Andreja Prokić w młodości był testowany zarówno przez Partizan jak i Crvenę zvezdę. Jak sam mówi – przegrał tę szansę jeszcze przed wyjściem na boisko, bo nie wierzył w siebie. Zamiast więc grać w topowym klubie, studiował geografię i poznawał uroki życia studenckiego w Belgradzie.
W Polsce jest od dziesięciu lat. Ma polskie obywatelstwo. Tu osiadł, poznał swoją żonę, jak sam mówi – ona zagadała. Rozmawiamy o tym, co łączy Serbów i Polaków, o tym gdzie jeszcze potencjał ma Stal Mielec, a także o zdziwieniu, że Dariusz Skrzypczak jeszcze szuka napastnika. Zapraszamy.
***
Spodziewałeś się, że ta Ekstraklasa taka słaba?
Wiedziałem, że aż takiej różnicy nie ma, ale też nie mogę powiedzieć, że jest słaba. Na pewno rywale nie wybaczają błędów tak często, jak w pierwszej lidze.
Pytam, bo w pierwszym meczu strzeliłeś bramkę, a w drugim ceniony w lidze stoper Przemek Wiśniewski nie mógł sobie z tobą poradzić.
W pierwszej lidze gra wielu zawodników, którzy poradziliby sobie w Ekstraklasie. My w Stali też to pokazujemy, a jeszcze pokażemy. Remis w Płocku z Wisłą, która potem zremisowała na Lechu… pierwsza połowa z Górnikiem nie była w naszym wykonaniu zła.
Zamieniłeś słowo z Przemkiem Wiśniewskim? Ta wasza rywalizacja była ciekawa.
Tylko przeprosiłem go za łokieć. Poza tym nie było okazji.
Oczywiście trochę żartuję z tą słabością ESA: na razie beniaminkowie 2 punkty na 18 możliwych. Twarde zderzenie
To dopiero początek sezonu, spokojnie. Rok temu ŁKS miał cztery punkty po dwóch meczach i spadł. Nawet się tym nie sugerujmy.
Czego ty osobiście spodziewasz się po tym sezonie?
Myślę, że to będzie trudny sezon, ale sobie poradzimy. Na razie nabieramy doświadczenia, trochę takiego ekstraklasowego wyrachowania. Każdy mecz można wygrać i z takim nastawieniem wychodzimy na boisko. Sam liczę, że będę podstawowym zawodnikiem, będę sporo asystował i strzelał, nie będą mnie też trapić kontuzje.
Kto z zawodników Stali Mielec jeszcze się nie odpalił, ma największy potencjał w porównaniu do tego, co pokazuje?
Grzegorz Tomasiewicz. Długo czekał na debiut w Ekstraklasie. Mateusz Mak też pokaże więcej, ale jego dobrze znacie, nie będzie to żadna niespodzianka.
Mówiło się, że będziecie mieli problem z młodzieżowcem, ale młody Rafał Strączek na razie daje radę.
Powiem tak: Rafał w meczach jest chyba bardziej skoncentrowany niż na treningach.
Grałeś jeszcze z Bogusławem Wyparłą, dzisiejszym prezesem. Strączek czy tamten Wyparło, kto lepszym bramkarzem?
Tak, to był pożegnalny, ale oficjalny ligowy mecz prezesa. Był wtedy trenerem bramkarzy, ale też wchodził z nami na normalne treningi.
No to jak, który lepszy?
Wyparło był bardzo dobry. Strączek będzie miał ciężko.
Obrazi się Rafał jak nic.
Nic nie poradzę, że Bogusław Wyparło był naprawdę bardzo dobry.
Ty docelowo gdzie chciałbyś grać? Bo trochę rzuca cię po pozycjach.
Szpic lub lewa pomoc.
A wiesz, że Dariusz Skrzypczak w ostatnich Weszłopolskich powiedział, że Stal jeszcze będzie szukać napastnika?
Wiem. W tej chwili mamy pięciu, którzy mogliby zagrać na dziewiątce. Nie wiem czemu szukają dalej.
Czyli cię zaskoczyli.
Zwłaszcza, że ściągnęli Kubę Wróbla. No ale widać taki jest plan w sztabie.
Jak bardzo byłeś zaskoczony, że rozstano się z trenerem Marcem? Były plotki, że atmosfera między drużyną, a nim, nie była najlepsza.
Byłem bardzo zaskoczony. Może gdzieś na początku był między dystans, ale akurat atmosfera po awansie była bardzo dobra. Co do wcześniej… pamiętam, że ja na przykład, jak trener Marzec przyszedł, w ogóle miałem nie grać.
