Piast Gliwice już w II rundzie eliminacji może trafić Tottenham czy AC Milan. Przyjechałby Mourinho, może wpadły Kane. Albo Piast mógłby wybrać się na San Siro. Jest w puli Galatasaray, jest Wolfsburg. Byłby hitowy mecz? Ano byłby. Ale ja wolałbym rywala skrajnie nudnego, z którym natomiast byłaby szansa podjąć walkę, przejść dalej, zrobić punkty. Dajcie mi więc Żalgiris zamiast Sona, dajcie mi The New Saints zamiast Donnarummy.
Dwadzieścia pięć lat temu Zagłębie Lubin trafiło w Pucharze UEFA na AC Milan. Mój znajomy z Lubina powiedział, że jego ojciec zawsze wspominał: – Widziałem w życiu dwóch wielkich ludzi. Jana Pawła II i Roberto Baggio. Poza Baggio do Lubina zjechali Weah, Simone, Maldini czy Boban. Tak, ten mecz jest zapisany w historii Miedziowych. Internet jest wspaniały, oba tamte spotkania są do odtworzenia.
Milan przewiózł się po Miedziowych. Wygrał 4:0 u siebie, w Lubinie 4:1.
Na zawsze zapadła mi w pamięć nie bramka Jarosława Krzyżanowskiego, a radość z tego gola. Przypadkowe trafienie, które nic nie dawało, a Krzyżanowski fetował je jak bramkę na mistrza świata. I OK. Wiadomo, że dla sympatycznego pana Jarka to wydarzenie, o którym będzie opowiadał wnukom. Jakoś bardzo się nie dziwię, przesadnie nie szydzę. Ale Ekstraklasa nie jest w miejscu, w którym może sobie pozwolić na gloryfikowane jasełka z gwiazdami w roli głównej. Na zwiedzanie sławnych stadionów i honorowe porażki. Bo Świerczok trafi z Tottenhamem w słupek, a Mourinho pochwali po meczu ustawienie taktyczne Waldemara Fornalika. Potem zdradzi, że było trudniej niż się spodziewał. Jego słowa obskoczą wszystkie media. Będzie podjarka przyzwoitym starciem z gigantem, który przyjechał zagrać mecz na drugim biegu, a finalnie będzie tak, jak Kowal w biografii komentował zachwyty Piechniczka nad 1:2 na Wembley:
– Ale tam było w ryj.
Powiecie: NO A MOŻE JEDNAK COŚ SIĘ STANIE. Tak, to jeden mecz, jakby wylosować u siebie, to nawet kogoś większego da się zaskoczyć. Może nie ten Tottenham czy Milan, ale są ekipy bardziej renomowane, które przy dozie farta i korzystnym układzie meczu da się nawinąć. Piłka ma spory element losowości, lubi to sprzyjać teoretycznie słabszym. Dzielimy skórę na niedźwiedziu, mówimy tylko o szansach – owszem. Ale ja jestem za tym, by były jak największe, a raczej: realne. Nie podzielam zdania Marcina Animuckiego, że pozycja w rankingu jest mało istotna.
Nie, nie ma w tym może wielkiego honoru, żeby chcieć trafić jak najłatwiej. Honorowo jest iść z tą legendarną szablą na te legendarne czołgi. Pewnie bardziej nośne byłoby napisać:
-
GRAJMY Z SILNYMI ALBO NIE GRAJMY WCALE.
-
JAK SPADAĆ TO Z WYSOKIEGO KONIA.
Otóż tak w ogóle spadać to żadna sztuka. Rzecz w tym, żeby nie spadać.
Poza tym takie “przyjedzie chociaż ciekawy rywal, zrobimy festyn” pasuje właśnie do najgorszych lig w Europie, a nie tych, które chcą być w klasie średniej. Jesteśmy rankingowo pod ścianą. Sami to sobie zrobiliśmy, sami jesteśmy sobie winni, ale w pewnym momencie trzeba wyjść z biczowania i szukać wyjścia. Jako taki ranking ma tylko Legia, a i tak robi wszystko, by go roztrwonić jak kilka lat temu Lech. W tym sezonie mieliśmy dobitny przykład, jak bolesne potrafi być, gdy nie ma jakichkolwiek rozstawień. Ten ranking nas dławi.
I tak, żeby go poprawić, trzeba przede wszystkim grać dobrze w piłkę, a tego nikt polskim klubom nie zabrania. Ale nie da się zlekceważyć wagi rankingów i rozstawień.
KRÓLESTWO ZA ROZSTAWIENIE. KTO NA DRODZE LECHA, LEGII I PIASTA W DRODZE DO FAZY GRUPOWEJ?
