– Moje nazwisko nie jest w Polsce szanowane na tyle, że się samo obroni i że Mączyńskiemu się wszystko wybaczy. Musiałbym pewnie strzelić trzy bramki, zaliczyć jeszcze ze dwie asysty i może wtedy wreszcie zaczęliby patrzeć na mnie pozytywnie. Ludzie w Polsce naprawdę o Chinach i tamtejszej piłce nie mają pojęcia i dlatego jestem odbierany w ten sposób – mówi w rozmowie z Weszło Krzysztof Mączyński, strzelec pierwszego gola dla Polski w meczu ze Szkocją. O tym jak zadowolony jest z transferu do Azji, o tym czy wtorkowy występ w kadrze może zaliczyć na plus oraz tym, jak niesprawiedliwiee – jego zdaniem – postrzegany jest w Polsce. Zapraszamy.
Poczułeś, że w głowach ludzi znów coś się przestawiło? Wróciła moda na kadrę.
– Zdobyliśmy cztery punkty z Niemcami i Szkocją. Podejrzewam, że przed sobotą niewiele osób wierzyło w coś więcej, sporo kibiców taki scenariusz pewnie by chętnie przyjęło. Wiadomo, że potem apetyty rosły, chcieliśmy grać o pełną pulę, ale trzeba też wziąć pod uwagę, że Szkocja to jeden z silniejszych rywali w tej grupie. No i docenić chłopaków, którzy trzy dni wcześniej zagrali z mistrzami świata. To naprawdę sztuka, zregenerować się w kilkadziesiąt godzin po takim spotkaniu i zagrać na dobrym poziomie.
Był problem z regeneracją?
– Mówię o tym tylko z własnego punktu widzenia. Koledzy walczyli, biegali i na pewno to mocno odczuli. Do tego doszła jeszcze kwestia nastawienia rywali, którzy wiedzieli, że ograliśmy mistrzów świata.
A Krzysztof Mączyński meczem ze Szkocją zyskał w oczach trenera?
– To już trener będzie oceniał…
A sam jak to oceniasz?
– Prawda jest taka, że moje nazwisko nie jest w Polsce szanowane na tyle, że się samo obroni i że Mączyńskiemu się wszystko wybaczy. Musiałbym pewnie strzelić trzy bramki, zaliczyć jeszcze ze dwie asysty i może wtedy ludzie wreszcie zaczęliby patrzeć na mnie pozytywnie. Nigdy nie będę Cristiano Ronaldo, nigdy nie będę Robertem Lewandowskim, ale serce na tym boisku zostawię. Chciałem udowodnić, że moja obecność w kadrze to nie jest przypadek, wywalczyć korzystny wynik i w jakimś stopniu to mi się udało, myślę, że pokazałem się z niezłej strony. Chociaż bez popadania w euforię i samozachwyt, bo szczególnie pierwsza połowa, jeśli chodzi o sprawy taktyczne, wyszła nam średnio. Po tym, jak poprawiliśmy to w drugiej połowie, na maleńki plus mogę sobie ten występ zaliczyć.
Strzeliłeś ważnego gola, wykorzystałeś błąd szkockiej obrony, ale generalnie w środku pola mieliście razem z Krychowiakiem sporo problemów.
– Zbyt głęboko cofnęliśmy się na własną połowę. Po przerwie od razu poprawiliśmy ustawienie taktyczne i jak tylko wyszliśmy wyżej, wyglądało to lepiej. Proszę zwrócić uwagę, jak przebiegały już pierwsze akcje w drugiej połowie. Skorygowaliśmy ustawienie, graliśmy więcej na połowie Szkotów.
I szybko straciliście bramkę.
– To prawda, ale najważniejsze, że umieliśmy się podnieść. Nie przypominam sobie, poza tą jedną, jakiejś klarownej okazji bramkowej dla Szkotów w drugiej połowie. Mało tego, przy stanie 2:2 byliśmy blisko przesądzenia o losach spotkania. W takich momentach wykuwa się charakter drużyny.
Kamil Grosicki żartował, że jak do wygranej z Niemcami dołożycie jeszcze tę drugą, to wieczorem poleje się szkocka. Jak w takim razie potraktowaliście remis?
– Nie ma o czym mówić, nie było czasu, żeby świętować cokolwiek, ani po pierwszym meczu, ani po drugim. Wszyscy mieli tylko dwa, trzy dni i swoją robotę, więc od razu rozjechaliśmy się do klubów, ewentualnie do rodzin, jak ktoś miał taką możliwość. Świętować będzie można jak awansujemy do mistrzostw Europy.
