Reklama

Zielone światło dla trenerów bez matury

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 września 2014, 08:45 • 17 min czytania 0 komentarzy

– Cieszę się, że udało mi się porozmawiać z panem ministrem w tej sprawie. Już wcześniej mówiłem, że to niesprawiedliwe, aby byli wybitni piłkarze, którzy często poświęcali wszystko dla treningu i reprezentowania kraju, byli spychani na margines. Nie mogli podjąć pracy, bo nie uzyskali wykształcenia średniego. O tym, czy ktoś nadaje się na trenera, powinien decydować związek sportowy. Uprawnienia, które trzeba zdobyć przy PZPN, aby zostać trenerem, dają wysoką wiedzę teoretyczną i praktyczną. To kilka lat wytężonej nauki – mówi na łamach Faktu i Przeglądu Sportowego Zbigniew Boniek, który wraz z Janem Tomaszewskim próbują doprowadzić do zmian w ustawie. Tak aby ułatwić drogę do zawodu do trenera ludziom o szczególnych osiągnięciach w trakcie kariery zawodniczej.

Zielone światło dla trenerów bez matury

Zapraszamy na przegląd prasy.

FAKT

Zaczynamy od Faktu, a w nim na początek właśnie ta wiadomość dla wszystkich, którym nie w głowie edukacja. Trenerem będzie można zostać bez matury. Minister został namówiony.

Prezes PZPN spotkał się z ministrem sprawiedliwości Markiem Biernackim. Wszystko wskazuje na to, że trenerzy nie będą musieli mieć wykształcenia średniego. W środę Zbigniew Boniek spotkał się z ministrem sprawiedliwości Markiem Biernackim. Rozmawiali na temat zmian w przepisach, które pozwoliłyby na podjęcie pracy trenera byłym piłkarzom, którzy nie zdobyli w trakcie swojej kariery wykształcenia średniego. Jest duża szansa, że panowie osiągnęli w tej sprawie porozumienie. Zapisy w tzw. pierwszej ustawie deregulacyjnej, która weszła w życie w sierpniu 2013 roku, miały uwolnić dostęp do wielu zawodów, w tym trenera i instruktora sportu, ale w praktyce okazało się, że de facto wielu doświadczonym i utalentowanym byłym zawodnikom tę drogę zamknęło. Na łamach Przeglądu Sportowego pisaliśmy o tym, że Boniek postanowił działać w imieniu byłych piłkarzy, którzy z powodu poświęcenia czasu głównie sportowi często nie skończyli szkoły średniej. Teraz wielu chciałoby rozpocząć kursy trenerskie…

Reklama

Więcej na ten temat zacytujemy z Przeglądu Sportowego. Dalej: nowa moda wśród piłkarzy. O co chodzi? To tylko jakaś pierdółka o tym, że zawodnicy umieszczają sobie teraz zdjęcia ukochanych kobiet na ochraniaczach. Zupełnie nie ma się czym emocjonować. Nie to co młodymi Polakami, którzy przegrali w Grecji i stracili szansę na mistrzostwa Europy. O tym tylko krótka wzmianka:

Polscy piłkarze stracili szanse na awans do Igrzysk Olimpijskich w 2016 roku. Reprezentacja do lat 21 przegrała z Grecją 1:3 i nie wyszła z grupy eliminacyjnej Mistrzostw Europy. By awansować do kolejnej fazy, biało-czerwoni musieli wczoraj przynajmniej zremisować. Awans dawała również porażka jednym golem, przy remisie w równolegle toczącym się meczu Szwecji z Turcją. Żaden z tych warunków nie został niestety spełniony. Zawodnicy Marcina Dorny (35 l.) zagrali fatalnie. To Grecy atakowali od pierwszej minuty, a nasza drużyna kompletnie nie potrafiła sobie z tym poradzić. Do przerwy był jednak remis, bo jedyną dobrą okazję do zdobycia bramki wykorzystał Kacper Przybyłko (21 l.).

Legia ozdrowiała na Ekstraklasę.