Polski ranking tak zjechał w dół, że Cracovia z urzędu legitymowała się współczynnikiem niższym niż takie potęgi jak maltańska Valletta, irlandzkie Shamrock Rovers, farerskie B36. Oczywiście Cracovia sama dołożyła się do takiego stanu rzeczy. W konsekwencji, jak za karę, dostała Malmo, a to na ten moment inna półka. Drużyna gotowa, dojrzała, europejski poziom. Patrzyłem na szwedzki zespół i myślałem: no tak, mając taki zespół można się w Europie bić.
Zapytacie: to z czym do ludzi? Chcesz grać w pucharach – no to graj, bij też Malmo, to nie jest przecież jakiś kosmiczny, nieosiągalny poziom. Malmo nie wydaje po dziesięć milionów na zawodnika. Odpadasz z Malmo, znaczny przechodzisz negatywną weryfikacje i tyle w temacie. Nie ma dla ciebie miejsca na tym europejskich bankiecie.
Tak, Cracovia nie miała papierów na to, by zagrać w fazie grupowej. Ale ścieżka do fazy grupowej dla wszystkich poza mistrzem Polski jest wybitnie kręta, a bogatszych, mocniejszych rywali po drodze całe multum. Polskie kluby nie są nawet w drugim szeregu kandydatów do tego awansu. To, co możemy zrobić, to mozolnie gromadzić punkty. Każdy wyciąga nas z tego bagna, w które się wpędziliśmy. Możemy być na ten moment nudnymi ciułaczami, liczącymi, że to konsekwentne ciułanie przyniesie efekt. Nie jest to szczególnie romantyczne, ale tak się sprawy mają. Bywało, że to my mieliśmy sezony, których inne ligi z naszego zasięgu nam zazdrościły, ale brakowało nam właśnie konsekwencji. Czasem ułamka, jak wtedy, gdy mielibyśmy dwie drużyny w eliminacjach Ligi Mistrzów, gdyby tylko GKS przeszedł Cementarnicę albo Pogoń ekipę z Islandii. Nie mówiąc o Wiśle i Valerendze.
Ranking w pucharach to koń, na którym jedziesz. Rozstawienie jest na wagę złota.
Dobrze widać to przed najbliższą rundą: najgorszy los możliwy dla Piasta to niedawny finalista Ligi Mistrzów, najgorszy los dla Lecha to IFK Goteborg i Aris. Różnica zasadnicza jest taka, że Piast przy szczęśliwym losowaniu może trafić na kogoś, z kim podejmie walkę – no dobra, są jeszcze ze trzy ekipy, z którymi byłby faworytem – a Lech nie trafi na nikogo spoza swojego zasięgu.
Przebicie pewnego punktowego sufitu tylko ułatwia ich późniejsze gromadzenie. Same nie wpadną, trzeba jednak z kimś wygrać. Za wykazanie dobrego Excela albo opakowania ESA w telewizji walkowera rywal nie odda. Ale tak – BATE jest doskonałym przykładem, jaki ranking może zbudować klub z naszego regionu. Dobry wynik nakręca kolejne szanse do jego poprawienia. BATE nie osiągało przecież w ostatnich latach jakichś niesamowitych rezultatów. Przegrywało z Dundalk, z Rosenborgiem, z Astaną. Nie są jakimiś nieuchwytnymi kozakami. Ale rok po roku mają rozstawienia wszędzie, co w konsekwencji pomaga im go bronić. W tym sezonie walki o fazę grupową Ligi Europy mają gwarantowane rozstawienie do samego końca rywalizacji.
BATE zaczęło od przebicia sufitu, ale od lat jest po prostu dobrym ciułaczem.
Denerwuje mnie, gdy widzę, że Ukraińcy mają w następnej rundzie rozstawiony Kolos Kovalivka. To ich pucharowy debiut, ale tyle inne zespoły natrzepały punktów, że z urzędu taki Kolos ma ranking wyższy niż Lech Poznań. Wiem, że polskie kluby nie są Dynamem Kijów czy Szachtarem, ale jednak skala różnicy mnie irytuje. Denerwuje mnie obecność austriackiego Wolsfbergera z urzędu w fazie grupowej Ligi Europy. Jest czym niewymownie bolesnym, że Lokomotiwa Zagrzeb startuje w eliminacjach Ligi Mistrzów ze ścieżki niemistrzowskiej.
Dlatego jestem za kolejnym siermiężnym meczem z Dinamo Mińsk, a nie wycieczką na Galatasaray albo cennym doświadczeniem zbieranym od FC Basel. Wszystko finalnie sprowadza się do lepszej gry w piłkę, lecz nie mówmy, że to jedyne co się liczy w dżungli pucharowych eliminacji. Szczególnie przed startem Europa Conference League wolę nudny pragmatyzm niż ura bura ciocia Agata.
Leszek Milewski
fot. NewsPix.pl