– Mecz z Lechem nam się przyda, pomoże nam. Posłuży jako przetarcie przed kolejnym spotkaniem ligowym, bo przed nami bardzo ważne starcie z Miedzią w Legnicy. Dzisiaj to Lech musi wygrać, my tylko możemy. Chcemy się sprawdzić. Oczywiście nie mówię, że traktujemy mecz z Lechem jak sparing. Chcemy awansować do następnej rundy i to jest naszym celem, ale jednak… nie jest to liga, nie grozi nam strata punktów, a dla nas dzisiaj liga jest zdecydowanie najważniejsza – mówi Krystian Getinger, lewy obrońca i kapitan Stali Mielec.
Zapraszamy na rozmowę, stanowiącą przystawkę przed dzisiejszym daniem głównym, czyli starciem Stali Mielec z Lechem Poznań w ćwierćfinale Totolotek Pucharu Polski.
Jak nastroje w Stali przed dzisiejszym spotkaniem? Jest ekscytacja w związku z powrotem do gry?
Już sam powrót do treningów to było coś, czego nie mogliśmy się z chłopakami z szatni od dawna doczekać, a na pewno najbliższy przeciwnik powoduje w nas jeszcze większą motywację. Czeka nas świetne przetarcie przed ligą z bardzo atrakcyjnym przeciwnikiem. Jak to mówią: jak rywalizować, to z najlepszymi, prawda? A my dzisiaj nie mamy nic do stracenia. Sprawdzimy się w starciu z mocnym rywalem i będziemy wiedzieć, w jaki miejscu jesteśmy.
Wczoraj mieliśmy już mecz Miedzi z Legią, ale w pewnym sensie wy też jesteście rzuceni na pierwszy ogień. Czujecie nutkę niepewności, jak to będzie wyglądało?
Raczej nie. Myślę, że to nie ma aż tak dużego znaczenia, że ruszamy nieco szybciej niż inni. Wydaje mi się wręcz, że ten mecz z Lechem nam się przyda, pomoże nam. Tak jak mówiłem, posłuży nam jako przetarcie przed kolejnym spotkaniem ligowym, bo przed nami bardzo ważne starcie z Miedzią w Legnicy. Dzisiaj to Lech musi wygrać, my tylko możemy. Chcemy się sprawdzić.
Trochę jak w meczu towarzyskim.
Oczywiście nie mówię, że traktujemy mecz z Lechem jak sparing! Chcemy awansować do następnej rundy i to jest naszym celem, ale jednak… nie jest to liga, nie grozi nam strata punktów, a dla nas dzisiaj liga jest zdecydowanie najważniejsza.
Jeśli dobrze rozumiem, do meczu z Lechem podchodzicie na zasadzie: jeśli się uda, to fajnie, a jeśli się nie uda, to trudno, bo są inne priorytety?
Tak, dokładnie. Wydaje mi się, że my już na ten moment mamy za sobą naprawdę fajną przygodę w Pucharze Polski. Ćwierćfinał to naprawdę dobry wynik. Ja osobiście nigdy w tym pucharze zbyt daleko nie zachodziłem, większość chłopaków podobnie. Po to się gra, żeby wygrywać, więc na pewno postaramy się sprawić kolejną niespodziankę. Tym bardziej że forma obu zespołów będzie w pewnym sensie niewiadomą. Jesteśmy po bardzo długiej przerwie. W tym będziemy upatrywać naszej szansy – nie wiemy, jak będzie wyglądał Lech po powrocie na boisko, ale Lech też nie wie, co my pokażemy. Dlatego wydaje mi się, że możemy się pokusić o małą sensację i awans do półfinału, a to byłby już naprawdę niecodzienny wynik. Co nie zmienia faktu, że priorytet mamy obecnie jeden – jest nim liga i awans do Ekstraklasy.
A wasza forma dla was samych również jest w tej chwili zagadką? Wszystko wyjdzie w praniu, czyli podczas meczu?