Powiedział ci to wprost?
Tak. Było powiedziane: “ci, co do tej pory grali, już grać nie będą”.
I co sobie pomyślałeś?
Nic. Ja się tym nie stresowałem. Wiedziałem, że czas i boisko pokaże. No i pokazało. Nie zagrałem w pierwszym meczu, później sytuacja się zmieniła.
Jakie masz pierwsza wrażenia współpracy z trenerem Skrzypczakiem?
Na tyle, na ile jestem w Polsce, to widać, że to trener, który sporo pracował z młodzieżą. Ma do nich podejście, poświęca im sporo uwagi, a chłopaki są w niego zapatrzeni, chłoną wiedzę. Ze swoim sztabem dzieli się obowiązkami, na pewno nie jest kimś, kto sam o wszystkim decyduje, woli poszukać dodatkowej opinii. Wydaje mi się, że to fajny model pracy.
W wywiadzie dla lokalnej prasy powiedziałeś kiedyś, że masz do siebie, do swojej kariery, jeden zarzut: że nie wierzyłeś w siebie bardziej w juniorach. Co dokładnie miałeś na myśli?
Byłem na testach w Partizanie, później byłem na testach w Crvenie, której kibicowałem – chodziłem na jej mecze, a moim idolem był Pantelić. Wtedy wydawało mi się, że wszyscy są lepsi ode mnie. Pamiętam z tych testów choćby Gudejla, który teraz gra w Hiszpanii. Natomiast dziś nie sądzę, że było ze mną tak źle. Nie byli lepsi ode mnie, tylko byłem za mało pewny siebie. Skreślałem siebie z góry. Dziś tego błędu bym nie popełnił. Ale to każdy może powiedzieć zerkając wstecz: gdybym wiedział, to co wiem. Na pewno pokora jest potrzebna, ale trzeba też w piłce śmiałości. Bez tego ciężko się przebić.
Skoro miałeś takiego podejście, to w ogóle wierzyłeś, że możesz zostać piłkarzem?
Wierzyłem, bo od małego chciałem grać w piłkę. Zacząłem trenować w czwartej klasie podstawówki, czyli dość późno biorąc pod uwagę, że dzisiaj trenują dzieci. Poza tym jednak wiadomo – nie było wtedy smartfonów i innych takich, więc całymi dniami w rodzinnej Topoli graliśmy w piłkę.
Wiem, że w piłkę grał też twój tata. Na jakim poziomie?
W trzeciej lidze. Poza tym pracował jako górnik. Ale gdy miałem dwa lata, ojciec wyjechał do Polski, później mieszkałem już tylko z mamą i siostrą. Natomiast więcej wątku ojca nie chciałbym rozwijać.
Pewnie musiałeś szybko dojrzeć.
Nie wiem. Mieszkaliśmy na wsi z babcią i dziadkiem, mama pracowała w geodezji. Nie przelewało się, ale nie musiałem się martwić. Trenowałem. Chodziłem do szkoły. Normalne dzieciństwo.
Wiem, że byłeś wtedy bardzo młody, ale pamiętasz coś z agresji NATO na Serbię?
Że mosty były rozwalone i nie można było wszędzie jeździć. A jak były syreny, musieliśmy się chować – ale nie w domu, tylko na polach. Stamtąd oglądaliśmy jak rakiety strzelają. Natomiast na wsi tak bardzo mnie ten konflikt nie dotknął. W miastach na pewno mieli dużo gorzej. Nas przeszło to trochę bokiem.
Pamiętasz na co wydałeś pierwsze zarobione na piłce pieniądze?
Grałem w Topoli, zarabiałem około 400 euro na rundę. Na nic szczególnego nie poszło, byłem studentem, więc z tego się utrzymywałem.
Wiem, że studiowałeś geografię. Czyli jakaś rezerwowa furtka była wypracowywana, liczyłeś się chyba z tym, że w piłce nie wyjdzie.
Poszedłem na geografię, bo zawsze lubiłem mapy, takie zwiedzanie świata nawet palcem po atlasie. Trochę wpływ na to, że wybrałem ten kierunek, miała mama. Skończyłem dwa lata studiów, chciałbym kiedyś je dokończyć, choć nie wiem czy można – wziąłem urlop dziekański.
Co najbardziej ci zapadło w pamięć ze studiów?
Życie studenta (śmiech). Pierwsza samodzielność, Belgrad, miałem swoje pieniądze – dobrze się żyło.
Czyli pamiętają cię w Belgradzie do dzisiaj w nocnych klubach?