Znakomita wiadomość dla trenera Henninga Berga (45 l.). W meczu ze Śląskiem Wrocław do dyspozycji szkoleniowca będą Michał Kucharczyk (23 l.) i Tomasz Jodłowiec (29 l.). Obydwaj zawodnicy z powodu urazów nie pojawili się na ostatnim zgrupowaniu reprezentacji Polski. Kucharczyk narzekał na kontuzję mięśnia dwugłowego uda. Z tego powodu nie wystąpił w meczu ligowym z Podbeskidziem i nie pojechał na obóz kadry. – Bardzo cieszyłem się z powołania, ale razem ze sztabem medycznym uznaliśmy, że wyjazd na zgrupowanie nie będzie miał sensu. I tak nie mógłbym wystąpić w meczu z Gibraltarem – tłumaczył zawodnik. Bardziej tajemnicza okazała się przypadłość Jodłowca, który również był powołany przez Adama Nawałkę (57 l.) na ostatnie spotkanie reprezentacji. Legionista przyjechał na zgrupowanie, ale został odesłany do domu przez Jacka Jaroszewskiego, lekarza klubowego. 

Reklama

Na ostatniej stronie… Polski standardzik. Podoliński może wylecieć z Cracovii.

Po siedmiu kolejkach Cracovia ma na swoim koncie ledwie pięć punktów i zajmuje dopiero 14. miejsce w tabeli. Gorsze są tylko Zawisza Bydgoszcz i Korona Kielce, lecz to marna pociecha. Dodatkowo trudno o optymizm, bo Pasy grają słabo, a przed nimi seria trudnych spotkań z Górnikiem Łęczna, Piastem Gliwice i derby z Wisłą. Jeśli nie będzie znaczącej poprawy to przygoda trenera Podolińskiego szybko się może zakończyć. W piłkarskim środowisku plotkuje się, że zespół wkrótce może przejąć duet Brosz – Dudek. Młodszy z braci Dudków już zresztą pracuje w Krakowie. Jest dyrektorem w Akademii Sportu Progres, gdzie patronem honorowym jest jego starszy brat Jerzy.

GAZETA WYBORCZA

Nie pominęliśmy Rzeczpospolitej, zajrzeliśmy do niej w międzyczasie, ale dziś na jej łamach tylko siatkówka oraz tenis. W Wyborczej dwa tematy. Większy to rozmowa z Grzegorzem Krychowiakiem, który – a to zaskoczenie – zapowiada grę z Niemcami o zwycięstwo.

W meczu z mistrzami świata trudno liczyć na zbyt wiele, kluczowe będzie spotkanie ze Szkotami.
– To błąd i brak szacunku dla reprezentacji. Rozumiem, że na takie opinie zapracowaliśmy ostatnimi wynikami, ale uważam, że z Niemcami powinniśmy walczyć o zwycięstwo. Będzie komplet publiczności, wielka mobilizacja, nikt nie odstawi nogi. Tylko od nas zależy, czy zejdziemy z boiska z podniesionymi głowami. Jestem pewien, że każdy, kto wyjdzie na boisko, będzie myślał tak samo.

W Faro przeciw Gibraltarowi zagrał pan w środku pomocy z Mateuszem Klichem. To był wasz kolejny wspólny mecz w reprezentacji. Coraz lepiej zna pan zalety i wady kolegów?
– Jesteśmy lepszym zespołem niż kilka miesięcy temu, poznajemy się. Jeśli Mateusz nie jest w stanie fizycznie czegoś zrobić, to wchodzę ja. Wiem, że woli, by zagrywać mu piłkę do nogi, bo wtedy może się z nią obrócić, zatrzymać, zagrać prostopadle. Skrzydłowych, czyli Macieja Rybusa iKamila Grosickiego, trzeba wypuścić na wolną przestrzeń, ale to naturalne dla ich pozycji.Robertowi Lewandowskiemu można zagrać piłkę na oba sposoby, to piłkarz kompletny. Potrzebujemy kolejnych zgrupowań i meczów. 

