Sasza Żivec to jeden z bohaterów poprzedniego sezonu w wykonaniu Zagłębia Lubin. 19 wypracowanych przez niego goli co prawda nie pozwoliło “Miedziowym” na awans do grupy mistrzowskiej, ale do Słoweńca nikt nie może mieć pretensji. Dobra forma sprawiła, że znów znalazł się w orbicie zainteresowań selekcjonera, choć ostatecznie powołania nie dostał. Jak podchodzi do gry w barwach narodowych, która ciągle mu umyka? Dlaczego w dzisiejszych czasach nie można już patrzeć na wiek piłkarza? Jaki miał zakład z Damjanem Boharem oraz Rokiem Sirkiem i czemu ten ostatni zbytnio im w nim nie pomógł? A w końcu to, co najbardziej nurtuje kibiców z Lubina: czy mogą się spodziewać odejścia Żivca i co zatrzyma skrzydłowego na Dolnym Śląsku na dłużej? Zapraszamy.
Kiedy ostatnim razem z tobą rozmawialiśmy, mówiłeś, że to niemożliwe, żeby Damjanem Boharem nie interesował się selekcjoner. Okazuje się, że śledził was obu.
Tak, wiedziałem o tym. W poprzednim sezonie też byliśmy w szerokiej kadrze, a potem obaj nie pojechaliśmy na zgrupowanie. Teraz okazało się, że “Bohi” pójdzie, a ja nie. To już drugi, albo trzeci raz, gdy jestem na szerokiej liście. Wiem, że patrzą, ale… jest, jak jest.
Co u ciebie przeważa – duma, że byłeś o krok od powołania do reprezentacji kraju, czy zawód, że jednak się nie udało?
Nie myślę o tym negatywnie. Nie liczyłem na powołanie, choć jeśli je dostanę, to będę szczęśliwy.
9 goli, 6 asyst, 4 asysty drugiego stopnia. Prawie 20 wypracowanych bramek, a sam mówiłeś, że 20 goli w półtora roku sprawia, że w kadrze po prostu trzeba być.
Tak, ale wiem też, że chodzi o to, że ludzie mnie nie znają. Od dawna nie gram w Słowenii, nie grałem w najlepszych zespołach w kraju, tak jak Damjan. On jest dobrze znany, zna go także selekcjoner, bo to były trener Mariboru, w którym Bohar grał przez wiele lat. Z tym też jest problem w moim przypadku, ale naprawdę – nie przejmuję się tym. Skoro myślą, że mają lepszych zawodników to… spoko! (śmiech).
Nie będziesz wysyłał selekcjonerowi zaproszeń do Lubina, żeby w końcu poznał i ciebie?
Wiem, co potrafię. Nie mam już 18 lat, wielokrotnie pokazywałem, na co mnie stać. Jeżeli tak decydują, to ja przyjmuję. Nie siedzi mi to w głowie, nie zabija mnie ta myśl, że znów się nie udało. Jeżeli w końcu trafię do kadry, to będę dumny. Tyle.
Ciężko się nie zgodzić ze stwierdzeniem, że pokazałeś, co potrafisz. Za tobą najlepszy sezon w karierze, więc wypada spytać, czy telefon znów rozdzwonił się tak, jak wtedy, gdy odchodziłeś z Piasta?
Dzwonią ludzie, dzwonią… Powiem tak – bardziej dyplomatycznie – zainteresowanie jest, ale mam dwa lata kontraktu. W Lubinie czuje się w porządku, dlatego skupiam się przede wszystkim na grze. Jeśli pojawi się oferta i będzie ona dobra dla klubu i dla mnie, a Zagłębie będzie chciało mnie sprzedać, to siądziemy do rozmów.
Ok, to o konkretny nie pytam. Spytam tylko, co sądzisz o Stanach Zjednoczonych, chyba ładny kraj?
