Dawno nie było takiej sytuacji, nawet w przerwach między sezonami. Futbol do tego stopnia się usprawnił, że zajmuje kibicom praktycznie całą wolną przestrzeń, zostawiając pojedyncze dni w kalendarzu na tak wyjątkowe rzeczy jak Święta Bożego Narodzenia czy Wielkanoc. Kończy się runda w Polsce, to grają Anglicy, przerwa na kadrę – mecze od wtorku do poniedziałku, praktycznie co roku duży turniej w okolicach wakacji, a nawet jeśli nie – to już w pierwszych tygodniach lipca ruszają kwalifikacje do europejskich pucharów.
Dzisiaj stoimy przed ogromnym wyzwaniem, bo piłki nie ma nigdzie. Nie ma opcji przełączenia się z klubów na kadrę, z Polski na Anglię, z Anglii na MLS. Dlatego też w tym wyjątkowym momencie koło ratunkowe rzucają nam gry piłkarskie. Zebraliśmy dla was luźną dyszkę – a nuż czegoś nie znacie, może pozwoli wam to na przetrwanie kolejnego tygodnia tego kuriozalnego odwyku.
Score! Hero
Zaczynamy od gry typowo smartfonowej, która w kapitalny sposób odnajduje balans między czysto zręcznościowym aspektem, a pewnego rodzaju „rysem fabularnym”. Wiadomo, w grze na urządzenia pierwotnie służące do telefonowania nie ma co oczekiwać dialogów rodem z Baldur’s Gate, ale mimo wszystko – Score! Hero to coś więcej niż tylko kopanie piłki do bramki. Założenia są takie – tworzysz własnego zawodnika i prowadzisz go przez karierę od testów w znanym klubie, aż po huczne zakończenie kariery piłkarskiej i rozpoczęcie przygody z fachem trenera. Techniczny aspekt? Konstruujesz krótkie akcje drużyny, poprzez wskazywanie palcem na ekranie w jaki sposób ma zostać uderzona piłka. Brzmi banalnie, ale uwierzcie – wciąga. Za każdym razem dostajemy trzy cele – liczbę goli do strzelenia, a oprócz tego dwa dodatkowe jak np. strzelenie ich „swoim” zawodnikiem czy po uderzeniu w prawy górny róg bramki.
Pierwsze 20 sezonów to świetna zabawa, czujesz, że to naprawdę fajna historia człowieka, który od zera przebywa drogę do naprawdę fajnych zdarzeń w 20. sezonie (nie będziemy dawać spoilerów). Problem pojawia się nieco później, gdy widać już, że producenci po prostu nie chcieli zarzynać kury znoszącej złote jajka – ostatnie sezony w roli zawodnika (45-letniego?!) i początek w fachu trenera wydaje się nieco naciągany. Obecnie do grania gotowe jest 36 sezonów. Kawał dobrej zabawy, zwłaszcza, jeśli celem jest przejście każdego etapu na te maksymalne trzy gwiazdki otrzymywane przy idealnym wykonaniu wyzwania.
Captain Tsubasa
Kolejna gierka smartfonowa, tym razem nieco bardziej wymagająca i złożona. Zacznijmy od tej prostszej strony opisu tego typu gry. W największym skrócie – to coś na kształt FUT-a znanego z gier FIFA. Kompletujesz drużynę za pomocą specjalnych kart, możesz oczywiście rozwijać poszczególnych zawodników, zwiększając wartości określające ich szybkość czy wytrzymałość, ale również „moc” specjalnych uderzeń, z których słynęła bajkowa seria. I tak tygrysi strzał Kodżiro może zamienić się w super tygrysi strzał Kodżiro (no co…), natomiast posiadanie pięciu zawodników z reprezentacji Holandii odblokowuje specjalną zdolność: totalny futbol, który sprawia, że za jednym zamachem zdobywasz 3/4 boiska. Poza przygodą menedżera, który ustawia i rozwija drużynę, mamy też prostą część boiskową – działa trochę jak skrzyżowanie gry w kamień, papier, nożyce z jakąś prostą grą turową.
Tak naprawdę jednak mechanika gry to tylko pretekst, by dążyć do skompletowania wymarzonego składu, o którym śniliśmy już w przedszkolach. A gdyby tak Kodżiro grał obok Tsubasy? A za nimi bracia Tachibana? Na obronie do tego Roberto Carlos (prawdziwy!), a w środku Brian Kluivoort (bajkowe połączenie Cruyffa, Kluiverta i dużych mangowych oczu). Niestety, gra na sentymentach ma jedną wadę – ekrany ładowania wyświetlają się tak często i są na tyle długie, że przed oczami staje nam Atari.
Liga Polska Manager 95
W TYM MIEJSCU nasze próby stworzenia hiper-potęgi z Leszkiem Piszem dogrywającym piłki na Jacka Dembińskiego. To mówi właściwie wszystko o tej grze.
