Meczu z Holandią tak łatwo nie zapomnimy, dzisiejsza wygrana wszystkiego nie załatwia, ale możemy odnotować, że drugiej tragedii nie było. To znaczy, była przez pierwsze pół godziny meczu z mocno rezerwową Bośnią i Hercegowiną, gdy znów w ofensywnie nie istnieliśmy, a w tyłach ponownie popełnialiśmy błędy, jednak tym razem potrafiliśmy z tego wyjść. Tylko tyle i aż tyle. Przy prowadzeniu Bośniaków nie miało nam już co opadać z bezradności. Graliśmy fatalnie, wiało beznadzieją, człowiek koncentrował się już tylko na twitterowej szyderce.
Na szczęście kadrowicze Jerzego Brzęczka uznali, że wszystko ma swoje granice. Coś chyba w naszych zawodnikach pękło, jakby powiedzieli sobie “dobra, chrzanić to sztywniactwo, gramy po swojemu!”. Zareagowali jak niepewny siebie student na dyskotece, który bał się wejść na parkiet. Przeczytał mnóstwo poradników dotyczących brylowania na imprezie, ale nim ta się zaczęła, połowy rzeczy zapomniał, a drugą pokręcił. Wreszcie wywalił teorię do kosza, wziął łyka na odwagę i po prostu ruszył w tany.
I nagle stały się rzeczy niesamowite.
Zaczęliśmy grać w piłkę.
Zaczęliśmy stwarzać sytuacje.
To wszystko działo się w ciągu paru minut:
-
Kędziora na prawej stronie do Jóźwiaka, ten zablokowany w polu karnym
-
Zieliński na prawej stronie do Grosickiego i znów wybite podanie, które miało nam dać stuprocentową sytuację
-
Glik niecelnie głową po rzucie rożnym, było groźnie
-
Grosicki marnuje setkę po wrzucie Jóźwiaka, za lekki strzał głową
-
Góralski do Jóźwiaka, jego podanie na dużym ryzyku wybija obrońca Bośni
-
Milik uderza w polu karnym, rykoszet, piłka przeleciała obok bramki
Aż w końcu tuż przed przerwą po kolejnym kornerze Grosickiego Glik przymierzył już bezbłędnie. 1:1, w pełni zasłużenie wyrównaliśmy. Gdy się spięliśmy, rywale zapomnieli, co to przekroczenie własnej połowy boiska.
Po przerwie już nie graliśmy z takim animuszem, ale nie wróciliśmy do beznadziejnego punktu wyjścia. Element luzu ciągle występował. A to Grosicki efektownie przyjął sobie piłkę, przy okazji wyprzedzając rywala. A to Milik na fantazji odegrał piętą do Jóźwiaka w polu karnym. Krok po kroku wracała tak głęboko dotychczas zakopana radość z gry.
No i wpadło nam po raz drugi. Szok kolejny. Lewonożny lewy obrońca ustawiony na lewej obronie potrafi dorzucić lepiej niż prawonożny prawy obrońca. Maciej Rybus dośrodkował w tempo, a wbiegający Kamil Grosicki drugiej okazji do dobrego strzału głową nie zmarnował. 2:1.
Rybus mógł mieć jeszcze drugą asystę po bardzo podobnym zagraniu, ale Klich główkował prosto w bramkarza.
Bośniacy mogli się odgryźć dwukrotnie. Ex-lechita Koljić posłał piłkę nad bramką, a Fabiański wybronił uderzenie wchodzącego z ławki Dzeko, gdy samemu sprokurował zagrożenie złym wznowieniem gry z “piątki”. Generalnie jednak mniej więcej od 30. minuty Polacy przejęli kontrolę nad wydarzeniami. Kurczę, jakie to dziwne uczucie. Nadal się zastanawiamy, czy piłkarze olali założenia Jerzego Brzęczka czy zwyczajnie zadziałała sportowa złość, ale niech właśnie tą drogą idą.
Na myśl o początku spotkania wciąż się wzdrygamy z grymasem na twarzy. Żartujący od pierwszych sekund Jacek Laskowski i Robert Podoliński z trudem gryźli się w język, choć czasem jakieś bezradne westchnienie na antenie po kolejnym złym podaniu dało się usłyszeć. Gospodarze prowadzili, bo sędzia Cuneyt Cakir uparł się, że odgwiżdże faul Jana Bednarka, mimo że dawno było po akcji. Okej, do jakiegoś przytrzymywania przeciwnika ze strony obrońcy Southampton doszło. W praktyce jednak sędziowie większość takich rzeczy puszczają. Cakir akurat nie puścił i zaczęliśmy przegrywać. Co było później, już każdy wie.
Ciągle wielu decyzji Jerzego Brzęczka nie rozumiemy. Czy na osłabioną Bośnię było konieczne zestawienie jednak jak na klasę rywala mało ofensywne? Dlaczego Karol Linetty wszedł dopiero w 85. minucie? Po co fatygowano Krzysztofa Piątka i robiono mu pod górkę w klubie, skoro siedział na ławce? Czy Jakub Moder, Michał Karbownik i Sebastian Walukiewicz przyjechali tylko wdychać zapach skarpet bardziej znanych kolegów? Nawet nie jesteśmy pewni, czy to w jakimkolwiek stopniu zasługa selekcjonera, że gra biało-czerwonych niemalże z minuty na minutę diametralnie się zmieniła. Ale dobra, jest wygrana, wreszcie są jakieś pozytywy. Czas na mądre wnioski.
Bośnia i Hercegowina – Polska 1:2 (1:1)
1:0 – Hajradinović 24′ karny
1:1 – Glik 45′
1:2 – Grosicki 67′
Fot. FotoPyK