O słabości polskiej ligi, o trzydziestym drugim miejscu w rankingu UEFA, o braku bogatych sponsorów polskiej piłki, o koronawirusie, o głupocie Wisły Płock i Śląska Wrocław, o europejskich pucharach, o Lidze Mistrzów, o rozwoju Ekstraklasy, o pieniądzach, o przyszłości. Prezes Ekstraklasa SA, Marcin Animucki, w rozmowie z Wojciechem Pielą i Pawłem Paczulem na antenie WeszłoFM. Spisaliśmy najciekawsze fragmenty. Zapraszamy.
***
O niebezpieczeństwie nudy z jednym spadkowiczem:
W poprzednim sezonie mecze o europejskie puchary oglądały się trzykrotnie lepiej niż mecze o utrzymanie. Mimo że walka na dole tabeli też była emocjonująca, to większym zainteresowaniem cieszą się spotkania wielkich marek – Legii, Lecha, Lechii, Cracovii. Przynajmniej, jeśli chodzi o oglądalność telewizyjną i stadionową, choć akurat w przypadku tej drugiej trudno cokolwiek sensownego powiedzieć po ostatnim sezonie, kiedy przez cztery kolejki graliśmy bez kibiców, a do końca rozgrywek przy ograniczonej frekwencji. Jestem dumny, że potrafiliśmy dokończyć rozgrywki, przywrócić fanów na trybuny, wszystko to było bezpieczne. Nowe rozporządzenie ministra sportu pozwala na zapełnianie 50% stadionów. To cieszy. Byłem na paru meczach bez kibiców i było to bardzo trudne przeżycie.
O Wiśle Płock i głupocie klubów:
Szczęście w nieszczęściu, że to wszystko wydarzyło się na etapie przygotowań, a nie jak sezon ruszył, bo myślę, że wtedy lament byłby większy. Myślę, że takie wypadki musiały mieć miejsce, żeby wszyscy uświadomili sobie, jak poważnym tematem jest wirus. Rozmawiałem i z prezesami, i z trenerami zespołów, w których pojawiały się przypadki koronawirusa. Tak naprawdę wygląda to, jak z relacji z dzieckiem: jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.
Te kilka przypadków musiało mieć miejsce, żeby wszyscy uświadomili sobie, jak dużym ryzykiem i niebezpieczeństwem jest niestosowanie się do protokołu medycznego. Trudno zrozumieć jest sytuację, w której robi się testy, a nie czeka się na ich wyniki czy chodzi się na dyskotekę. Komisja Ligi w minionym tygodniu wystawiła rachunek za te drinki – po 30 tysięcy złotych kary. Mam nadzieję, że da to do myślenia ludziom, którzy nie tylko nie dbają o swoje zdrowie, ale nie dbają też o zdrowie swojej rodziny, mogąc przy tym narazić swój klub na wielomilionowe straty.
O Ekstraklasie w europejskim kontekście:
Popełniliśmy mniej błędów niż w innych krajach. Rozmawiałem wczoraj z kolegami z Holandii i z Belgii. Tam jest dramat, jeśli chodzi o rozwiązania sportowe, integralność rozgrywek może być tam zachwiana na lata. AZ przegrał w sądzie batalię o mistrzostwo, ale to nie jest koniec. Mamy przykład Belgii, gdzie miały wystartować rozgrywki w niezmienionej liczbie drużyn, a tu się okazało, że jeden ze spadkowiczów wygrał proces o przywrócenie do ligi. Nie wiem, jak to się wszystko zakończy. Francuzi, Belgowie i Holendrzy jeszcze przez lata nie wyjdą z sądów. My tę integralność rozgrywek zachowaliśmy.
Utrzymaliśmy też pełne wynagrodzenie od sponsorów. Wypłaciliśmy rekordowe wypłaty za wyniki sportowe – Legia 31 milionów, Lech z Piastem około 25, spadkowicze 10 milionów. Jak przychodziłem do Ekstraklasy, to 10 milionów dostawał mistrz Polski. Bardzo dużo się zmieniło.
O trzydziestym drugim miejscu Ekstraklasy w rankingu UEFA:
Tak naprawdę nie ma wielkiej różnicy między 32., a na przykład 30. miejscem. Ważne, żeby wejść do siedemnastki. Trochę nam do tego brakuje. Najbliżej byliśmy w 2011 roku. Dlaczego o tym mówię? Bo to miejsce daje bezpośredni awans do Ligi Europy. Potem jest dwunaste miejsce, bo ono daje bezpośredni awans do Ligi Mistrzów, teraz wskoczyli na nie Holendrzy. Tak naprawdę różnica między osiemnastym a trzydziestym drugim miejscem nie ma większego znaczenia – kwestia prestiżowa. Żeby gonić siedemnaste miejsce, trzeba mieć co roku dwie drużyny w europejskich pucharach, z czego dobrze byłoby, gdyby jedna z nich grała regularnie na wiosnę. I tak ten ranking jest budowany – wewnętrzna pozycja ligi, jej opakowanie, jej pieniądze, jej organizacja, nie wspiera tego rankingu. Siłą rzeczy, jeżeli ktoś już na samym początku ma drużyny w pucharach, to zbiera te punkty. My startujemy do samego początku i zmiana rankingu jest bardzo trudna.