Pierwsze treningi po zakończeniu kwarantanny były naprawdę trudne i widać to było na boisku po postawie każdego z nas. Ewidentnie brakowało czucia piłki. Bieganie podczas pandemii też niewiele pomogło, bo biegaliśmy po twardym podłożu, w linii prostej. Na boisku doszły do tego zwroty, przyspieszenia. Trzeba było na nowo poszukać automatyzmów. Ale nie martwimy się tym za bardzo, bo Lech jest przecież w podobnej sytuacji, dlatego szanse pod tym względem będą wyrównane. Naszym atutem na pewno będzie boisko, którego bardzo dobrze znamy i na którym się dobrze czujemy.
Z tym powrotem do treningów też było spore zamieszanie – wasz trener, Dariusz Marzec, na antenie Kanału Sportowego mówił, że pierwszoligowcy wciąż biorący udział w Pucharze Polski zostali potraktowanie trochę niesprawiedliwie.
Wiadomo, trener walczył o to, żeby były równe szanse. Aczkolwiek ja akurat uważam, że tych kilka dni różnicy nie ma tutaj większego znaczenia. Nie chciałbym teraz narzekać i szukać wymówek. Myślę, że jesteśmy do spotkania przygotowani w takim samym stopniu jak Lech, ale mamy tę przewagę, że nie ciąży na nas presja wyniku.
Podczas przerwy w rozgrywkach myśli cały czas uciekały w stronę boiska?
Zwłaszcza w pierwszym okresie był to dla mnie taki moment, żeby więcej uwagi poświęcić rodzinie, spędzić czas z córką. Wiadomo, że podczas sezonu tego czasu dla bliskich jest trochę mniej, są ciągłe wyjazdy, przygotowania do meczów. Ale o futbolu tak naprawdę nie da się na długo zapomnieć, nawet kiedy w telewizji nie ma żadnych meczów, bo wszystkie rozgrywki są zawieszone. Człowiek wciąż myślał, kiedy wrócimy na boisko i miał nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej. Pojawiały się gdzieś w mediach różne czarne scenariusze, że liga już nie powróci. Do nas dochodziły głosy, że możemy awansować z trzeciego miejsca, albo wręcz przeciwnie, że awans przejdzie nam koło nosa. Bardzo nas to bolało, bo przed przerwą w rozgrywkach przegraliśmy 0:3 z Termalicą i chcieliśmy szybko zmazać tę plamę.
No właśnie, kiedy jeszcze nie bardzo było wiadomo, jak się sytuacja z wirusem rozwinie, to pojawiały się różne spekulacje odnośnie kwestii spadków i awansów. Istniało zagrożenie, że ta wpadka w starciu z Bruk-Betem słono was będzie kosztować. Siedziało to w głowie?
To bolało. Akurat trafił nam się po prostu gorszy dzień i zagraliśmy mecz dużo poniżej poziomu, do którego przyzwyczailiśmy wszystkich, również siebie samych. Strasznie nam zależało, żeby jak najszybciej się zrehabilitować w następnej kolejce. Byliśmy już w Legnicy. W pełni naładowani, żeby wyjść na Miedź i odnieść zwycięstwo. Wtedy dotarła do nas informacja, że rozgrywki są przerwane. Musieliśmy powrócić do Mielca. Potem słyszało się o wielu opcjach. Mówiło się też, że pierwsze trzy drużyny bezpośrednio awansują, ale my cieszymy się, że możemy awans wywalczyć po prostu na boisku.
Sporo już ze Stalą przeszedłeś, ten sezon może być w pewnym sensie wisienką na torcie tej przygody. Duża szansa na awans do Ekstraklasy, no i do tego Puchar Polski.
Jest to obecnie mój cel, a właściwie to niespełnione marzenie, żeby w barwach Stali zagrać w Ekstraklasie. Bardzo mi na tym zależy, ale to nie jest tak, że tylko ja mam takie ambicje. Widzę po chłopakach w szatni, że pragnienie awansu jest u nas generalnie bardzo duże. Wielu chciałoby w tej Ekstraklasie zagrać po raz pierwszy, inni chcą do niej powrócić i coś udowodnić. Łączy nas ten wspólny cel i mam nadzieję, że uda się go wreszcie zrealizować.
Można w ogóle porównywać tę Stal sprzed kilkunastu lat, w której zaczynałeś karierę, do tego klubu, w którym jesteś dzisiaj?