Wpływy ze sprzedaży miejsca reklamowego na koszulkach i bandach wokół boiska są podstawą utrzymania, ale ciężko na nich oprzeć rewolucję kadrową. Folkloru dodaje fakt, że chcą się u ciebie reklamować takie marki jak Tic Tac, Polonia 1, Fanta czy Kodak. Nie za wiele mówiąca nazwa TopCanal to wykopalisko dla znawców: była to telewizja transmitująca mecze Legii jeszcze przed wejściem jakichkolwiek praw telewizyjnych. Symptomatyczne jest, że również w grze średnio sprzedajemy swój mecz dwóm, trzem telewizjom jednocześnie. Stadion możemy rozbudować o ławki, krzesełka, a także miejsca stojące. Możemy go unowocześnić o takie sensacyjne wynalazki jak tablica świetlna a także większa moc jupiterów. Wszystko, do spółki z wynikami, ma wpływać na frekwencję, a więc i na zyski z biletów.
Kontrakty zżerają zasadniczą część budżetu. To w Ekstraklasie średnio sto tysięcy pensji plus drugie tyle premii za zwycięstwo. Wydatki stanowi też klasa hotelu, możliwość treningu na stadionie rywala i logistyka. Tu niespodzianka: możemy lecieć samolotem z Pniew do Poznania, Częstochowy, Białegostoku a także każdej wioski, jaką wylosuje się w Pucharze Polski.
Mechanika jest taka, jak we wszystkich menedżerach piłkarskich. Kupujesz tanio, sprzedajesz drogo, wygrywasz kolejne mecze i wspinasz się coraz wyżej. Niestety dla graczy – nie jest to FM, gdzie cierpliwość jest nagradzana praktycznie w 9 na 10 przypadków. LPM jest trudniejsza, ale czy przez to nie jest po prostu fajniejsza?
PES 6
Długo zastanawialiśmy się, którą z edycji w obu kultowych seriach wskazać w tym tekście. Pro Evolution Soccer i FIFA od lat rywalizują ze sobą o tytuł najlepszej gry piłkarskiej właściwie co sezon, ale i jedna, i druga marka miała swoje momenty wielkiej chwały, jak i chwile dość głębokiego kryzysu. Przy PES-ie zastanawialiśmy się nad kultową czwórką, w której grywalność i frajda z gry sięgały zenitu oraz właśnie szóstką, na którą ostatecznie padł nasz wybór.
Dlaczego PES 6?
No kurczę, Mateusz Borek i Roman Kołtoń jako komentatorzy! Co prawda trochę doskwierał brak niektórych licencji, co prawda kto miał Adriano, ten miał władzę, ale zbierając ogólnie wrażenia z samej gry… Wtedy chyba PES był najbliżej tego balansu między realizmem a przyjemnością z wirtualnej gry w piłkę. Do tego może po prostu trafił w fajny okres? To było jeszcze przed erą Messiego i Ronaldo, Ronaldinho dopiero wjeżdżał w tryb boga futbolu, więc na ekranie realizowaliśmy to, czego nie można było (jeszcze!) obejrzeć w telewizji.
FIFA 98
Przy serii FIFA wątpliwości było o wiele mniej, chyba całe pokolenie z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych najcieplej wspomina właśnie ten rok. Rok, bo FIFA 98 niejako dzieliła się na edycję mundialową oraz tę z podtytułem Road to World Cup. I jedna, i druga to tony frajdy sączącej się z ekranu, i jedna, i druga to kapitalna jak na tamte czasy grafika. Jedna i druga to piosenki wprowadzające, które mają dzisiaj status kultowych (Blur – Song 2!), jedna i druga to potężne bazy danych. Możliwość gry na hali. Słynne ostre faule i wślizgi na bramkarzu, które kończyły niejedną znajomość. Możliwość gry myszką. No kurczę, to był przełom na wszystkich poziomach, a schemat akcji – pocisnąć po skrzydle, dorzucić, strzelić przewrotką do dziś widzimy przed oczami.
Pet Soccer
I cyk, polski klasyk. Firma Techland była świadoma, że raczej nie ma opcji, by rzucić wyzwanie molochom z Konami i EA Sports. Dlatego zamiast tworzyć coś fifowatego, postawili na autorski pomysł, masę humoru oraz głęboki ukłon w stronę rodziców wraz z pociechami. Dla młodych – żyrafy grają w piłkę. Dla starych – kurczę, panowie, to jest słynny Żyrafinaikos!
Ech, z tymi nazwami to naprawdę było sporo takiego naprawdę serdecznego śmiechu. Bo i jak się nie wyszczerzyć, gdy właśnie Ajax Panterdam konstruuje koronkowy atak na bramkę Bearchesteru United? Rozgrywka nie była może przesadnie skomplikowana, właściwie jednym z niewielu „udziwnień” były te potężne strzały, które FIFA wprowadziła w edycji 2002. Rekiny z Schalke Sharks wyglądały jak ludziki z płetwami, nazwiska też były przerobione w niezbyt powalający sposób (Beartez zamiast Bartheza w Bearchesterze), ale ile w tym było dziecięcej radości. Zwłaszcza, że obrazki były nad wyraz sympatyczne – grafika trochę kreskówkowa, tła bardzo przyjemne dla oka, igloo na boisku niedźwiadków polarnych, pantery grające gdzieś w buszu, muzyka też dobrana do obrazków. Nie spędziliśmy przy tej grze wielu długich tygodni, ale za to sporo bardzo szybko mijających godzin.