O przyszłości:
Pociąg odjechał nam na początku tego stulecia, kiedy Wisła pechowo nie załapała się kilka razy do Ligi Mistrzów, a my nie wykorzystaliśmy reformy Platniniego. I przez to mamy bardzo trudną sytuację. Próbujemy gonić. Cieszę się, że kluby coraz lepiej wyglądają pod względem finansowym. Rozwijają się. Bogacą. W tym roku było też kilka dobrych transferów. Przynajmniej na papierze. Ale takim game changerem jest to, co kluby robią teraz, czyli inwestowanie w akademie. Legia otworzyła świetny ośrodek. Lech dofinansowuje akademię. Jagiellonia ma fajny obiekt. Zagłębie działa od wielu lat. Cracovia jest bliska wykończenia ośrodka. To za kilka lat przyniesie zmianę. Byłoby świetnie, gdyby okienko w okienko dochodziło u nas do wielomilionowych transferów, z których pieniądze można reinwestować w rozwijanie klubu i siłą rzeczy pozycji ligi.
Myślę, że za dziesięć lat będę mógł już spokojnie powiedzieć, że mieliśmy dwa-trzy razy polską drużynę w Lidze Mistrzów.
O tym, dlaczego bogaci Polacy nie inwestują w piłkę nożną:
Spojrzałbym na to inaczej – ze stu najbogatszych firm w Polsce bardzo dużo sponsoruje polską piłkę. PKO, Lotto, Totalizator Sportowy, STS. Poza tym bardzo poważni ludzie w Legii czy innych klubach. To nie musi być wcale tak, że wchodzi bardzo poważny inwestor prywatny z wielkimi pieniędzmi, żeby było dobrze. Musi być pomysł na budowanie klubu i chęć pozyskiwania pieniędzy ze źródeł zewnętrznych. Wiele się zmienia. Poprawia się przychód z dnia meczowego, choć szkoda, naprawdę szkoda, że nie możemy w pełni korzystać ze wszystkich atutów nowoczesnych stadionów, którymi dysponują nasze kluby, bo musimy liczyć się z ograniczeniami spowodowanymi koronawirusem. Dzień meczowy daje bardzo duże przypływy gotówki dla największych klubów i to nie tylko z samych biletów, a z całego modelu biznesowego.
O rozgrywaniu meczów przy pozytywnych wynikach testów w klubach:
Przede wszystkim będziemy się te mecze starali rozgrywać. Nawet przy zmniejszonej liczbie zawodników. UEFA wprowadziła standard na trzynastu piłkarzy w kadrze. Taki jest poziom akceptowalności. Widzimy to teraz przy Śląsku Wrocław – ma zakażenie, ale chce grać, nie ma problemu. Rozmawiamy z Sanepidem, który mówi, że reżim sanitarny został zachowany, chorych do szpitala czy do kwarantanny, a zdrowi mogą grać. To jest pierwszy etap. Drugi etap, to przełożenie meczu, jeśli dojdzie do dużej liczby zakażeń, dużej liczby osób będących w kwarantannie. Kluby będą miały możliwość wystosowania prośby o przełożenie spotkania, jeżeli standardy były zachowane, bo też nie będziemy przekładać meczu, jeżeli klub nie dołożył starań w zachowaniu reżimu sanitarnego.
Ale jeżeli wszystkie standardy były zachowane, to okej, nie ma problemu. Każdy klub będzie mógł w ciągu roku prosić o kilka takich przesunięć. Wyjątkiem będą spotkania pod koniec sezonu, kiedy będą musiały zapadać rozstrzygnięcia. I trzeci etap, którego nikomu nie życzę, przede wszystkim sobie, to są walkowery, które zapadną, kiedy ktoś dałby ciała na całej linii i nie zadbał o protokoły meczowe i reżimy sanitarne.
O osiemnastu drużynach w lidze:
Takie decyzje zostały podjęte i nic na to nie poradzę. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać, na pewno nie będzie to łatwe do przeprowadzenia. Mistrzostwa świata w Katarze przyczynią się do destabilizacji terminarza. Osiemnaście zespołów? Są takie ligi w Europie. Czy jestem zwolennikiem takiego rozwiązania? Wszystkie podręczniki ekonomii mówią, że w dobie kryzysu, kapitał powinien być kumulowany, a nie rozpraszany. Dodanie dwóch zespołów z I ligi nie spowoduje wzrostu wpływów o 1/16 czy 1/18, tylko jakiś mały procencik, a przy tym spowoduje większe wydatki. Trzeba będzie ten tort 225 milionów złotych inaczej podzielić i ciekawe, w którą stronę pójdą kluby. Nie zdziwiłbym się, gdyby drużyny z miejsc spadkowych dostawały bardzo, ale to bardzo małe pieniądze.
ROZMAWIALI WOJCIECH PIELA I PAWEŁ PACZUL