Co ty, w Belgradzie są za drogie nocne kluby, na to mnie nie było stać. Normalnie się spędzało czas, raczej w akademiku.
Jak to się stało, że trafiłeś do Polski?
W Serbii każdy piłkarz chce wyjechać za granicę, bo u nas za mało płacą. Skontaktowałem się z ojcem, załatwił mi testy w Stali Rzeszów.
I w Polsce, w Stali Rzeszów, tak od razu miałeś podwyżkę?
Na pewno miałem więcej niż u siebie.
Co wiedziałeś o Polsce przed przyjazdem tutaj?
Trochę znałem język, w sensie wiedziałem, że macie te literki dziwne, jakieś ą, ę. Znałem słowa, które brzmią tak samo po serbsku – chleb, woda. Poza tym spodziewałem się, że Polska jest bliżej Wschodu, a okazało się, że jest bliżej Zachodu. Nie wiedziałem, że w Polsce jest taki mocny katolicyzm. Myślałem, że Polacy są bliżej Rosji – okazało się, że Rosji nie lubią.
Dziś już wiesz co z tymi ą, ę.
Córa chodzi do szkoły, pomagam jej w lekcjach, ale w dyktandach i tak wolę, żeby pomogła żona. Pomagam w innych przedmiotach.
Co jest najbardziej podobne kulturowo twoim zdaniem między Polakami i Serbami?
Temperament. W Polsce się mówi, że Polak Polakowi może się okazać największym wrogiem – w Serbii też się tak mawia. To z przymrużeniem oka, ale wiadomo o co chodzi.
Dziesięć bramek strzeliłeś w swoim pierwszym sezonie w Polsce. Dobry start. W zasadzie taki, że można było się spodziewać, że ktoś już wtedy się wyhaczy.
I tak się stało. Szybko pojawił się temat Górnika Zabrze. Skończyło się na rozmowach, a Stal w tym czasie zaproponowała lepszy kontrakt. Rok później, jak strzeliłem cztery gole w jednym meczu w Niepołomicach, pojawił się temat Cracovii. Znowu upadł. Tym razem Stal nie chciała mnie puścić, bo chcieli awansować do I ligi. Tego momentu już żałuję. Może jakbym już wtedy trafił do Ekstraklasy, to by się to potoczyło inaczej. Cracovia też miała dobrą drużynę, w takiej łatwiej się pokazać, zostać w lidze. Wiadomo, że jak się pokażesz, to już łatwiej na danym poziomie zostać.
Ale do tej Ekstraklasy kilka lat temu zawitałeś w barwach Bełchatowa. Choć z wybojami – najpierw zamiast gry w pierwszej lidze, trener Kiereś w sumie delegował cię tam do rezerw.
Tylko w nich grałem, trenowałem z pierwszym zespołem.
Zgadzałeś się z decyzją trenera?
Wiadomo, jak ktoś nie gra, zawsze ma jakieś pretensje. Ale nie jestem osobą, która marudzi. Piłkarz zawsze może się obronić jedną drogą – przez boisko. Co byś nie robił, czego by o tobie nie mówili – pokaż na boisku, a będziesz grał. Jak udowodnisz, że pomożesz wygrywać mecze, to kto z ciebie zrezygnuje? Ja wtedy strzeliłem w rezerwach dwanaście bramek. Wróciłem do gry w pierwszej drużynie. Grałem i zrobiłem awans. Tylko żałuję tej ESA, że spadliśmy i się w jej jakoś nie zadomowiłem, choć uważam, że grałem nieźle. Wchodził wtedy przepis, że tylko dwóch spoza Unii Europejskiej może grać, to mi nie pomagało w znalezieniu klubu.
Ale też mówiłeś w jednej z rozmów, że taki mecz z Legią pokazał ci wtedy, ile masz jeszcze braków.
To akurat prawda. Zagrałem na Guilherme. Nie byłem w stanie zrobić nic. Ale w lidze nie gra tylko Legia. Nie tylko mi nie wyszedł z nią mecz.
Później zniknąłeś i z Bełchatowa, pierwszy raz meldując się w Mielcu. Dość spory to był zjazd jak na fakt, że przed chwilą grałeś w ESA, a Stal miała wtedy tylko II ligę.
Przyszedł do Bełchatowa trener Ulatowski i powiedział, że mnie nie zna, ale mnie nie potrzebuje. No to co miałem zrobić.
Zobaczył cię chociaż na treningu?
Nie.
Dziwiło cię, że nie masz żadnych ofert?
