Raków Częstochowa na własne życzenie nie wszedł do grupy mistrzowskiej. Jesienią był już moment, w którym wydawało się, że beniaminek podąży drogą ligowego pragmatyzmu i odejdzie od pierwotnych założeń, ale trwało to tylko kilka tygodni. Wiosną przeważnie znów oglądamy Raków grający odważnie i widowiskowo, choć nadal dość często naiwnie, co skutkuje regularnym traceniem punktów w meczach, które należało wygrać. Mimo to nie ulega wątpliwości, że ta drużyna się rozwija. Po części na pewno jest to efekt wyciągnięcia wniosków z letniego okna transferowego.
Okna, które było dla Rakowa nieudane. Możliwe nawet, że stanowiło największe rozczarowanie spośród wszystkich ekip Ekstraklasy. Od takiej Korony Kielce od dawna nie oczekujemy logicznych transferów, ale klub rządzony przez Michała Świerczewskiego od dłuższego czasu stawiał fundamenty, budował profesjonalne struktury, nie unikał skautingu, miał rozchwytywany sztab szkoleniowy. A jednak po awansie w praktyce wyszło, że poszli tam na ilość, zamiast na jakość.
Forbes, Jach i długo nic
Z jedenastu zawodników sprowadzonych w tamtym okresie w pełni sprawdzili się tylko Felicio Brown-Forbes i Jarosław Jach. Pierwszy w Koronie wydawał się kolejnym przypadkowym gościem, który zagra dwa dobre mecze i zaraz się zawinie. Tam jednak rzucano go po pozycjach. Marek Papszun od początku ustawiał go w roli napastnika, co samemu zainteresowanemu ewidentnie odpowiada. Forbes, mimo dłuższej przerwy spowodowanej kontuzją, ma już dziewięć goli i spokojnie powinien dobić do dwucyfrówki. Bywa irytujący, potrafi fatalnie spudłować w stuprocentowej sytuacji, by zaraz potem trafić z dużo trudniejszej pozycji. Nie trzeba sięgać daleko, wystarczy przypomnieć ostatni mecz z Zagłębiem Lubin. Nie zmienia to faktu, że okazał się konkretnym wzmocnieniem. Przy nim łatwiej też grać innym, bo swoją siłą fizyczną mocno absorbuje uwagę obrońców.
Jach z miejsca dał spokój i stabilność w obronie, po prostu spełnia oczekiwania. Musi się dobrze prezentować w Rakowie jeżeli myśli jeszcze o poważniejszym graniu niż nasza liga.
Nieźle w ofensywie prezentował się wypożyczony jesienią z Lecha Poznań Michał Skóraś, trochę gorzej wyglądało to w defensywie. Brakowało mu szczęścia i kilka razy drużyna za to zapłaciła, chociażby w Gliwicach. Przyzwoicie, poza dramatycznym występem w Kielcach, gra też Kamil Piątkowski. Początkowo miał olbrzymie problemy z przyswojeniem taktycznych wymagań trenera. Bardzo długo siedział na ławce. W pierwszych jedenastu kolejkach rozegrał siedem minut, na co złożyły się dwa epizody w końcówce. Nie zrażał się, zagryzł zęby i od końcówki października przeważnie oglądamy go na boisku.
Kosztowne pomyłki
Na tym lista pozytywów z letniego zaciągu się kończy. Dawid Szymonowicz, który zimą wrócił do Jagiellonii, częściej zawodził niż się sprawdzał, ale główny zawód stanowili obcokrajowcy z zewnątrz. Andrija Luković, Emir Azemović, Bryan Nouver, Rusłan Babenko – wszyscy okazali się niewypałami. Na dodatek dość kosztownymi jak na możliwości finansowe Rakowa. Na Lukovicia wydano około miliona złotych i ani razu nie pokazał, że było warto. Nouvier kosztował 100 tys. euro i poza przyzwoitym debiutem w zasadzie nic dobrego nie można o nim powiedzieć. Azemović “słynął” z kolejnych baboli w obronie, a Babenko zapamiętamy jedynie ze skandalicznie złej zmiany w Gdyni.
Luković i Nouvier już kontrakty rozwiązali. Azemović znalazł się poza kadrą pierwszego zespołu i jest skreślony. Tylko Babenko jeszcze próbuje, lecz na przełom się nie zapowiada.
Do kompletu mamy Aleksandyra Kolewa, który od początku wydawał się transferem bezsensownym. Napastnik, który praktycznie nie strzelał goli, w Rakowie też nie strzelał. Zaskoczenie. Jego także już w Częstochowie na liście płac nie ma.
