Pusty przelot Pique. Fatalna strata Busquetsa. Nieuznana bramka Braithwaite’a. Kontrowersyjny spalony Suareza. Kilka prób Messiego z wolnego. Fatalny Junior Firpo. Słaby Ansu Fati. Bezradny Quique Setien. Koniec sezonu ligowego dla Barcelony. Pozamiatane. Duma Katalonii dostała w czapkę od pragmatycznej Osasuny Pampeluny i w beznadziejnym stylu ostatecznie pożegnała się z jakimikolwiek marzeniami o mistrzostwie Hiszpanii.
Jak najkrócej opisać mecz Barcelony z Osasuną?
Ziewaniem Arthura Melo, który ma już totalnie wywalone, po sezonie zamienia Katalonię na Piemont i w kategorii zaangażowanego kontemplowania poczynań swojego zespołu może równać się tylko z Garethem Balem, który podczas meczu z Deportivo Alaves słodko sobie drzemał (przynajmniej tak to wyglądało), a fragmenty starcia z Granadą śledził za pomocą lornetki z papieru toaletowego.
📸 — Arthur Melo on the bench. pic.twitter.com/PHcd2Uwzbg
— Barça Universal (@BarcaUniversal) July 16, 2020
Dramaturgią w gestach Gerarda Pique i Leo Messiego. Wielcy zwycięzcy, wielcy mistrzowie, którzy już wiedzą, że to już definitywnie nie będzie ich sezon ligowy.
Piqué y Messi.
Poesía 😭 pic.twitter.com/dqGlb2GGqQ
— Madrid Sports (@MadridSports_) July 16, 2020
Posiadanie bez znaczenia
Coś nam się wydaje, że nawet najlepsi w swoim fachu artyści mieliby niemały problem, żeby trafniej zdefiniować obraz ekipy Setiena z tego meczu. Osasuna nie grała wielkiej piłki. Absolutnie nie. A mimo to sprawiała zagrożenie pod bramką Ter Stegana. I tak jak niemiecki golkiper broni jeszcze pierwszy mocny strzał z daleka w wykonaniu Arnaiza, tak przy drugiej próbie 25-latka odstrzelonego kiedyś z Barcelony musiał skapitulować. Skrzydełkiem pociągnął bowiem Estupinan, w pogoni nie spieszył się Semedo, skiksował Pique (co za nonszalancja, co za piruety głupie) i Arnaiz mógł się cieszyć z drugiego gola w tym sezonie La Liga.
Potem groźnie zrobiło się jeszcze po woleju Moncayoli i gdyby na Camp Nou byli kibice – tutaj banał – to zrobiłoby się nerwowo. Dlaczego? Ano dlatego, że Barca nie dość, że przegrywała, to jeszcze nie wyglądała na zespół z pomysłem na odrabianie strat. Mistrz Hiszpanii dominował, ale nic z tego nie wynikało. Gołe posiadanie piłki, suche cyferki. Huknięcia Langleta nie zaliczamy w kategorii akcji ważnych, bo to niewypracowana próba, ot szaleńcze marzenie, że a nuż wpadnie. Nie wpadło.
Groźniej robiło się tylko przy wolnych Messiego.
Pierwsza próba? Poprzeczka. Druga próba? Pudło. Trzecia próba? Jeszcze większe pudło. Czwarta próba? W końcu. Gol. Nie ma sposobu na stałe fragmenty Argentyńczyka. Serio. Można kłaść zawodników pod murem. Ustawiać ich w bramce. Obliczać, analizować, kombinować, ale on i tak znajdzie sposób, żeby trafić. Geniusz.
No ale wsparcia, to on za wiele w tym meczu nie miał. Niby Barcelona rozkręciła się w drugiej połowie, ale czegoś cały czas brakowało. W pierwszej kolejności – szczęścia. Messi świetnie do Braithwaite’a, ten do bramki, ale spalony. Cudowny strzał Suareza (tuż po wejściu) nożycami w ultratrudnej pozycji i piłka w bramce, ale ten sam przypadek, co wcześniej – spalony, nie ma mowy o prowadzeniu. I tak jak w pierwszym przypadku ofsajd był oczywisty, tak w drugim już nie, jeśli już to mówiliśmy o milimetrach, ale to już nieistotne. Gola nie ma, to nie ma, po prostu.
Jaki sezon, taki mecz
Bo nie było oczywiście tak, że Barcelonie brakowało tylko i wyłącznie szczęścia. Nie, nie, nie. Junior Firpo kopał się po czole. Ansu Fati nie zdziałał absolutnie nic. Puiq nie wnosił do gry niewiele oprócz irytujących strat. Braithwaite najwięcej drużynie dał schodząc z boiska i dając szansę Suarezowi, który w kilka minut zrobił więcej niż on przez godzinę gry. O Pique już wspominaliśmy. No i Busquets. Doświadczony pomocnik wszedł na boisko, żeby uspokoić grę w środku pola. Efekt? Parę podań do przodu, do tyłu, w poprzek, nic specjalnego, gdyby nie strata, która zamknęła sezon Barcelony.
Tuż po niej Osasuna przeprowadziła zabójczą kontrę. Przejęcie, rozprowadzenie, Barja dośrodkowuje do Torresa, a ten pokonuje Ter Stegena. Koniec. Finito. Basta. Nic co zdarzyło się potem nie miało już większego znaczenia. Barcelona oddaje mistrzostwo Realowi. Oddaje w słabym stylu, z rozmydloną tożsamością i zawodnikami, którzy nie rzucają na kolana. No i z tym Arthurem, który jej mecz z ławki rezerwowych ogląda ziewając. Cholernie znamienne.
FC Barcelona 1:2 Osasuna Pampeluna
Messi 62′ – Arnaiz 15′, Torres 90+4′