(śmiech) Mogę o tym powiedzieć, nie ma problemu i tak wszyscy wiedzą. Był taki temat, nie wiem, czy jeszcze jest. Wtedy zdecydowałem, że nie jest to dobry moment na ten transfer.
Masz jakiś kierunek, na który spojrzałbyś chętniej niż na inne? Masz już takie doświadczenia transferowe, że pewnie wolisz się trochę zastanowić nad kolejnym krokiem.
Szczerze mówiąc, w głowie takiego kierunku nie mam. Patrzę na finanse, nie zamierzam się z tym kryć. W piłkę nie możesz grać całe życie, tak to już. Jeżeli tak by się dało, to mógłbym grać do końca życia na obecnych warunkach, nie ma problemu. Ale lata lecą, trzeba coś zarobić, jeśli chcesz, żeby rodzina miała łatwiej w życiu. Parę lat wcześniej mogłem patrzeć na to, jaki kraj mi się podoba, a jaki trochę mniej. Teraz takiego komfortu już nie mam.
Puszczasz trochę oczko do Zagłębia, że jeżeli dostaniesz podwyżkę, to zostaniesz tutaj na dłużej?
Moglibyśmy się dogadać, dlaczego nie?
Ok, finanse finansami, ale drugi raz na Cypr byś się chyba nie zdecydował.
(śmiech) Ciężko, ciężko. Musiałbym się nad tym bardziej zastanowić. Wiadomo, że gdybym trafił tam kiedy indziej, być może do innego klubu, to byłoby inaczej. A tak nie miałem dobrej sytuacji i nie chciałbym tam wrócić. Była w tym też moja wina, bo miałem wtedy bardzo dużo ofert i w ostatniej chwili wybrałem Cypr. Po paru tygodniach wiedziałem, że to była słaba decyzja. Byłem za bardzo głodny piłki, żeby wybrać taki kierunek. Wiadomo, że i tacy piłkarze tam trafiają. Ale zdarzają się i tacy, którzy przychodzą, żeby pograć sobie na większym luzie.
Trafić na wygodne miejsce do życia.
Tak. Dla mnie okazało się zresztą, że wcale nie było ono takie wygodne. Miałem tam też najwięcej urazów w karierze. Wszystko to się zebrało w całość.
Większa liczba urazów wynikała z tego, że źle się tam czułeś? Powiedziałbyś, że to połączone, że gdy nie czujesz się gdzieś dobrze, to łatwiej o kontuzje?
Zgadzam się z tym, aklimatyzacja jest ważna. Widzimy, jak to jest – zawodnik decyduje się na transfer, nie radzi sobie, oceniamy go słabo. Potem idzie do innej ligi i okazuje się świetnym piłkarzem. Trzeba też trafić do zespołu, który pasuje zawodnikowi.
Takim zespołem było Zagłębie Lubin? Skąd tak duża różnica między liczbami w Piaście i w Lubinie?
Myślę, że tak. Co do liczb, wiem, że na nie patrzycie, ja nie bardzo. Ale ostatnie pół roku w Piaście też miałem dobre pod tym względem. W Zagłębiu na pewno mam bardziej ofensywną rolę, w Gliwicach grałem na różnych pozycjach. Jeśli skupiasz się na obronie, masz mniej sytuacji do strzelenia bramki, czy zaliczenia asysty. W Zagłębiu była też jakość z przodu, jeśli chodzi o wykończenie akcji. Bartosz Białek, Damjan Bohar – to ludzie, którzy wykończą taką akcję, po której nie spodziewałbyś się bramki. Była też chemia między mną, a Alanem Czerwińskim.
Jakie wymagania wobec skrzydłowych ma Martin Sevela?
Zależy od meczu, ale trener wie, że potrafimy zagrać na wysokim poziomie i zostawia nam trochę więcej luzu niż inni trenerzy, których miałem w trakcie kariery. Potrafi balansować między tym, co mamy robić według jego planu, a na co możemy sobie pozwolić sami.
Jak to się ma do Waldemara Fornalika, u którego odnajdywałeś się równie dobrze?