Nie wiem czy to moja wina, czy menadżera. Trafiłem do Mielca, bo sam tu zadzwoniłem. Chciałem grać blisko Rzeszowa. Zrobiłem dwa kroki do tyłu, by zrobić krok do przodu. Do dziś mieszkam w Rzeszowie, dojeżdżam do Mielca.
Musiałeś wziąć dużą obniżkę płac w porównaniu do Bełchatowa?
Tak. Ale w Mielcu zawsze były pieniądze na czas. Poziom kadry był fajny, może trochę problemów infrastrukturalnych. W szatni do dziś z tamtej drużyny jest choćby Krystian Getinger. Dzisiaj to klub, który dużo dla mnie znaczy, myślę, że ja daję coś klubowi, a on mi. Dobra współpraca.
Zmienił się Krystian przez te pięć lat?
Trochę tak. Kiedyś był dość spokojny, teraz, w ostatnim roku, tak jakby wziął się za szatnię.
Opieprzył cię już?
Mnie nie.
Strzeliłeś sporo bramek wtedy w Stali, ale odszedłeś do GKS-u Katowice.
Liczyłem, że w Katowicach otwierają się perspektywy gry w Ekstraklasie.
Sam to zapowiadałeś, twoja deklaracja z wiosny sezonu pod Jerzym Brzęczkiem: “Skończymy na pierwszym lub drugim miejscu”.
Posypało się. Nie wiem co się z GieKSą dzieje. Co roku podobna sytuacja. Ten Kluczbork… Już spadł. A zagrali z nami jakby się bili o awans. Przegraliśmy, było nieprzyjemnie po meczu z kibicami.
Co tam się zdarzyło?
Nie chcę teraz mówić. Powiem tylko, że nie było żadnych fizycznych zaczepek.
Z czego pamiętasz dzisiejszego selekcjonera?
Wyczuł mnie, że mogę grać na dziewiątce. Złego słowa nie powiem – strzeliłem u niego siedem bramek. Nie było też nigdy suchego biegania, zawsze coś z piłką.
Ale Janusz Białek lepszy, mówiłeś, że u żadnego trenera nie grałeś lepiej.
Nie wiem czy lepszy. Nie wiem jak oceniać trenerów. Czy po sukcesach, czy po tym co robili na treningach. Białek – na pewno inna szkoła.
Może po tym ile z piłkarzy potrafił wydobyć.
Na pewno u Białka grałem bardzo dobrze, ale to jednak była II liga.
W Polsce już osiadłeś. Masz polskie obywatelstwo, założyłeś rodzinę. Jak poznałeś żonę?
Grając w Stali Rzeszów. Jesteśmy razem już dziewięć lat, od pięciu lat po ślubie. Jej wujek prowadził restaurację w klubie, ona tam pracowała.
Ty zagadałeś czy ona zagadała?
Ona.
Są jakieś zwyczaje ślubne typowo serbskie, które mieliśmy?
Mieliśmy ślub na pięćdziesiąt osób, taki kameralny, trochę polski, trochę serbski. W Serbii jest tak, że mężczyzna musi wykupić żonę od jej brata. No to musiałem.
Ile dałeś za żonę?
Nie pamiętam, ale dawałem i euro, i złotówki, i dinary.
Jak dzieciaki zmieniają życie?
Bardzo. Człowiek już nie myśli tylko o sobie, ale przede wszystkim o dzieciach – także podpisując kontrakty. Niema też czasu na nic nie robienie. Ja zresztą jestem osobą, która lubi aktywny wypoczynek – to rower, to spacer. Nawet sprzątanie domu! Lubię porządek, na pewno nie potrzebowałem żony, żeby posprzątać.
Lubisz też słodycze.
Ano lubię.
To się wpisuje w zawód piłkarza?
Ale wszystko, jak z umiarem, to można. Ja nie jem słodyczy cały czas.
Czekolada idzie na raz?
Zależy. W okresie przygotowawczym – tak. Szczególnie, jak jest z orzechami.
Masz już jakiś plan na to, co potem?
Nie, zobaczymy, to ważny dla mnie czas. Teraz myślę o tym, żeby utrzymać się w Stali, zostać z nią w Ekstraklasie. Wiadomo, że to i ambicjonalnie traktuję, ale też finansowo. Mam już swoje lata, uważam, że jestem w świetnej formie, może najlepszej w karierze, szczególnie, że dochodzi doświadczenie. Na razie największą inwestycją jest mieszkanie – dobrze byłoby zainwestować w jeszcze jedno. Szkoda tylko, że nie jestem młodszy o dziesięć lat.
Na jaki mecz w ESA czekasz najbardziej?
Na każdy następny.
Leszek Milewski
Fot. FotoPyK