Reklama

Szok! Crvena Zvezda bierze kontuzjowanego Spiridonovicia

redakcja

Autor:redakcja

23 czerwca 2020, 17:45 • 3 min czytania 13 komentarzy

Srdjan Spiridonović – dobry piłkarz, ale i… dobry gagatek. Miał niewątpliwie coś w sobie – efektowną bujankę, nienaganną technikę, potrafił strzelić gola w ważnym meczu. W okresie pandemii nabawił się jednak BARDZO POWAŻNEJ KONTUZJI. W Pogoni zagrać już nie zdołał, ale Crvena Zvezda podjęła ryzyko i mimo BARDZO POWAŻNEJ KONTUZJI podpisała serbskiego Austriaka (albo austriackiego Serba).

Szok! Crvena Zvezda bierze kontuzjowanego Spiridonovicia

Ozdrowienie? 

Crvena Zvezda to prawdziwi ryzykanci! W końcu problem Spiridonovicia był szalenie trudny do zdiagnozowania – nawet jeśli badania nie wykazywały wielkiego problemu, to pachwiny potężnie bolały. Ani nie można było grać, ani trenować. Spiridonoviciowi pozostała tylko jedna aktywność związana z piłką – siedzenie z menedżerem i szukanie nowego klubu. Niekonwencjonalny sposób na walkę z kontuzją, ale kto wie, może po transferze do Crvenej Zvezdy problem minie jak ręką odjął!

Co więcej – medycyny nie kończyliśmy, ale jesteśmy wręcz tego pewni!

Jeżeli Spiridonović nagle ożyje, będzie to prawdziwy przełom w dziejach medycyny sportowej.

Reklama

Podśmiewamy się, więc może przejdźmy na tryb „na poważnie” – to bardzo gówniarski koniec w Ekstraklasie dobrego piłkarza. Wystarczyło zainteresowanie lepszego klubu i nagle gościowi sufit spadł na łeb. W kluczowym momencie sezonu stwierdził, że on dalej grać nie będzie. USG nie do końca potwierdziło wskazany przez niego problem, ale przecież nie zmusisz zawodnika do tego, by wyszedł na zajęcia. Zwłaszcza, gdy uważa, że leży i zwija się z bólu.

Transfer na plus czy na minus?

Ciężko ocenić, czy Pogoń może żałować transferu Spiridonovicia. Z jednej strony – udało jej się pozyskać naprawdę ciekawego grajka, który trochę „Portowcom” pomógł, a teraz jeszcze do klubowej kasy skapnie parę groszy (Spiridonović miał klauzulę odstępnego, więc Pogoń nie miała nic do powiedzenia przy transferze).

Z drugiej – popełniono błąd przy mentalnej ocenie zawodnika. Spiridonoviciem interesowały się w przeszłości już inne polskie kluby, ale po zgłębieniu jego odpałów z minionych lat, grzecznie dziękowały. On sam zapewniał, że przyklejono do niego łatkę „bad boya” w szczenięcych latach, ale później dojrzał, zmądrzał, zmienił się, a łatka pozostała. No cóż – niekoniecznie. W Szczecinie mieli świadomość tego, że biorą gagatka, któremu czasem wiatr hula między uszami. – Spływały do nas informacje, że to się po prostu za nim ciągnie, a obecna sytuacja wygląda zupełnie inaczej – mówił Sławomir Rafałowicz, szef skautów Pogoni, w naszym wywiadzie. – W rozmowie Kosta wyczuł, że wszystko z nim jest w porządku, a wszelkie doniesienia o trudnym charakterze są wyolbrzymione – dodawał.

No cóż – miał coś w sobie Spiridonović z tykającej bomby i na finiszu rozgrywek, w kluczowym momencie sezonu, bomba eksplodowała i stał się bezużyteczny. – Gdy przychodzi do okna transferowego, czuję, że nawet niektóre kluby obawiają się opinii, mimo że doceniają moje statystyki i gręmówił z kolei w listopadzie Spiridonović, zdając sobie sprawę, że nie ma najlepszej opinii w światku piłkarskim. No i cóż – swoją końcówką w Szczecinie wcale jej nie poprawił. Można było zachować się ładnie (dograć sezon do końca i podziękować Pogoni za udaną współpracę), można było zachować się buracko (czyli dokładnie tak, jak czytacie powyżej). 

Spiri, życzymy zdrówka! Oby pachwiny wytrzymały! 

Fot. newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...