U obydwu lubię to, że to są trenerzy, którzy nie wywierają zbyt dużej, niepotrzebnej presji na zawodników. Zachowują spokój i chcą pomóc zawodnikom, żeby pokazali swoją jakość, zamiast niepotrzebnie się stresować. Z kolei trener Radoslav Latal bardziej stawiał na aspekty taktyczne, czasami kazał nam grać bardziej defensywnie. W Polsce spotkałem kilku trenerów, którzy mi pomogli.
Powiedziałbyś, że zawodnik może się rozwijać w każdym wieku? W PESEL ci nie zaglądam, ale sam mówiłeś, że nie jesteś już 18-latkiem. Niektórzy mogliby powiedzieć, że sufit już za tobą, a jest wręcz przeciwnie.
To już nie te czasy, żeby rozmawiać o wieku. Teraz widzimy piłkarzy, którzy mogą grać na topowym poziomie, a ja nawet nie zbliżyłem się do ich wieku. To już nie jest tak, że w wieku 32 lat zbliżasz się do końca kariery. Przykładem niech będzie Josip Ilicić, był jednym z najlepszych skrzydłowych na świecie w tym sezonie, a ma przecież 32 lata.
Jako 32-latek zadebiutował w Lidze Mistrzów i strzelił cztery gole w jednym meczu.
Jeśli chodzi o mnie, to ja się czuje z każdym rokiem coraz lepiej pod względem fizycznym. Nigdy nie czułem się tak dobrze, jak teraz. Być może za pięć lat to odczuje, teraz działa to na odwrót. Bardzo się pilnuję, dbam o to, co jem, odrzucam rzeczy, które mogą mi zaszkodzić. Od paru lat to praktykuję i teraz widać, że to miało sens.
Ale nie śpisz tylko na lewym boku, jak Robert Lewandowski?
Aż tak to nie! (śmiech)
Nie żałujesz, że nie załapałeś się na złote lata w Gliwicach? Mistrzostwo, brązowy medal, a ty w tym czasie nie notowałeś zbyt dobrych wyników.
Kiedy byłem w Piaście, też mieliśmy dobre wyniki, drugie miejsce to było wówczas największe osiągnięcie w historii klubu. Coś dla tego klubu zrobiłem. A to, co oni zrobili później, to tylko czapki z głów dla tych chłopaków. Zawsze mówiłem, że zespół, który wygrał mistrzostwo, był bardzo dobry, a to przecież prawie ta sama drużyna, która rok wcześniej do końca walczyła o utrzymanie. Zawsze powtarzałem, że Piast może osiągać znacznie więcej, niż osiągał. Cieszyłem się z tego tytułu, bo miałem tam wielu kolegów.
Uros Korun nie robił sobie żartów, że odszedłeś w złym momencie?
Nie! (śmiech) Nawet przeciwnie, wszyscy dzwonili i mówili, że szkoda, że nie ma mnie już z nimi.
A wynik Zagłębia cię nie rozczarował? Mówiło się, że macie najlepsze skrzydła w lidze, a mimo to nie wskoczyliście nawet do górnej ósemki.
Wszyscy byliśmy na to źli. Teraz już o tym nie myślę, ale wtedy na pewno każdy był zły, bo wiedzieliśmy, że potrafi grać znacznie lepiej. Było tak, że graliśmy dwa dobre mecze, potem trzy słabe. Ale myślę, że wszyscy wierzą, że możemy osiągnąć więcej i naprawić to w tym roku. Jeżeli chodzi o mnie, to wolałbym mieć bramkę czy asystę mniej, byle wygrać więcej meczów. Liczę, że wszyscy będziemy lepsi.
Comeback w meczu z Lechem to sygnał, że wyciągacie wnioski względem poprzedniego sezonu?