CM 01/02
Tsigalko. Harasimowicz. Świętochowski. Gwardia Warszawa ze składem, którym z miejsca można byłoby iść po mistrzostwo. Taribo West z wolnego transferu. To nie jest gra, to jest już swoisty kod kulturowy. Wytworzyło się mnóstwo terminów, które są rozpoznawane wyłącznie przez tych, którzy na jakimś etapie drogi swojego życia wpadli w sidła bodaj najlepszego menedżera w historii. Trudno właściwie określić na czym polega fenomen właśnie tej edycji Championship Managera. Dlaczego aktualizacje składów właściwie co pół roku nie wychodzą do Championship Managera 3? Do Football Managera 2005? Dlaczego taką estymą, taką nabożną wręcz czcią darzy się wersję sprzed prawie dwudziestu lat, która miała swoje ewidentne niedoróbki?
Ujmijmy to tak: gdy Leszek Milewski ma ochotę pograć w nowego menedżera, ściąga aktualizację składów i gra w CM-a 01/02. Choć dodajmy, że rzadko ma ochotę pograć w nowego menedżera, zazwyczaj ciśnie bazą z sezonu 2001/02. Podobnie zresztą jak wielu z nas, przywiązanych do tych magicznych nazwisk, które z miejsca przywołują szalony świat z początku XXI wieku. Jakby co – pamiętajcie. Jarosław Piątkowski spokojnie zmieści się na boisku obok Harasimowicza i Świętochowskiego, nie ma spiny.
SWOS
BAZA DANYCH. To było coś, czego w tamtym okresie się nie spodziewaliśmy. Fakt, w ogóle po grach komputerowych nie spodziewaliśmy się za wiele, bo przecież dopiero wychodziliśmy z drewnianych chatek, w których graliśmy w Super Mario i Tetrisa. Pisaliśmy kiedyś:
Sensible World of Soccer. Gra legenda. Gra synonim miodności. Wszyscy to znacie: brak kleju w nodze godny gwiazd dołu tabeli Ekstraklasy, bramki strzelane po skosie pola karnego, atak reprezentacji Polski Jusko-Kowal i potęga Milanu z George’m Weahem. Ile gier w 1997 oferowało możliwość grywalnej polskiej ligi? A przecież były też rozgrywki afrykańskie, Peru, Salwador, Litwa, reprezentacja Tajwanu, Wysp Salomona… Słowem, w grze było kilkadziesiąt tysięcy grywalnych zawodników, a każdy opisany własnymi statystykami.
O sile Sensible World Of Soccer najlepiej świadczy długowieczność oraz liczba graczy, którzy nawet i dzisiaj e-sportowe mecze rozgrywają właśnie za pomocą tego tytułu. Byliśmy na Mistrzostwach Świata w Udawaniu Gry w Piłkę organizowanych przez Kartofliska. Szef całego zamieszania powiedział, że zgodnie z duchem czasu równolegle będzie specjalne stoisko sekcji e-sportowej. Wchodzimy a tam dżojstiki i Sensible. Nie chcemy wyolbrzymiać, ale były na tym turnieju momenty, gdy piłkarze choć ciałem obecni na boisku, duchem pozostawali w przytulnej świetlicy z odpalonym SWOS-em.
Piłka na kurniku (albo kartce)
Nie samymi komputerami i konsolami człowiek żyje. Może nawet lepiej, zwłaszcza w czasach, gdy wielu z nas przed komputerem wyrabia swój korporacyjny target. Jeśli jeszcze nie macie dość ekranu, albo po prostu siedzicie w domu bez towarzystwa – śmiało, kurnik.pl stoi otworem, uważajcie tylko, bo na stole z piłką zazwyczaj roi się od wymiataczy. Jeśli jednak wolicie komputer pozostawić wyłączony, a w domu grasuje dziecko, albo chociaż żona – kartka i dwa długopisy wystarczą. Zasady są banalne, bo przecież w podstawówce, skąd zapewne pochodzi gra, nikt nie ma czasu na jakieś wymyślne zasady.
Taka plansza, akurat na kartce w kratkę. Każdy gracz może się poruszyć o jedno pole, przy czym charakterystyczną cechą gry jest „odbijanie się” od ścian oraz linii pól, które już zostały zajęte. Cel jest jasny, dotrzeć do bramki rywala. Tłumaczymy, bo wiecie, czytają nas też pewnie młodsi. Ujmijmy tak: zagraliśmy parę razy w domowym zaciszu, ot tak, żeby sobie przypomnieć. Zaręczamy – nie da się skończyć na jednej, dwóch, ani trzech partiach, idzie od razu hurtem.
„Piłkarzyki” na sprężynach
*brzdęk*
Są dostępne w Internecie, można normalnie zamówić z dostawą, czyli zaopatrzyć się w ten towar bez łamania kwarantanny. Na ten piłkarzyki „kręcone” jeszcze przyjdzie czas, to typowo barowa rozrywka. Oby wróciła do nas jak najszybciej.