Kiedy kadra skorzysta na pańskim wyjeździe do Sevilli i grze w lidze hiszpańskiej?
– Decyzja o wyjeździe do Hiszpanii nie była przypadkiem. Wszyscy przestrzegali, że to nie jest odpowiednie miejsce dla mnie. A ja chciałem uczyć się grać do przodu, do czego Hiszpania jest najlepszym miejscem. Zdaję sobie sprawę, że mogę podszkolić ten element, stąd decyzja i ryzyko wyjazdu, reprezentacja na pewno na tym skorzysta. W Sevilli uczę się podążać za akcją, wymiany pozycji z ofensywnymi pomocnikami, od początku podoba mi się współpraca z Suarezem czy Banegą.

Zupełnie nie rozumiemy na jakiej podstawie reprezentanci non stop powtarzają, że są lepszą drużyną niż parę miesięcy temu. Czas zawsze pracuje na ICH korzyść. Plus za świadomość, że Gibraltar nic nie znaczy. Niewiele, jak się okazało, znaczy też nasza kadra U-21. O jej klęsce mała wzmianka.

Przed ostatnim meczem eliminacji MME Polacy, by zając pierwsze miejsce w grupie i awansować do play off, potrzebowali tylko remisu. I w Grecji długo taki wynik się utrzymywał, piłkarze Marcina Dorny mieli nawet szanse na objęcie prowadzenia, ale w szokujących okolicznościach zmarnował ją Kacper Przybyłko. Napastnik drugoligowego niemieckiego Greuther Fürth spod linii bocznej nie trafił do pustej bramki. Tuż przed końcem sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy, choć powtórki pokazały, że Marcin Kamiński faulował przed polem karnym. Polacy przegrywali 1:2, ale wciąż mieli szansę na awans, bo w drugim meczu grupowym Szwecja remisowała z Turcją 3:3. Chwilę później Grecy zdobyli jednak trzecią, a Szwedzi – czwartą bramkę. Polacy znów opuszczą MME (czekają od 1994 r.) i nie pojadą na igrzyska (czekają od 1992 r.) – awansują na nie tylko cztery najlepsze drużyny Euro.

SPORT

Dzisiejsza okładka.

Ze środka wybierzemy co ważniejsze rzeczy. Najpierw słowo o „wielkiej greckiej tragedii”.

Remis mnie nie interesuje – dowodził trener Marcin Dorna przed pierwszym gwizdkiem wtorkowego meczu w Katerini. Co prawda podział punktów zapewniłby naszym realizację celu – czyli pierwsze miejsce, wyjście z grupy i grę w fazie play off – ale… Kto gra o remis, zazwyczaj przegrywa – kontynuował wcześniejszą myśl selekcjoner. Sęk w tym, że od pierwszej minuty jego podopieczni sprawiali wrażenie, jakby słowa ich szkoleniowca do nich nie dotarły. Być może marna jakość murawy prowincjonalnego obiektu odebrała nieco atutów biało-czerwonym, ale przecież… była taka sama dla obu zespołów. A to Grecy byli bardziej zdeterminowani, wygrywali też zdecydowaną większość przebitek i bojów o piłkę w środku pola. Proporcje posiadania piłki w pierwszych 45 minutach – 62 do 38 na korzyść gospodarzy – oddawały zdecydowanie obraz zaangażowania obu stron. Tylko wynik do tego obrazu nie pasował; utrzymywaliśmy bowiem satysfakcjonujące nas 1:1.

Później trochę o innych meczach międzynarodowych. Choćby o Hiszpanach.

