Dwadzieścia sześć lat nie było Rzeszowa na zapleczu Ekstraklasy. Ponownie melduje się tam Resovia, która pokonała Stal w rzutach karnych finału barażu o pierwszą ligę. Sam mecz do najlepszych nie należał, ale karne wynagrodziły wszystkim cierpliwość – była nerwówka, była jakość, emocje no i rozstrzygnięcie. Resovia tak jak w półfinale baraży lepiej wygrała wojnę nerwów.
Mecz był tak zły, że komentujący dla TVP spotkanie Maciej Iwański kilkukrotnie musiał przekonywać, że to nie jest jakiś sparing tylko mecz o poważną stawkę. Naszym zdaniem ta stawka dzisiaj wielu piłkarzy sparaliżowała. Jedni i drudzy w podstawowym czasie gry wyglądali tak, jakby przede wszystkim chcieli tego nie spieprzyć, nie zawalić, słowem:
Przede wszystkim chcieli nie przegrać.
Mieliśmy prawdziwy festiwal niecelnych dośrodkowań. Wiecie, jesteśmy przyzwyczajeni do wrzutek, które są łatwo wybijane, ale tutaj nawet często nie trafiały w pole karne. Tak z dziesięć przez cały mecz wylądowało poza linią. Bywało absurdalnie – wszyscy meldują się w szesnastce, łącznie prawie dwudziestu chłopa, a wrzutka i tak taka, ŻE ŻADEN nie ma najmniejszych szans do niej dość.
Poza tym faule. Dużo przypadku. Mało ryzyka. Okazjonalne komedie, jak sytuacja, w której Stal przy aucie w drugiej połowie spaliła: zagranie na klepkę, z tym, że ten który wyrzucał aut, był na spalonym. Elementarz.
No dobrze, a cokolwiek piłkarskiego?
Dobra okazja Twardowskiego, najlepsza szansa na gola przed dogrywką w całym meczu. Ale i tutaj do niczego by nie doszło, gdyby nie zła decyzja Sylwestrzaka – próbował blokować idący poza światło bramki strzał, a zrobił to tak, że wystawił piłkę. Ostatecznie jednak Kaczorowski znakomicie wybronił.
Stal najlepszy strzał miała po akcji młodzieżowca Kłosa, który zerwał się, pociągnął do środka i huknął bardzo dobrze, ale Zapytowski był na posterunku. Poza tym była jedna kontrowersja – przypomnijmy, na meczu nie było VAR-u.
Stopklatka wygląda tak:
Dogrywka była dużo lepsza – widać, że jedni i drudzy nie chcieli doprowadzić do karnych. Bardzo blisko gola był Pieczara, po drugiej stronie próbowali Dziubiński z Płatkiem. Wciąż bywało tak, że Hebel wrzucił piłkę panu Bogu w okno, wciąż fauli więcej niż składnych akcji, ale na tle tej wcześniejszej mizerii cokolwiek się działo.
Niemniej powiedzmy sobie jasno: to, że doszło do karnych, nikogo nie zdziwiło.
Jedenastki o tyle ciekawe, że mówiliśmy o presji, która dławiła trochę piłkarzy, a z drugiej strony dwóch golkiperów z rocznika 2001 w bramce, obaj po solidnym spotkaniu. No i trzeba przyznać, że Zapytowski ten korespondencyjny pojedynek po prostu wygrał. Kaczorowski… SIEDEM RAZY RZUCIŁ SIĘ W TEN SAM RÓG. Nie obronił nic. Zapytowski wyłapał karnego Kostkowskiego – arbiter kazał powtórzyć, choć już kibice zaczęli świętować. Zapytowski wyszedł za daleko przed linię. Kostkowski się poprawił, ale strzał Kłosa znowu złapał golkiper Resovii.
Czy w tej sytuacji też powinna być powtórka? Stopklatka.
Dziś Rzeszów nie zaśnie. Jedni będą świętować, drudzy opłakiwać mecz. Dla jednych – nie mogło być większego triumfu niż nad rywalem zza miedzy i po takich nerwach. Dla drugich oczywiście nic bardziej bolesnego, dojdzie jeszcze wspominanie czy powinien być karny dla Stali.
Ale na pocieszenie kibiców Stali, właściciel Rafał Kalisz wielokrotnie mówił o długofalowej perspektywie, a także o tym, że kolejny sezon w II lidze tak wiele dla klubu nie zmieni. Resovia jest w gorszym organizacyjnym położeniu – być może ten awans pomoże jej budować fundamenty. Biorąc to pod uwagę nie zdziwi nas, jeśli kolejne derby Rzeszowa odbędą się już w pierwszej lidze.
RESOVIA – STAL RZESZÓW 0:0. KARNE 7:6
Fot. newspix.pl