Czy naród, który parę tygodni temu uświadomił sobie… Albo lepiej: na boisku dostał potwierdzenie, że dysponuje w piłce najlepszą ekipą świata, może mieć choć jeden powód by narzekać, inny niż kontuzje? By gdybać się czy wszystko jest OK i ewentualnie jak to zmienić?
Niemcy jak mało która nacja mają pod dostatkiem zawodników, którzy mogą i potrafią strzelać gole – sprawa jest tak oczywista, że aż wstyd to zdanie wypowiadać na głos. W ostatnim meczu eliminacyjnym ze Szkotami o ich zwycięstwie nie decydował wcale piłkarz grający regularnie, etatowo środkowego napastnika. To samo w finale mistrzostw świata – jak przyszło co do czego, bramkę w dogrywce zdobył uniwersalny Mario Goetze. Mówisz: „wszechstronność, elastyczność”, myślisz – Niemcy. Prosta sprawa. Ale jest też inna kwestia, o której nasi sąsiedzi i sobotni rywale nie zapominają. W każdym z decydujących spotkań na mundialu w podstawowym składzie wychodził Miroslav Klose. Podręcznikowa definicja lisa pola karnego. Snajper. Killer. Cokolwiek tu dodamy, będzie prawdą.
Trudno więc dziś przekonywać, że „typowy napastnik” – niech będzie, że na potrzeby tego tekstu będziemy się takim określeniem posługiwać – to przeżytek, że nikt taki nie jest Niemcom dłużej już potrzebny. Klose przesądził o wyniku z Ghaną, z którą podopieczni Loewa mieli niezwykle pod górkę. Pozostałe ważne bramki, owszem, zdobywali inni, choćby Mueller. Ale jednak selekcjoner cały czas wysyłał sygnał, że ten środkowy o możliwościach Klose na boisku bardzo się przydaje.
Właśnie, Mueller. On akurat non stop musi mierzyć się z pytaniem – kim naprawdę jest na placu. Zagadnięty o to zaraz po mundialu stwierdził, że mieszanką. – Jestem otwarty na wszystko, co może być wykorzystane w sposób luźny, elastyczny. Dni, w których niemiecki napastnik przez większą część czasu gra tyłem do bramki, lub wyczekuje wysokich piłek są już policzone – tak zawyrokował.
Sam w tym sezonie Bundesligi strzelił jednak 2 gole w 6 meczach. Rezerwowym bez zdobytej bramki w Arsenalu jest Podolski. Z Vollanda z Hoffenheim (również wciąż bez gola) zrezygnował sam selekcjoner. Dopiero jedno trafienie w Leverkusen wypracował Kiessling, a we Włoszech nie może się rozkręcić Gomez. Wreszcie nie zanosi się też, by liderem ofensywy został nagle Kruse. Dobrze, że jest Goetze, który trafia oraz Mueller, który nie traci rezonu w meczach międzynarodowych.
Krótko mówiąc: Niemcy ciągle mają pomysł oraz możliwości, by rozstrzeliwać przeciwników – dość powiedzieć, że na mundialu z 18 trafieniami byli najskuteczniejszą z wszystkich ekip, ale tęsknota za starym, dobrym Klose jednak się pojawia. „Bild” wymienia dziś w jednym ciągu Rummenigge, Allofsa, Mullera, Heynckesa czy Vollera, przypomina, że tradycje, jeśli mowa o typowych napastnikach, Niemcy mają niemal równie chlubne jak Brazylijczycy. No i pyta wreszcie: gdzie kolejni? Czy gdzieś popełniono błąd, czy tak jak mówi Mueller – „dni, w których niemiecki snajper wyczekuje piłek są policzone. Takie czasy…”? Jasne, że “takie czasy”, ale ile to przykładów można podać, by potwierdzić tezę, że typowego strzelca ciągle lepiej mieć niż nie mieć… Hans Flick, dyrektor niemieckiej federacji, dosyć symbolicznie stwierdza: „Lewandowski niestety dla nas nie gra”.
Julian Schieber, Pierre-Michel Lasogga – to ciągle nie ten rozmiar kapelusza. Niemcy coraz chętniej w swoich poszukiwaniach schodzą więc do kadr młodzieżowych. Wymieniają Philippa Hofmanna, który w U-21 strzela jak na zawołanie, ale w dorosłej piłce dopiero przebija się do składu Kaiserslautern. Także Davie’go Selke, 19-latka, który niedawno strzelił premierowego gola w barwach Bremy.
Wiele wskazuje na to, że póki co będą musieli sobie radzić w oparciu o… Goetze, Muellera, Podolskiego albo Schurrle. Co? Że pozazdrościć takich „braków”? Cóż. Mistrz świata to i mistrzowskie dylematy…