Ciutat de Valencia to miejsce, gdzie reprezentacja Hiszpanii nie grała od 10 lat. Przed dekadą zremisowała tam ze Szkocją 1:1. Powróciła na stadion Levante na pierwszy mecz eliminacji mistrzostw Europy, gromiąc Macedonię 5:1. Hiszpania i pięć bramek! Od roku z trudem zdobywała dwie, a tylko raz strzeliła trzy: Australii, opuszczając brazylijski mundial. W ubiegły czwartek w meczu z Francją “La Roja” nie zdobyła się na żaden celny strzał. “Znowu Hiszpania ma styl i pewność siebie” – chwali zespół dziennik “As”. “Taką Hiszpanię chcemy oglądać” – pisze “Marca”. Selekcjoner Vicente del Bosque jest jednak powściągliwy. – Na mundialu straciliśmy kredyt zaufania, teraz pracujemy na niego od nowa – oświadczył. Kibice dalecy są od euforii. “Gra dobra, wynik też, ale poczekajmy do następnego meczu ze Słowacją, która pokonała na wyjeździe Ukrainę” – stwierdzają internauci. Hiszpanie grali szybko i wreszcie skutecznie, jednak wynik nie do końca oddaje to, co działo się na boisku.
Po meczu zwycięzcy porównali pokonanych do… szmacianych lalek. Ale te “szmacianki” w 4 minucie mogły prowadzić po rzucie wolnym, Casillas z trudem przerzucił piłkę nad poprzeczką. Na początku drugiej połowy, przy stanie 3:1, “San Iker” wygrał pojedynek broniąc nogą strzał Jahicia. Potem była kontra i czwarty gol dla Hiszpanów. Dwie kluczowe dla losów meczu interwencje, więc dziennikarze znów wychwalają bramkarza Realu Madryt. A kibice? “Przestańcie tak się zachwycać Casillasem, mamy też innych znakomitych bramkarzy” – to ich komentarze. I tu następuje wyliczanka nazwisk.

Na tej samej stronie Bogusław Kaczmarek grzmi: Brak awansu byłby kompromitacją, katastrofą, hańbą! To o pierwszej reprezentacji. Nie chce nam się dłużej wałkować tematu, zwłaszcza, że możecie się domyślić o co chodzi. Poczytajmy chwilę o Ekstraklasie. Adrian Mrowiec spędzi najbliższe miesiące w rezerwach Ruchu. W Szkocji oferowali mu 800 funtów tygodniowo.

Adrian Mrowiec w lipcu 2013 roku podpisał dwuletni kontrakt z chorzowskim klubem. Był wtedy również kuszony przez szkocką drużynę Dunfermline (drugi poziom rozgrywek), którą prowadzi do dzisiaj menedżer James Jim Jefferies – opiekun Heart Midlothian w czasach, gdy Mrowiec występował w Szkocji. – Zanim parafowałem umowę z Ruchem, Jefferies skontaktował się ze mną. Oferował mi około 800 funtów tygodniowo. Nie była to za wysoka stawka, skoro tyle płaci się w tym rejonie Europy za wynajem mieszkania. Życie w Szkocji jest drogie – przyznaje zawodnik, który jest rozpoznawalnym graczem w Szkocji. – Podczas letniego okienka transferowego nikt ze Szkocji do mnie nie dzwonił, ale ja też nie szukałem tam klubu, chociaż możliwe, że mógłbym się gdzieś tam załapać – przyznaje piłkarz. – W tym przypadku minusem nie były tylko stawki, ale również to, że razem z żoną chcieliśmy, aby nasze córki poszły we wrześniu do szkoły w Polsce – dodaje. Mrowiec tego lata był najbliżej przejścia do Widzewa Łódź. Pod koniec sierpnia przebywał tam na testach. Wrócił jednak na Górny Śląsk. – Podobno mój transfer był uzależniony od odejścia Krystiana Nowaka.

W ramkach:

– Wisła testuje Richarda Guzmicsa
– Tomasz Lisowski doznał kontuzji
– Piast trenuje i oszczędza się na derby.

Nie wiadomo też czy na ten mecz zdąży obrońca Górnika Błażej Augustyn.

Jeszcze kilka dni temu sam Błażej Augustyn pytany o swój występ w niedzielnych debrach z Piastem nie krył optymizmu. – Wracam do treningów i mam nadzieję, że zagram. Dziś nie jest to już tak oczywiste. Czas leci, do meczu zostało kilka dni, a Augustyn trenuje indywidualnie. To może oznaczać, że Górnik wyjdzie w niedzielę kolejny raz bez piłkarza, z którym w składzie nie przegrał tej jesieni żadnego meczu i stracił tylko dwa gole. – Jeszcze niczego nie przesądzamy, ale musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Już po urazie przewidywaliśmy, że przerwa w grze naszego obrońcy może potrwać około miesiąca – mówi Józef Dankowski, trener zabrzan. Gdyby Augustyna faktycznie zabrakło w meczu z Piastem, to prawdopodobnie na boisko wyjdzie taka sama defensywa, jak w meczach z Łęczną i Śląskiem, czyli z Adamem Danchem na jej środku. Alternatywą może być tylko Szeweluchin.

