Podoba nam się bieżące okienko transferowe, bo liga pozbawiona gwiazd i osobowości, zaczęła o takie postacie dbać. Wrócili między innymi Boruc, Sobota, Kucharczyk, Pawłowski czy Valencia, już widać, że ściągnięcie przykładowego Ishaka będzie trafionym ruchem Lecha. Jednym zdaniem: dzieje się. I co najlepsze, to może nie być koniec tego ciekawego festiwalu, bo jak informuje Piotr Wołosik z Przeglądu Sportowego, krok od Jagiellonii jest Fedor Cernych. Jak dużym wzmocnieniem by był, gdyby rzeczywiście wrócił?
Do powrotu mogło dojść tak naprawdę wcześniej, ale Litwin po blisko trzech latach spędzonych w Rosji przywykł do określonych standardów pieniężnych. Negocjował więc z Jagą, natomiast zerkał też na bogatsze kierunki – jak pisze Wołosik, chodziło o Turcję – i liczył, że może tam złapie umowę, a do Polski wróci kiedy indziej. No, ale jak słychać, tamten temat Cernychowi nie wypalił i stąd przyspieszenie negocjacji z Jagiellonią, które mają się zakończyć finalnym sukcesem.
I na ten ruch wypada spojrzeć dwojako. Gdybyśmy Cernycha nie znali i analizowali tylko suche liczby, powiedzielibyśmy, że ogórka można znaleźć w białostockim parku i wcale nie trzeba jeździć tak daleko. Transfermarkt liczy mu 42 mecze w lidze rosyjskiej, trzy trafienia i zero asyst. Jak na skrzydłowego – skandalicznie mało. Cernych nie podbił ani Dynama, ani Orenburga – miewał okresy, kiedy grał regularnie, ale nie wnosił konkretów i nikt tam płakać za nim nie zamierza, dlatego stał się wolnym zawodnikiem.
– Cernych w Rosji odbił się od ściany – mówi Karol Bochenek, który rosyjską ligę ma małym w palcu. – Na Premier Ligę był za słaby, a trzeba pamiętać, że występował w zespołach z dołu tabeli, w których oczekiwania nie były przesadnie wysokie. O tym, jak prezentował się w Dynamie Moskwa dużo mówi fakt, że zaliczył mniej dobrych meczów niż Fatos Beqiraj, który ma problem, by w Ekstraklasie zaliczyć jedno udane zagranie. Litwin uzbierał więcej minut w barwach moskiewskiego klubu, ale mniej goli i asyst niż Beqiraj, którego docelowo miał zastąpić. Orenburg to trochę inna historia, bo klub był pogrzebany w zasadzie od połowy sezonu przez poważne problemy finansowe. W takich warunkach trudno coś pokazać, choć kilku zawodników wypromowało się na tyle, że udało im się utrzymać na poziomie Premier Ligi. Cernych zaliczał się jednak do grona tych piłkarzy, którzy ciągnęli zespół w dół, więc siłą rzeczy nie przyciągał zainteresowania. Pobyt w Orenburgu, i w ogóle w Rosji, to w jego przypadku rozczarowanie i dość brutalna weryfikacja.
Nieco delikatniejsza dla Cernycha jest Kasia Lewandowska: – Wypożyczenie do Orenburga w sumie nie miało znaczenia dla jego kariery, w tym sensie, że ani on nie dał nic klubowi ani klub jemu, więc w sumie ten epizod można pominąć. W samym Dynamo grał porządnie, mimo braku liczb był raczej zaangażowany, ale właśnie – tylko porządnie, więc nie pasował do koncepcji „nowej drużyny”, które raczej stawia teraz na zawodników na wyższym poziomie, bo i cel drużyny to już nie walka o utrzymanie tylko raczej puchary, jego poziom to raczej drużyny z dołu tabeli ligi rosyjskiej, czyli np. Rotor czy Chimki.
Natomiast… i wy, i my znacie Cernycha z Ekstraklasy, toteż wszyscy wiemy, że chłopak w krótkim czasie może stać się gwiazdą ligi. Kręcił u nas naprawdę porządne liczby, bo potrafił przekroczyć barierę 10 bramek czy to w barwach Łęcznej, czy Jagiellonii właśnie. Sezon 16/17, kiedy Jaga do końca walczyła o mistrzostwo, był dla niego wręcz fenomenalny, bo w klasyfikacji kanadyjskiej przekroczył 20 punktów, mając 12 bramek i dziewięć asyst.
Pokazywał się nam jako kumaty piłkarsko zawodnik, całkiem szybki, niezły w dryblingu, konkretny i uniwersalny – może obsadzić zarówno skrzydło, ofensywną pomoc, jak i pozycję numer dziewięć. Jadze taki gość przydałby się z pewnością. Po pierwsze – nie byłoby mowy o aklimatyzacji, Cernych mógłby wskakiwać do składu właściwie z marszu. Po drugie kibicom łatwiej byłoby się z tą drużyną utożsamiać, bo choć Cernych nie jest z Polski, to był w Białymstoku uwielbiany. Wreszcie po trzecie, to naprawdę dobry piłkarz jak na nasze warunki i gdyby Zając dysponował triem, załóżmy, Prikryl-Imaz-Cernych, to mogłoby zatrybić.
Poza tym widać, że prezes Kulesza przestawił wajchę i nie chce już robić z Jagi czegoś w stylu FC Erasmus. Klub w tym okienku ściągał albo Polaków, albo Steinborsa, który świetnie mówi po polsku i jest u nas dłuższy czas. Cernych – jeśli do transferu ostatecznie dojdzie – wpisywałby się w ten drugi kanon. I brawo. Może powoli przestajemy w Ekstraklasie szukać kwadratowych jaj.
Fot. Newspix