Bardzo ciężkie porównanie. Kiedy ja zaczynałem karierę w Stali to obiekty klubowe były w opłakanym stanie, podobnie jak cały stadion. Obskurne szatnie, zardzewiałe prysznice. Naprawdę to jest niebo a ziemia, w jakich warunkach my wtedy przygotowywaliśmy się gry, a w jakich możemy trenować obecnie. Infrastrukturalnie klub poszedł bardzo do przodu, nasza baza jest na bardzo wysokim poziomie. Niejeden klub z Ekstraklasy mógłby nam pozazdrościć warunków. Nie musimy tak naprawdę wyjeżdżać na letnie obozy przygotowawcze, bo wszystko mamy tutaj, na miejscu. Dobrze przygotowane boiska i tak dalej. Tych zmian jest więcej. Pod kątem organizacyjnym, nawet finansowym – Stal znajduje się dzisiaj na zupełnie innej półce. Ludzie, którzy zaczęli prowadzić klub w stronę dawnego blasku naprawdę robią wrażenie, że zależy im na Stali. I robią wszystko, żeby Stal powróciła tam, gdzie jej miejsce – czyli do Ekstraklasy.
Tak naprawdę awans ze Stalą do Ekstraklasy byłby dla ciebie pierwszą okazją, żeby sprawdzić się na najwyższym poziomie rozgrywek, nie licząc przygody w Zagłębiu Lubin sprzed przeszło dekady. Jest trochę niedosyt, że tak późno się ta szansa pojawia?
Nie ma co ukrywać – każdy z nas trenuje po to, żeby grać w Ekstraklasie i to też jest moim celem. Swoich wyborów jednak nie żałuję. Każdy z nas, gdyby mógł cofnąć czas, wiele rzeczy zrobiłby inaczej, innych wyborów dokonał. W moim przypadku kariera potoczyła się tak, a nie inaczej. Po epizodzie w Stali Stalowa Wola wróciłem tam, gdzie zacząłem – do Mielca. Jestem tu już dość długo, bodajże siedem lat ciągiem. I cieszę się z tego, bo to duża przyjemność uczestniczyć w tym projekcie sportowym. Mamy szansę awansować z klubem do Ekstraklasy po naprawdę wielu latach przerwy. Jeżeli się uda, będzie to dla mnie wielkie przeżycie i spełnienie marzeń.
Czujecie się w tym sezonie mocniejsi niż w poprzednim? Mieliście ostatnio trochę pecha. W 2018 roku 64 punkty pozwoliłby wygrać I ligę, w 2019 nie dały nawet drugiego miejsca.
Od dłuższego czasu mam takie poczucie, że brakuje nam do szczęścia naprawdę niewiele. W poprzednim sezonie było zdecydowanie najbliżej celu. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że drużyny ŁKS-u i Rakowa były jednak poza naszym zasięgiem, ciężko było je dogonić. Bardzo rzadko gubiły punkty. Ale mimo wszystko wierzę, że rozwinęliśmy się jako drużyna i w tym sezonie jesteśmy silniejsi niż w poprzednim, rozwinęliśmy się jako drużyna.
Czujemy się mocni, balansujemy cały czas w czołowej trójce, jakiś zapas punktowy nad resztą stawki udało nam się wypracować. Teraz najważniejsze, żeby nie przysypiać, bo każdy mecz do końca rozgrywek będzie bardzo ważny dla układu tabeli. Druga runda jest zawsze trudniejsza, zwłaszcza w takich okolicznościach, bo każdy ma swoje cele. Jedni walczą o mistrzostwo, inni o baraże, ci z dołu tabeli biją się o utrzymanie. Nie będzie łatwych meczów, nikt się nie położy. Ale wierzę w naszą ekipę. Mamy mocny skład, w którym każdy czuje się ważny i potrzebny, nawet jeżeli w danym meczu nie wychodzi w podstawowym składzie.
W ostatnich meczach ligowych grałeś z kapitańską opaską na ramieniu to i przemawiasz jak prawdziwy kapitan.
