Jeśli oglądaliście poprzednie mecze Zagłębia i Rakowa w grupie spadkowej, to doskonale wiecie, że chwytając za piloty nie musicie obawiać się o plażowanie. Szczególnie może podobać się Raków i to on był faworytem. Raz, że grał u siebie, dwa – w Zagłębiu brakowało Białka, Żivca i Drazicia (uraz wykluczył go z końcówki sezonu, wrócił się leczyć do Bratysławy). Ale… tym razem Raków dojechał dopiero na drugą połowę spotkania. Pierwszą przespał.
Piątkowski – reżyser gry Zagłębia.
Ekipa Papszuna mocno ogarnęła się w końcówkach spotkań, ale jeśli pierwsze połowy będą wyglądały tak, jak dziś – sukcesu jej nie wróżymy. W zasadzie nie stworzyli zagrożenia, choć nie można stwierdzić, że nie kreowali akcji. Na przykład Kamil Piątkowski…
- będąc ostatnim obrońcą tak długo zwlekał z posłaniem podania, że ubiegł go lecący na sprincie Starzyński i wypuścił Bohara sam na sam (wtedy jeszcze był spalony),
- źle przyjął piłkę w środkowej strefie, gdy większość piłkarzy Rakowa była w polu karnym przy stałym fragmencie – Starzyński dał piłkę w uliczkę, Bohar biegł z nią od połowy i z zimną krwią wykończył kontrę.
I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o kreację Rakowa, chyba że uwzględnimy jeszcze poprzeczkę Tijanicia, która wzięła się z dośrodkowania Słoweńca, które doznało rykoszetu i mogło przypadkiem wpaść. Co znamienne – przy dwóch wspomnianych sytuacjach dwa razy rolę bulteriera wyłuskującego piłkę przy wysokim pressingu pełnił Starzyński, którego Sevela ostatnio dwa razy posadził na ławce. Być może te lekkie prztyczki w nos podziałały, dziś lider Zagłębia biegał, aż miło.
Sirk po raz pierwszy od września w składzie
Ale to niejedyne akcje, które stworzyło sobie Zagłębie. Pierwsza bramka była popisem linii defensywnej – rzut rożny, Raków (a konkretnie Petrasek) odpiera pierwszy atak, ale później…
- główka Baszkirowa w pole karne,
- Kopacz jak wytrawny napastnik wykłada piłkę Guldanowi do pustaka,
- ten wyprzedza Petraska i dopełnia formalności.
Gola spokojnie mógł jeszcze wpisać na swoje konto Szysz (co za podanie od Poręby – mięciutkie, za linię obrony, mogła być z tego asysta kolejki), ale przyjmował piłkę w polu karnym wślizgiem, a potem nie miał z czego uderzyć. Dobijał Bohar, ale tak, że szkoda gadać.
Po raz pierwszy od września w wyjściowym składzie Zagłębia pojawił się Rok Sirk, a więc wzięliśmy na niego lupę z czystej ciekawości, czy jest sens w ogóle w niego jeszcze wierzyć. Ten sezon pokazuje, że niekoniecznie. Występ z Rakowem, że… nie chcemy chwalić po jednym średnim spotkaniu, więc ujmijmy to tak – nie widzieliśmy zawodnika zapuszczonego. Nie przeszkadzał (jak np. Manias), wiedział co ma grać, dobrze współpracował z kolegami. Na plus zgranie piłki głową do Bohara (skrzydłowy dał jednak w maliny), dwa razy próbował też uderzenia, ale dwukrotnie blokował go Piątkowski. Generalnie – martwego piłkarza nie oglądaliśmy.
Tudor odmienił Raków
W drugiej połowie obraz meczu się zmienił i to Raków częściej zagrażał. Ale robił to na tyle rzadko, że tylko przez moment pomyśleliśmy sobie, że Zagłębie może jednak stracić punkty. Przy obu punktach krytycznych kluczową rolę grał Tudor, który wszedł z ławki. Najpierw samemu sieknął gola – trochę jak nie on, bo z środka pola, sprzed pola karnego. Chwilę potem dał świetną wrzutkę ze skrzydła i…
- Felicio Brown Forbes uderzył głową (wyjął Hładun),
- dobijać na pustaka chciał Musiolik (ale jakimś cudem Hładun wstał i wybił mu piłkę z głowy).
Głównie za tę interwencję podwyższamy więc Hładunowi notę. Jakkolwiek spojrzeć – trochę wyratował mecz. Rakowowi w końcówce zabrakło może pary, może i pomysłu, tak czy siak Zagłębie dzielnie się obroniło. A to oznacza, że częstochowianie kończą serię na czterech zwycięstwach z rzędu.
Fot. FotoPyK