Uwiera cię to jak jesteś w Polsce odbierany, kiedy przyjeżdżasz na kadrę?
– Staram się nie zwracać na to uwagi, ale przecież słyszę co się mówi. Ludzie w Polsce naprawdę o Chinach i tamtejszej piłce nie mają pojęcia i dlatego jestem odbierany w taki sposób…
W niesprawiedliwy?
– To już niech każdy sobie ocenia. Trener Nawałka zna mnie jeszcze z Górnika, uznał, że pasuję do jego koncepcji i za to mogę być wdzięczny. Jestem zadowolony ze swojego transferu, był w stu procentach trafiony, klub jest zadowolony ze mnie – czego więcej potrzeba? Cały czas się rozwijam. Liga chińska pod względem motoryki – nie twardości pojedynków, walki ciało w ciało, ale motoryki jest na naprawdę dobrym poziomie, wyższym niż polska ekstraklasa i sam czułem, że we wtorek ze Szkocją nie miałem pod tym względem żadnych problemów. Prawda jest taka, że do Chin nie biorą każdego, żeby dostać tam kontrakt też trzeba prezentować jakiś poziom. A teraz przyjeżdżam na kadrę i spotykam się z opiniami, że Mączyński ma problem z regularną grą w Chinach. Umówmy się – to bzdura.
Statystyki mówią, że zagrałeś dotąd w 24 spotkaniach.
– Cztery czy pięć razy wchodziłem z ławki i było to spowodowane tylko tym faktem, że mamy czterech wyrównanych piłkarzy i musi to być jakoś równoważone. Ludzie nie mają pojęciach, że w Chinach obowiązują limity, że tylko trzech obcokrajowców może przebywać na boisku w tym samym czasie. Mogę otwarcie powiedzieć, że gdyby nie one, grałbym wszystko od deski do deski. I nagle co? Przyjeżdżam do Polski i słyszę, że Mączyński ma problem z miejscem w składzie. Tylko się pośmiać…
A jednak się złościsz.
– Na szczęście rozlicza mnie trener, a nie ludzie, którzy mnie krytykują.
W kilku tekstach w polskiej prasie pojawiały się już informacje, że grasz na różnych pozycjach, niekoniecznie jako ten ofensywny pomocnik.
– I to też jest nieprawda. Pojechałem grać na pozycji numer osiem i od początku występuję tak w każdym spotkaniu.
Zaraz po podpisaniu kontraktu byłeś zachwycony. Po kilku miesiącach w jakiś sposób zweryfikowałeś część swoich opinii? Coś się zmieniło? Jak współpracuje się z Chińczykami?
– Nie mam naprawdę żadnych problemów. Ani ze zmianą czasu, ani z tamtejszą klulturą. Trenerem jest Chińczyk, ale już jego asystent to Portugalczyk. W sztabie są dwaj Serbowie. Cała komunikacja odbywa się w języku angielskim. Do tego zawodnicy pokroju Zvezdana Misimovicia czy Mike’a Hanke – ten zespół naprawdę opiera się na europejskich piłkarzach. I co najważniejsze, tam wszyscy są dla ciebie otwarci, uśmiechnięci, dobrze ci życzą. Nikt nie czeka na to, kiedy się potkniesz, tylko wyciąga rękę z pomocą.
Wracamy do męczącego tematu polskiej mentalności…
– Nie ma po co, ale taka jest prawda. Zawodnicy, którzy grają na Zachodzie mówią to samo.
Na działaczach twojego klubu Marcin Robak jednak się lekko przejechał. Byliście w kontakcie, rekomendowałeś mu ten kierunek, kiedy transfer był dosłownie o krok?
– Oczywiście. Marcin był gotowy przylecieć, czekał już tylko na bilet. Sprawy potoczyły się w wiadomym kierunku i niezręcznie mi teraz o nich opowiadać, ja tu nie jestem stroną historii. Na tyle, ile mi wiadomo, Marcin nie był w tej sytuacji niczemu winny i był bardzo chętny na podpisanie kontraktu.
A ty, zostajesz w Guizhou Renhe na dłużej?
– Na drugi sezon na pewno, a co będzie dalej, to się dopiero okaże. Wiem, że już jest jakieś zainteresowanie moją osobą, dlatego nie mogę wykluczyć, że wrócę do Europy. Sprawa otwarta.
Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA