Gdy słychać słówko „premium”, od razu można się nastawić, że kryje się pod tym coś ekstra. Owszem, trzeba dopłacić, bo za „premium” zawsze trzeba dopłacić, ale zazwyczaj warto. Coś się dostanie szybciej, lepiej, coś nas odróżni od reszty, a ludzka próżność tak nakazuje, by nie iść z teoretyczną szarą masą. I teraz pytanie: czy Polsat Sport Premium i Liga Mistrzów w nim to rzeczywiście taki towar, czy raczej dwupokojowe mieszkanie z pralką w kuchni nazwane apartamentem, żeby podbić zainteresowanie na OLX-ie? No raczej zdaje się, że mówimy o tej drugiej opcji.
Przy okazji półfinału Bayern – Olympique Lyon uznałem, że warto się tym tematem zająć. Słuchajcie, zostaje trzynaście minut do przedostatniego meczu Ligi Mistrzów. Co więcej, w tym meczu będzie nasz rodak, który nie rozkłada tam dywanów, nie występuje w roli statysty, tylko strzela gole w każdym spotkaniu. Goni wynik Cristiano Ronaldo. Ogólnie rzecz biorąc: dzieje się. Na mniej niż kwadrans do pierwszego gwizdka oczekiwałbym albo grzania tej historii, albo jakiejś sensownej analizy, albo chociaż przypomnienia składów. Czegoś, co będzie związane z tym meczem, bo tak się składa, że na – powtórzę – mniej niż kwadrans do startu, bardzo mnie to interesuje. I nie tylko mnie, jestem pewien.
Co jednak dostaję? Kobietę, która nakłada klopsy. Kobieta stoi nad garem i talerzem, by nałożyć klopsy. Oczywiście jednocześnie powie, że to nie są byle jakie klopsy, ale klopsy takie i takie, związane z tym i tym, lecz nie łudźmy się: na 13 minut do meczu o finał Ligi Mistrzów oglądam w kanale premium (!), jak kobieta stoi i nakłada klopsy.
13 minut do meczu, oglądam jak kobita nakłada klopsy, a nie zmieniałem kanału. pic.twitter.com/pv0KdlEzq2
— Paweł Paczul (@PawelPaczul) August 19, 2020
Z tego, co widzę na sklep.cyfrowypolsat.pl, taka przyjemność kosztuje co najmniej 60 złotych miesięcznie. Co daje 720 złotych w skali roku.
Nie są to w Polsce małe pieniądze. Za 60 złotych można samemu zrobić parę klopsów i je też samemu nałożyć. Nie trzeba ich lizać przez ekran telewizora. Zresztą, w ogóle sobie nie wyobrażam, żeby w niemieckiej czy francuskiej telewizji ktoś na kilkanaście minut przed tak ważnym spotkaniem ogarniał sznycla albo żabie udka. No jest to tak durne, jak tylko może być.
Generalnie uważam tzw. Kuchnię Mistrzów za pomysł niezbyt sensowny, bo podają tam wyniki meczów na podstawie kuchni właśnie, co może obchodzić od piętnastu do dwudziestu ludzi w Polsce. Są to szacunki wzięte z głowy, ale stawiam tę głowę pod topór. To jest maksymalna liczba ludzi tym zainteresowanych. Natomiast! Skoro już Polsat chce robić trzygodzinne studio, oczywiście, cholera wie po co, to niech wsadzi te klopsy na godzinę 18:30, gdy mecz jest o 21. Nie na 20:47. Mało kogo to obchodzi już o 18:30, ale już prawie nikogo nie obchodzi to na kilka chwil przed meczem. Jak w ogóle można wpaść na taki pomysł? „Zaraz polski zawodnik gra o finał Ligi Mistrzów, to pokażmy klopsy”. No przecież jest to najgorszy kretynizm.
Oczywiście można by to uznać za wpadkę. Wiemy jednak, że Kuchnia Mistrzów w ramach kanału premium (!) jest mocno grana i ktoś tym pomysłem jest wybitnie zachwycony. Ale dobrze, gdyby w Polsacie tylko sobie gotowali, a dalej odstawiali konkurencję na kilka długości, byłoby to do przełknięcia. Tyle że tak chyba nie jest.
Wątpliwości budzi kadra ekspercka, gdy na jednego porządnego Wichniarka przypadają Hajto i Wdowczyk.
Ten pierwszy miał swoje pięć minut, ponieważ komentował inaczej niż wszyscy, był barwny. Ale od barwności do kuriozalności trasa jest krótka, a Hajto ją pokonał bardzo szybko. Ostatnio stwierdził, że Messi poszedł do Barcelony za miliony. – Messi? Trzeba poszukać w gazetach, ja pamiętam, jak go kupowali za miliony i wtedy się mówiło, że to będzie jeden z najlepszych piłkarzy – ogłosił z ogromną pewnością siebie. Wszyscy doskonale pamiętamy te nagłówki, które krzyczały, że 13-latek na pewno, ale to na sto procent, będzie wybitnym piłkarze. Oczywiście Hajto mówił to w Cafe Futbol, czyli nie na kanale premium, ale do kanału premium (!) jest regularnie zapraszany. Nie wiem, ja bym się zastanowił, czy ludzie przy okazji Ligi Mistrzów akurat tego oczekują.
Co do Wdowczyka – uważam, że każdemu należy się druga szansa, bo każdy może błądzić, potem wyciągać wnioski i być lepszym w przyszłości. Natomiast nie sądzę, by w Polsce było zbyt mało bezrobotnych i czystych od korupcji trenerów, którzy nie mogliby spróbować zanalizować grę Bayernu i innych drużyn. Wydaje się, że wiele osób może się poczuć jak durnie, gdy – załóżmy – grę obronną w Lidze Mistrzów w wykonaniu Bayernu ma rozkładać na czynniki pierwsze gość, który organizował defensywę, ale też korupcję w Koronie Kielce.
Każdy polski trener ma do poziomu monachijczyków daleko, ale gość z przeszłością korupcyjną ma wyjątkowo daleko. Niech analizuje Puchar Polski, jak już idziemy drogą „drugich szans”. Ale Ligę Mistrzów? Na kanale premium (!)?
Odnoszę wrażenie, że też mecze nie zawsze komentowane są na bardzo wysokim poziomie. Przykładowo: dlaczego musimy słuchać, że mecz sędziuje Markus Merk, który karierę skończył lata temu? Dlaczego musimy się dowiadywać, że w Lidze Europy karnego strzela Neves, skoro cały świat wie, że jednak Jimenez? I tak dalej.
Naprawdę piłki w Polsacie nie ma wiele. Można usiąść, przygotować się do transmisji, nauczyć piłkarzy, bo terminy nie gonią. Niestety regularne babole oparte między innymi o brak znajomości kadr poszczególnych zespołów, słychać regularnie. Według mnie klasę trzyma Bożydar Iwanow, niedoceniany przez własną stację jest Tomasz Włodarczyk, natomiast patrząc najbardziej obiektywnie, jak się da – po odejściu Borka i Smokowskiego zespół komentatorski w Polsacie odstaje od konkurencji, a mówimy o kanale premium.
Liga Mistrzów w Canal + była różnie odbierana, ale chyba niewiele osób czekało, aż Canal straci prawa. Z Polsatem – czytając Twittera, rozmawiając z ludźmi – widać, że jest inaczej. To chyba najlepsza recenzja.
PAWEŁ PACZUL