Lepiej się to wstydliwe zamieszanie skończyć nie mogło. Eugen Polanski po raz kolejny wypiął się na kadrę, a łaszący się Adam Nawałka dostał od byłego młodzieżowego reprezentanta Niemiec jasne przesłanie: – Panie, weź pan do mnie nie dzwoń.
No i Nawałka już nie zadzwoni. Oby też w przyszłości nie dzwonił nikt inny, pod żadnym pozorem, nawet po to, by zapytać, gdzie w Hoffenheim da się dobrze zjeść.
Niektórzy mówią – kompromitacja Nawałki! Tak, kompromitacja, że chciał iść na zgniły kompromis, ale cudem sytuacja rozwiązała się w sposób dla selekcjonera najbardziej komfortowy. Owszem, wyszedł na durnia, trochę jak koleś, który rzuca szkaradną dziewczynę, a po przeleceniu całego sąsiedniego liceum i pobliskiego akademika, wraca prosić o wybaczenie i dostaje kopa w dupę. Ale mimo wszystko, gorzej by było, gdyby Polanski na zgrupowanie przyjechał i gdyby tam dopiero, na oczach wszystkich piłkarzy, rozgrywałby się ten cały żałosny kabaret. Dobrze też, że sama drużyna nie będzie musiała decydować, co z Polanskim zrobić, bo nie jest tajemnicą, że wielu piłkarzy nie miało ochoty z nim obcować ani przez sekundę, a tym bardziej udawać, że to ich kolega (a byliby do tego przymuszani).
Selekcjoner nie wyszedł na gościa, który wie czego chce, nie wyszedł też na gościa z zasadami, w zasadzie nawet nie wyszedł na gościa, który taktycznie potrafi rozegrać najprostszą sprawę (bo należało to wszystko zrobić po cichu, najlepiej uprzednio badając grunt, bez narażania się na publiczne kpiny). Generalnie pokazał, że można mu narobić na głowę raz, potem drugi raz, a on jeszcze niezrażony poprosi o trzeci.
Ale mimo wszystko – to może być dobry moment.
Może Adam Nawałka zrozumie, że jego do kadry brano nie po to, by się w niej zmieniał. Brano go po to, aby był jak w Górniku Zabrze. Ostry, stawiający na swoim, nie biorący jeńców. A nie po to, by onieśmielony obecnością znanych piłkarzy czynił umizgi. Może właśnie takiego siarczystego policzka Nawałka potrzebował na otrzeźwienie. Oby. Sparzył się, trudno. Sparzył się boleśnie – bo na oczach ludzi, którzy się teraz z niego śmieją. To był chyba ostatni sygnał ostrzegawczy.
Od jutra czeka go ciężka praca, by spróbować odbudować swój autorytet i by w swoim byciu groźnym i stanowczym być odrobinę wiarygodnym.
A Polanski – na śmietnik historii. Na zawsze. Niech chłop w spokoju robi to, do czego się zobowiązał w przeszłości: w meczu Polska – Niemcy niech kibicuje Niemcom.