad normę. Jeśli tak, wszystko było “zasługą” właśnie pana Zwayera.

Bo to właśnie Niemiec zafundował nam tak dramatyczną końcówkę. Zaczęło się na początku pierwszej połowy, gdy arbiter dopatrzył się faulu Satki w polu karnym. Czy Słowak położył rękę na rywalu? Oczywiście, że tak, ale robił to tylko po to, by kontrolować jego położenie. Nie było żadnego pchnięcia, żadnego trzymania za koszulkę, żadnego uderzenia. Ot, wystawiona ręka, którą zawodnik Royal poczuł w swoim pobliżu, a potem wyłożył się na murawie co najmniej tak, jakby Satka trzymał w niej paralizator. Czy gdyby na meczu był system VAR, mogłaby zostać podyktowana taka jedenastka? Absolutnie nie. Sędzia pokazał jednak na karnego, jego błąd musiał naprawiać Bednarek (i zrobił to znakomicie!).

Ewidentny rzut karny według Felixa Zwayera

Ta decyzja miała jednak kolejne konsekwencje. Satka – grający generalnie bardzo dobre spotkanie – obejrzał dodatkowo żółtą kartkę. Sędzia postanowił pokazać mu żółtko także w 77. minucie, gdy Satka nadepnął na jednego z piłkarzy. Tu kontrowersje są mniejsze. Eksperci sędziowscy powiedzieliby, że „arbiter się wybroni”. Może i tak, ale mamy poczucie, że równie dobrze mógł oszczędzić kapitana „Kolejorza”. Jedna kartka z czapy, druga kartka niezwykle miękka – trudno o inne poczucie niż niesmak.

Reklama

Lech dał się zepchnąć w drugiej połowie, ale później – trochę jak niepolska drużyna – postanowił odeprzeć ataki Belgów… ofensywą. Czerwona kartka Satki przyszła w momencie, gdy Polacy łapali wiatr w żagle i szli po trzeciego gola (chwilę wcześniej w słupek uderzył Ishak). I wtedy nastąpił zwrot. Końcówka meczu wyglądała momentami rozpaczliwie – Lech bronił całą drużyną. Pewnie i tak by do tego doszło niezależnie od tego, ilu piłkarzy biegałoby po boisku. Ale oczywistą sprawą jest, że łatwiej broni się w komplecie. Tym większy szacunek, że udało się przetrwać tę nawałnicę.

Końcówka rozegrała się dziesięciu na jedenastu, do momentu czerwonej kartki graliśmy jedenastu na dwunastu.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...