Reklama

“Hammarby było teraz faworytem całej ligi. Ma lepszy skład, ale słabsze wyniki”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

16 września 2020, 11:51 • 6 min czytania 49 komentarzy

Sebastian Ludzik to jeden z dwóch Polaków, którzy zagrali w barwach Hammarby, czyli dzisiejszego rywala Lecha Poznań (pierwszym był Piotr Skrobowski). 26-letni obrońca zaliczył dwa występy w drugiej lidze i odszedł zaraz po awansie do szwedzkiej ekstraklasy. Dziś łączy pracę z grą na czwartym szczeblu. Jego klub prowadzi słynny Johan Mjallby, który porównuje go do Lindelofa z Manchesteru United. Z Ludzikiem, będącym zagorzałym kibicem Hammarby, rozmawiamy o jego piłkarskich losach, epizodzie w reprezentacji Polski U-15, nietypowej historii rodziców, małych zarobkach w szwedzkiej piłce, a także oczywiście o przeciwniku “Kolejorza”. Wydaje się, że te drużyny pod wieloma względami są do siebie podobne. Zapraszamy. 

“Hammarby było teraz faworytem całej ligi. Ma lepszy skład, ale słabsze wyniki”
Po losowaniu napisałeś na Twitterze “Kurwy Poznań”. Trudno nie zauważyć, że jesteś kibicem Hammarby.

Tak, jestem związany emocjonalnie z tym klubem. Trenowałem w nim od dziesiątego roku życia i w jego barwach wchodziłem do seniorskiej piłki. Przeszedłem wszystkie szczeble juniorskie, a w rezerwach byłem kapitanem. W sezonie 2014 zadebiutowałem w pierwszym zespole. Hammarby właśnie wtedy wywalczyło awans do szwedzkiej ekstraklasy.

Rozegrałeś dwa mecze ligowe. Za mała szansa, żeby się pokazać?

Walczyliśmy o awans, nie stawiano na młodych tak, jak teraz.

Jedyny mecz, w którym wystąpiłeś od początku, przegraliście 1:3 z GAIS. Zszedłeś po godzinie. Popełniłeś jakieś poważne błędy?

Nie, to nie było tak. Dobrze zagrałem, mimo że zostałem ustawiony na prawej obronie, a przeważnie jestem stoperem. Po prostu musieliśmy gonić wynik i trener szukał ofensywnych zmian.

Hammarby wygra? Kurs 2.45 w Totolotku

Reklama
Po awansie odszedłeś z Hammarby i zaliczyłeś dwa kluby w trzeciej lidze. Od ubiegłego roku grasz jeszcze niżej.

Jestem zawodnikiem czwartoligowego FC Stockholm Internazionale. Obecnie jednak więcej czasu zajmuje mi praca zawodowa niż granie. Zajmuję się logistyką transportu, siedzę w biurze i planuję. Co nie znaczy, że w piłce się nie staram. Mamy cztery treningi w tygodniu plus mecz. Miałem dużo propozycji z klubów trzecioligowych, ale nie kalkulowało mi się to. Trenujesz tyle, ile pierwszoligowcy, a nie zarabiasz wystarczająco dużo, żeby utrzymać się z samego grania. Spędziłem na tym szczeblu cztery lata, dobrze poznałem realia. W FC Stockholm też jakieś pieniądze dostajemy, jednak to tylko dodatek do mojego budżetu.

Twoim trenerem jest Johan Mjallby – 49-krotny reprezentant Szwecji, były świetny stoper Celtiku. Jaki to trener i człowiek?

Super postać pod każdym względem. Był obrońcą, ale jako trener chce bardziej atakować niż bronić. Mimo że chodzi o czwartą ligę, widać u niego pasję i zaangażowanie, nie sprawia wrażenia, jakby był tutaj za karę.

Przy ogłoszeniu twojego transferu Mjallby stwierdził na oficjalnej stronie, że widzi niesamowite podobieństwo między tobą a Victorem Lindelofem z Manchesteru United.

Nawet nie wiedziałem, że tak powiedział. Duży komplement. Czuję, że trener mnie ceni. Gram regularnie, jestem wicekapitanem. Ostatnio mieliśmy wiele kontuzji i zostałem ustawiony jako defensywny pomocnik. Bardzo dobrze wypadłem i niewykluczone, że w tej roli zostanę na dłużej.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że chyba nic nie wyjdzie z profesjonalnego grania w piłkę?

Możliwe, że po sezonie 2017. Byłem w Akropolis, graliśmy w barażu o drugą ligę, ale przegraliśmy dwumecz z IK Frej. Dwa remisy, decydowały gole na wyjeździe. Gdyby wtedy się udało, może jeszcze postawiłbym wszystko na piłkę.

Trudno było się pogodzić z tą rzeczywistością?

Wiadomo, jako młody chłopak miałem marzenia, ale w Szwecji w zasadzie tylko w ekstraklasie możesz być w pełni zawodowym piłkarzem. Nawet w drugiej lidze większość zawodników jeszcze gdzieś pracuje. Obstawiam, że nawet z 80 procent.

Ile się płaci na zapleczu szwedzkiej ekstraklasy?

Średnio 15-20 tysięcy koron szwedzkich. W przeliczeniu na euro wyszłoby może z 1,5-2 tys. euro.

Reklama
To u nas nawet na czwartym poziomie są kluby oferujące więcej. Mocno przepłacamy.

Albo my tutaj dostajemy za mało (śmiech).