Byłem mocno wkurzony na tamten mecz, żeby nie powiedzieć dosadniej. To była dla nas idealna szansa na przełamanie. Teraz trochę szczęścia do nas wróciło, bo wiadomo, że Lech to bardzo dobry zespół i nie grało się łatwo.
Podobno z Damjanem Boharem wyznaczyliście sobie cel na poprzedni sezon. Jaki on był?
Zakładaliśmy, że zgromadzimy łącznie 40 bramek i asyst. Skończyliśmy chyba na 37.
Niewiele zabrakło.
Opuściłem kilka meczów, Damjan też opuścił, więc tego brakowało. Jeżeli chcielibyśmy zrobić to na siłę, to dalibyśmy radę. Powiedzielibyśmy “Figo”, żeby oddał kilka karnych i by nam dał. Możemy być zadowoleni.
A czemu Roka Sirka nie zaprosiliście do tego zakładu?
A kto mówi, że nie zaprosiliśmy? (śmiech)
To zbytnio wam nie pomógł. Ciężko jest się wypowiadać za kogoś, ale to zastanawiające. Rok miał wymarzone perspektywy: jedyny napastnik, dwaj rodacy po bokach. Wy się tu odnaleźliście, on nie bardzo.
Tak jak mówiliśmy wcześniej: czasami przychodzisz do klubu i wszystko ci pasuje, a czasami nie trafisz. Jeżeli ktoś siedzi od dawna w piłce, to wie, że tak się zdarza. Ktoś, kto nie rozumie, o co chodzi w piłce, nigdy w nią nie grał, tego nie zrozumie. Ludzie robią z tego nie wiadomo jaką sprawę, a to nic szczególnego.
Wiesz, kibice mają prawo być rozczarowani. Jeśli klub ściąga napastnika, oni oczekują od niego bramek.
To się zgadza, ale przecież on nie przyszedł tu z bronią i nie powiedział: daj mi kontrakt, bo cię zastrzelę. Pewnie miał też inne propozycje i mogłoby się skończyć tak, że poszedłby tam i strzelił tyle bramek, co w ostatnim sezonie. To, że nie odnajdziesz się od razu, nie znaczy, że nie odnajdziesz się nigdy. Pierwszy rok może być ciężki. Ja w Piaście miałem bardzo ciężkie pół roku. Inny kraj, inny sposób gry. To duża zmiana. Dla mnie nie był to pierwszy raz za granicą, ale dla Roka już tak, mógł być zaskoczony. Pamiętam, że nie rozmawiałem po polsku, a mało kto mówił po angielsku i ciężko było się dostosować. Wiadomo, że nikt tu nie przyjeżdża po to, żeby sobie pooglądać skoki narciarskie. Każdy chce się pokazać, może zrobić krok dalej. A jeżeli pierwsza rzecz nie idzie tak, jak to sobie ułożyłeś w głowie, to człowiek może się podłamać.
Z twojego punktu widzenia, asystenta, odejście Bartosza Białka zabolało?
Powiem szczerze, że od razu wiedziałem, że Bartek wniesie do drużyny coś dobrego. Nie spodziewałem się, że tak szybko, ale widać było od razu, że to chłopak z dużym talentem. Jeżeli zostałby z nami, byłoby tylko lepiej dla nas. Ale tak w jego przypadku, jak w przypadku Alana, cieszę się, że chłopaki idą wyżej. Jest bardzo cienka linia między tym, żeby mieć bardzo dobrą karierę, a średnią. Z mojego punktu widzenia Bartek postąpił właściwie.
Przed tym sezonem też stawiacie sobie z Damjanem jakieś cele, czy obawa, że rozjedziecie się po świecie, sprawiła, że się powstrzymaliście?
Coś mamy, ale co to powiem po sezonie!
A co zdarzy się szybciej: Sasza Żivec dostanie powołanie do reprezentacji, czy Zagłębie dołączy do ligowej czołówki?
(śmiech) A mogę użyć pomidora?
Jednego zawsze można, więc możesz.
To skorzystam!
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
Fot. FotoPyK