Na pewno jest to dla mnie podwójna motywacja – noszenie opaski kapitańskiej w klubie, którego jest się wychowankiem to coś specjalnego. Docenienie. Zrobię wszystko, że udźwignąć ten ciężar i poprowadzić zespół do celu, jaki mamy do zrealizowania. Po prostu się cieszę, że mam taką rolę do wykonania. Staram się zawsze chłopaków motywować. Oni wiedzą, że z każdym problemem do mnie mogą przyjść. Ale to nie jest tak, że staram się rządzić szatnią. U nas każdy ma swój głos, nie ma hierarchii. Na takim podejściu najlepiej się wychodzi. Choć nie ukrywać, że bezpośrednio przed meczami staram się chłopaków dodatkowo mobilizować.
Nie obawiałeś się, że rozstanie z trenerem Skowronkiem spowoduje, że marzenia o awansie do Ekstraklasy znowu trzeba będzie odłożyć na później?
To jest wkalkulowane w nasz zawód. Zmiana trenera w zespole, zmiana barw klubowych przez zawodnika. Nigdy nie wiadomo, co się po drodze wydarzy. My dobrze wiedzieliśmy, że trener Skowronek, który ma naprawdę świetny warsztat, prędzej czy później dostanie ofertę z Ekstraklasy. Braliśmy pod uwagę, że to może się zdarzyć. No i zdarzyło się. Doszło do rozstania akurat w takim momencie… Na pewno nie mamy pretensji do trenera. Podejrzewam, że gdyby któryś z nas, zawodników, otrzymał ofertę z Ekstraklasy, to również by ją rozważał. Na pewno rozstaliśmy się z trenerem w dobrych relacjach i życzymy mu sukcesów. Zresztą zdążył już potwierdzić w Wiśle Kraków, jak dobrym jest fachowcem.
Z takich mniej przyjemnych tematów muszę jeszcze zahaczyć o finanse. Prezes Orłowski kilka tygodni temu na łamach Weszło w dość ponurym tonie wypowiadał się o stanie klubowej kasy. Były kłopoty, żeby się porozumieć w sprawie obniżek w zarobkach?
Tych słów prezesa nie chciałbym komentować, odpowiem ogólnie. My z klubem jesteśmy już dogadani, żadnych problemów z tym nie było. Tak naprawdę na dzień dzisiejszy jest wszystko okej, sytuacja finansowa jest stabilna. Pieniądze z klubu dostajemy zgodnie z ustaleniami. Myślę, że prezes wypowiadał się raczej patrząc długofalowo, że może być naprawdę ciężko. To był pewnego rodzaju apel do ludzie z zewnątrz, by pozostali z klubem. Na ten moment sytuacja jest stabilna, nie ma co narzekać.
Jak już ustaliliśmy, starcie z Lechem traktujecie jako przetarcie przed ligą, ale czy to oznacza, że skoncentrowaliście się w przygotowaniach tylko na sobie, bez wielkich analiz gry Kolejorza?
Mieliśmy dwie analizy gry Lecha. Wiadomo, że dobrze jest znać słabości i atuty rywala, ale prawda jest taka, że przerwa w rozgrywkach może spowodować w Lechu sporo zmian jeżeli chodzi o personalia. Aczkolwiek jakiś wypracowany styl gry zawsze pozostaje, niezależnie od wyjściowe jedenastki. Mniej więcej wiemy, czego się po Lechu spodziewać. Musimy być tylko przygotowani na to, że zmienią coś w stałych fragmentach gry, żeby nas w ten sposób zaskoczyć. Generalnie jednak nie ukrywam, że patrzymy głównie na siebie. Niezależnie od wyniku, chcemy zagrać dobry mecz z silnym przeciwnikiem. To zaprocentuje w kolejnych spotkaniach, przede wszystkim w Legnicy.
Szkoda tylko, że to wszystko bez kibiców.
No na pewno. Taki przeciwnik, byłby komplet… Bilety były już wyprzedane i wiem, że wielu kibiców ostrzyło sobie zęby na to spotkanie. Lecha Poznań od dawna na naszym stadionie nie było, w ogóle takie drużyny w ostatnich latach rzadko pojawiały się w Mielcu. Nam na pewno grałoby się łatwiej mając za sobą doping. Kibice zawsze nas niosą. Ale cóż, musimy sobie radzić w takich warunkach, jakie są. Na Lecha przychodzi więcej kibiców niż na Stal i też będą musieli się do tego przyzwyczaić.
rozmawiał MICHAŁ KOŁKOWSKI
fot. NewsPix.pl