Podobno gdy w 2014 roku odchodziłeś z Hammarby, mogłeś trafić do Polski.

Przebywałem na testach w dwóch klubach I ligi. Pierwszym było Zagłębie Lubin, nazwy drugiego nie pamiętam. W Zagłębiu spędziłem dwa tygodnie, ale nic z tego nie wyszło. Chyba bardziej miałbym być do rezerw, nie chciałem decydować się na taki krok.

Byłeś powoływany do reprezentacji Polski U-15, gdy prowadził ją Marcin Dorna. W tamtej drużynie znajdowali się m.in. Alan Uryga i Martin Kobylański. Jakie wspomnienia?

Rozegraliśmy dwa mecze z Estonią, w obu wchodziłem mniej więcej po godzinie gry. Atmosfera była dobra, ale niewiele więcej pamiętam. Minęło już ponad 10 lat.

Nieco później trafiłeś na konsultacje do szwedzkich młodzieżówek. Miałeś dylemat, który kraj wybrać?

Podczas wielkich imprez zawsze trzymałem kciuki za Polskę. Gdybym miał wybór, bardziej skłaniałbym się ku polskiej opcji, mimo że od urodzenia mieszkam w Szwecji. Przynajmniej raz w roku przyjeżdżam do Polski, ostatnio byłem na meczu Widzew – Legia w Pucharze Polski. Odwiedziłem w Łodzi kolegę, który kibicuje Widzewowi i skorzystałem z okazji. Języka nauczyłem się przede wszystkim w domu, choć w szkole też miałem z nim styczność.

Historia związku twoich rodziców jest dość nietypowa.

Oboje są Polakami. Tata jest spod Kielc, mama z okolic Zakopanego. Poznali się jednak w Kanadzie, do której przybyli osobno. Mama była tam u brata w odwiedzinach, na co dzień pracowała w Szwecji i tam wróciła z tatą. Do dziś tu mieszkają.

Gol Mikaela Ishaka – kurs 2.40 w Totolotku!

Rozważasz zamieszkanie w Polsce?

Raczej nie, trudno byłoby mi żyć gdzieś, gdzie nie mógłbym chodzić na mecze Hammarby (śmiech). Byłem z kolegami na każdym domowym spotkaniu, od pięciu lat kupowałem karnet. Teraz niestety ciągle gramy przy pustych trybunach i nie zanosi się na szybką zmianę. Cisza w temacie. Nie zdziwię się, jeśli w przyszłym roku będzie tak samo.

No dobrze, to kto jest faworytem meczu Hammarby – Lech?

Skoro w ostatniej kolejce kontuzji doznał Muamer Tanković i dziś nie zagra, to robi się mecz 50 na 50. Zespół nie znajduje się w najwyższej formie. Gdy sezon startował, byliśmy głównym faworytem do wygrania ligi. W tamtych rozgrywkach zajęliśmy trzecie miejsce, tracąc jeden punkt do mistrza Djurgarden. Strzeliliśmy aż 75 goli, następne drużyny w tej klasyfikacji miały 20 bramek mniej. Teraz skład na papierze jest jeszcze lepszy, ale nie daje to wyników. Może chodzi o brak kibiców na trybunach? To wielka strata. Hammarby ma najlepszą publikę w Szwecji, na większość naszych meczów przychodziło 25-30 tys. ludzi.

Czyli najwyraźniej mówimy o zespole mocno nastawionym na ofensywę.

Takie są założenia, ale ostatnio nie zawsze to wychodzi w praktyce. No i cierpi na tym obrona. Często tracimy głupie gole i po stałych fragmentach. Brakuje też koncentracji, wiele bramek rywale zdobywają w końcowych 15-20 minutach.

Skoro zabraknie Tankovicia, na kogo defensywa Lecha najbardziej powinna uważać?

Na pewno groźny będzie Alexander Kacaniklić. Doświadczony skrzydłowy, grał w Premier League dla Fulham. W świetnej formie jest napastnik Gustav Ludwigson. Potrafi być jak maszyna. Liczbą goli nie imponuje, ale jest niesamowicie pożyteczny dla drużyny, często asystuje.

Atutem Hammarby będzie sztuczna murawa, do której Lech nie jest przyzwyczajony. To standard w Szwecji?

Teraz już tak. Jeśli się nie mylę, na 16 drużyn z Allsvenskan, 13 gra na sztucznej nawierzchni. Pierwszy w tym względzie był Elfsborg, bodajże od 2006 roku ma takie boisko. My chyba zaczęliśmy sześć lat temu.

A tak przy okazji: będzie ten mecz w polskiej telewizji?

Tak, w Polsacie Sport.

To tam obejrzę. W Szwecji transmisja jest tylko na jakiejś stronie, do której trzeba wykupić dostęp. Od tego sezonu trudno normalnie obejrzeć mecz ligi szwedzkiej albo w krajowym pucharze. Wszędzie trzeba zakładać konto i tak dalej. Do niedawna ligę miał Canal+ i normalnie oglądałeś, a teraz wszystko idzie przez platformy internetowe. Nie działa to dobrze.

Ten mecz wzbudza większe zainteresowanie w szwedzkich mediach?

Tak, wszyscy chcą go obejrzeć. Sporo się o nim mówi i pisze. Powiedziałbym wręcz, że mecze Hammarby budzą największe zainteresowanie.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FC Stockholm/fcsthlm.com

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

49 komentarzy

Loading...