Od kilku dni piłkarze Wisły Płock nie trenują już wyłącznie w domach, ale i na obiektach klubowych. Nafciarze jako pierwsi spośród ekstraklasowych zespołów wrócili do zajęć na murawie, choć – wiadomo – w ograniczonej formie. Jak one wyglądają? O tym rozmawiamy z Maciejem Ambrosiewiczem, pomocnikiem płocczan.
Jak wyglądają obecnie wasze zajęcia?
— Wcześniej trenowaliśmy indywidualnie, teraz zaczęliśmy na płycie. Super sprawa, uważam że klub zorganizował to bardzo profesjonalnie. Trenujemy w dwójkach plus trener, tak naprawdę nie mamy ze sobą w ogóle kontaktu. Nie są to zajęcia, na których podajemy sobie piłkę, strzelamy. Nie jesteśmy w stanie zrobić wielu rzeczy z piłką, więc pracujemy biegowo, siłowo. Przyjeżdżamy przebrani, każdy ma określone miejsce, gdzie ma zaparkować, wie jak ma wejść na stadion. Praktycznie się nie widzimy, nie witamy się. Każdy ma swoją piłkę, swój sprzęt, który zabiera do domu i przywozi na kolejne zajęcia. Lepiej to, myślę, wygląda niż treningi Bayernu, które gdzieś tam ostatnio widziałem.
Czyli przyjeżdżacie autem przebrani, wskakujecie na boisko i potem nie pod prysznic, tylko od razu do auta i pod prysznic już w domu?
— Dokładnie, klub jako szatnia i wszystkie obiekty jest całkowicie zamknięty. Nie mamy do niego dostępu. Każdy ma w domu swoją piłkę, swoje gumy i tak dalej. Trenujemy w dwójkę na boisku z trenerem, który nie wita się z nami, stoi z dala od nas, tylko wydaje polecenia, co trzeba robić. Albo siedzimy na połówce boiska, albo na dwóch stronach boiska.
Trenujecie o różnych porach?
— O widzisz, zapomniałem o tym powiedzieć, a to właśnie jest najważniejsze. Od rana do południa każdy ma swoją porę, to jest fajnie rozwiązane. Trening trwa około 45 minut, jedna grupa przyjeżdża na 9:00, kończy o 9:45, zdąży wyjechać do domu i dopiero wtedy wchodzi następna, o 10:00. Kolejna o 11:00. Ci, którzy mają trening na 9:00 nie widzą się więc z tymi z 10:00. Tak naprawdę jedyne osoby, z którymi się widzisz, to jeden zawodnik i jeden trener przez cały czas trwania treningu. Z nimi też ani się nie witasz, ani nie stoicie blisko siebie. Nie ma szans, żeby było jakieś ryzyko.
Daje to komfort psychiczny, że wreszcie pracujecie w miejscu pracy, a nie musicie sami nad sobą stać z batem w domu?
— Przez cały czas uważałem, że trzeba jak najwięcej grać, jak najwięcej trenować. Dużo ludzi pracuje, więc jeśli jesteśmy w stanie, to też powinniśmy to robić. Trener i dyrektor w Wiśle Płock super to rozwiązali. Dla psychiki to jest bardzo ważne. Oczywiście, każdy z nas miał rozpiskę, co ma robić w domu. Ale wiadomo, jak to jest w domu. Raz, drugi, dziesiąty zrobisz to samo, nikt nad tobą nie stoi. Jednak zajęcia pod okiem trenera, z piłką, na świeżym powietrzu, to jest zupełnie inna bajka. I tak codziennie robiłbym coś w domu, ale w tej sytuacji mam zrobiony mocny trening indywidualny. Czasami takie zajęcia dają nawet więcej niż drużynowe.
Da się po tych kilku indywidualnych treningach na boisku ocenić, na ile forma przez brak rytmu treningowego, meczowego poszła w dół?
— Powiem, jak ja to czuję, ze swojego niedużego doświadczenia. Na treningach ciężko wyczuć, że przygotowanie spadło. To się poczuje, jak się wyjdzie na pierwszy mecz, zagra pierwsze 10-15 minut. Wtedy może lekko zatkać, bo tak to po prostu działa, masz inny wysiłek. Ale potem powinno być to samo, co zawsze. My od pierwszego dnia, od kiedy zawiesiliśmy treningi oficjalne, drużynowe, mieliśmy od razu rozpiski. W weekend jest dzień wolny, na święta, ale tak, to codziennie było bieganie, jakaś siłownia. Forma za dużo nie spadła.
Mówiłeś, że robiliście treningi biegowe. Zdarzały się trudne dyskusje z policją, ze strażą miejską, jakieś mandaty?
— Nie, nie. Jak dobrze pamiętam, to rozporządzenie o zakazie biegania wprowadzone było tydzień temu, a my od tego czasu trenujemy na boisku, mamy zajęcia indywidualne. Idealnie się to pokryło. Na początku można było jeszcze normalnie wychodzić. Potem ograniczono wyjścia do dwóch osób, wreszcie zabroniono biegania. Na początku biegaliśmy normalnie i nikt nie miał problemów, przynajmniej z tego, co wiem. A potem już chodziliśmy na treningi indywidualne jak do pracy. Gdyby kogoś policja zatrzymała, to mieliśmy przygotowane pisma z klubu, że idziemy do pracy. A nie, że jedziemy gdzieś tak o pograć w piłkę, pobiegać. Uważam, że klub super podszedł do całej sprawy. Dopiero niedawno w Niemczech, w Hiszpanii było słychać, że po dwóch, po pięciu trenują. My też to zrobiliśmy, fajnie to wygląda.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. FotoPyK