Za mało obserwacji
Dlaczego beniaminek zanotował aż tyle zakupowych pudeł? Niedawno tłumaczył nam to Michał Kusiński, wówczas szef skautów Rakowa. – Piłkarze, których ściągaliśmy, to były wybory z miejsc trzy-cztery. Przewertowaliśmy w sumie z 350 zawodników. Wybraliśmy optymalnie, jak tylko mogliśmy. Nie jestem więc zadowolony, ale takie mieliśmy możliwości.
Błędem było sprowadzanie zawodników, których nie monitorowano na bieżąco. Nouvier przyszedł głównie w oparciu o wrażenie, które zrobił dwa lata wcześniej. – On grał regularnie w swoich klubach, robiliśmy wywiad środowiskowy z Rudolem, on bardzo go chwalił. Rozmawialiśmy z przeróżnymi agentami, niezależnymi od niego, pytaliśmy się, jak on wygląda. Nie było na jego temat złego zdania. W treningu wygląda najlepiej, ale na meczu nie daje rady taktycznie. U Marka te wymogi są bardzo duże, a Nouvier ma deficyt grania w defensywie. W ofensywie jest natomiast bardzo ciekawy. Ale w ogóle piłkarze, którzy przychodzą do trenera Papszuna, muszą się długo adaptować – mówił Kusiński.
Największym nieporozumieniem był jednak Azemović. – Popełniliśmy błąd. Nie oglądaliśmy go na żywo, tylko na podstawie InStat Scoutu. Jego zespół był jednym z gorszych zespołów w lidze i grał dużo w defensywie. Nie było widać jego szybkości startowej, bo był dużo w polu karnym. Grał w reprezentacji Czarnogóry U21, oglądaliśmy jego mecz z Francją i radził sobie całkiem dobrze, ale właśnie: był w defensywie. Nie mogliśmy go zobaczyć w wysokiej grze. Piłkarsko wygląda bardzo dobrze – prowadzenie, gra głową, ale fatalna szybkość. Popełniliśmy duży błąd – bił się w piersi były szef skautów Rakowa.
Zimą wyszło słońce
Kusiński od razu zapewnił, że zimowe nabytki były już znacznie lepiej wyselekcjonowane i… czas potwierdza jego słowa. Zimowy bilans będzie znacznie korzystniejszy. Zakontraktowany jeszcze pod koniec ubiegłego roku Fran Tudor w normalnych okolicznościach nigdy by do Częstochowy nie trafił. Splot różnych zdarzeń sprawił jednak, że jesień spędził na bezrobociu i zdecydował się na przyjęcie oferty pierwszego klubu, który zadzwoni. A był nim właśnie Raków, który na celowniku miał go znacznie wcześniej. Tudor idealnie pasuje do taktyki Papszuna, spełnia wszystkie kryteria potrzebne do gry na prawym wahadle. Praktycznie od razu okazał się wzmocnieniem. Jeden gol i jedno kluczowe podanie nie do końca oddają, ile dziś znaczy dla zespołu.
Po niemrawym początku bardzo dobrze zaczyna grać David Tijanić. Z Wisłą Kraków i Zagłębiem Lubin ocenialiśmy go na 7. Nie unika gry w defensywie, a przy tym wiele daje z przodu. Ma już dwie asysty i jedno kluczowe podanie, a mógłby mieć jeszcze więcej. W Krakowie drugą asystę swoją nieporadnością w polu karnym zabrał mu Brown-Forbes. Tijanić nadal znajduje się w wieku rozwojowym, w lipcu skończy 23 lata. Za jakiś czas klub może nieźle na nim zarobić.
Daniel Mikołajewski bardzo szybko przebił się do składu pierwszoligowego Podbeskidzia, ale przejście do Lechii Gdańsk go wyhamowało. Wypożyczenia do Tychów i Olsztyna nie dały przełomu, dlatego kibice raczej bez entuzjazmu przyjęli wieść o pozyskaniu 20-latka, który jesienią ani razu nie wystąpił u Piotra Stokowca. Papszun jednak odważniej na niego postawił. Przed pandemią rozegrał pięć meczów i wstydu nie przyniósł. Dodatkowym atutem jest fakt, że w przyszłym sezonie wciąż będzie młodzieżowcem.
Przy nazwisku Marko Poletanovicia na razie postawimy najmniej plusów. Grał poprawnie po przyjściu z Jagiellonii, ale po występie z Pogonią, gdy marnował świetne sytuacje, stracił miejsce w składzie. Po odmrożeniu ligi tylko raz wszedł z ławki.
Tak czy siak ludzie odpowiedzialni w Rakowie za transfery odkuli się za letnie niepowodzenia. Warto to podkreślić, bo znajdowali się pod dużą presją. I dali radę.
Fot. FotoPyK