SUPER EXPRESS

Nie brakuje dzisiaj czytania o sporcie, ale najwyraźniej wydawcy Superaka uznali, że piłka nożna nie jest wystarczająco wdzięcznym tematem. Znaleźliśmy tylko rozmówkę z Kamilem Grosickim, który dwa gole strzelone Gibraltarowi uczcił dwoma butelkami drogiego szampana Dom Perignon.

Uczciłeś jakoś te pierwsze gole?
– Przed meczem obiecałem kolegom, że jak w końcu strzelę bramkę, to postawię markowego szampana. Strzeliłem dwie, więc były dwie butelki Dom Perignon (jeden z najdroższych szampanów, butelka może kosztować od 700 złotych do 7000 – przyp. red.). Dla każdego była lampka do pomeczowej kolacji.

W pierwszej połowie graliście słabo. Niektórzy eksperci oceniali, że gdybyście tak zagrali z Niemcami, to może być 7:0, ale dla nich.
– Każdy ma prawo mówić co chce. Wierzę, że mecz z Niemcami będzie takim przełomem dla tej reprezentacji, jak dla drużyny Jerzego Engela mecz z Ukrainą, a dla zespołu trenera Beenhakkera – z Portugalią. Nie ma lepszego momentu na takie przełamanie, jak mecz z mistrzami świata, których nigdy nie pokonaliśmy.

Po meczu z zespołem policjantów i strażaków masz w sobotę trudne spotkanie ligowe z PSG. W tym zespole nie będzie “wazonów”, jak żartobliwie nazwałeś obrońców Gibraltaru…
– To był żart, bo szanuję każdego przeciwnika. Ale faktem jest, że obrońcy rywali nie byli zbyt zwrotni. A PSG to wiadomo – Zlatan Ibrahimović, piłkarz z innej planety, robi na boisku takie rzeczy, których inni nawet nie próbują. Cieszę się, że pierwszy raz będę mógł zagrać przeciwko niemu.

Oprócz tego kilka ramek:
– Młodzi Polacy polegli w Grecji
– Czesi zepsuli humor Hiddinkowi
– Diego Maradona wdał się w bójkę

Diego Maradona najwyraźniej nie stroni od alkoholu podczas wakacji, które spędza w Chorwacji. Po zabawie w jednym z nocnych klubów wdał się w bójkę. Wideo z całej sytuacji momentalnie trafiło do sieci. Argentyńczyk miał na początku rzucić kieliszkiem w jednego z gości lokalu, w którym przebywał. Po jego opuszczeniu wdał się w awanturę z grupą kilku mężczyzn. Przypomnijmy, że to nie jedyny tego typu wybryk Maradony w ostatnim czasie. Jeszcze w sierpniu “Boski Diego” uderzył dziennikarza.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na koniec dzisiejsza okładka PS.

O młodzieżówce: Wielka grecka tragedia. Taki sam tytuł, jak w Sporcie.

Podopieczni Marcina Dorny desperacko się bronili. Do końca doliczonego czasu brakowało 15 sekund, gdy w polu karnym piłka spadła do Gianniotasa. Ten przełożył sobie ją na prawą nogę, Mateusz Lewandowski nie zdążył go zablokować i tragedia stała się faktem. 1:3. Arbiter pozwolił nam jeszcze na jedną rozpaczliwą wrzutkę w pole karne i skończył mecz. Polacy schowali twarze w dłoniach, Grecy w euforii rozbiegli się po całym boisku. Na krótko. Po chwili dotarła do nich informacja o czwartej bramce dla Szwecji. To Skandynawowie zagrają w barażach o awans do mistrzostw Europy i wciąż walczą o igrzyska. Dla Greków i Polaków sen o Rio de Janeiro już się skończył. Można zastanawiać się, co by było, gdyby Dorna mógł skorzystać z Arkadiusza Milika powołanego przez Adama Nawałkę na mecz z Gibraltarem (7:0). Czy dorosła reprezentacja nie poradziłaby sobie bez napastnika Ajaksu? Wątpliwe. Ale nie ma co zasłaniać się ani tym, ani nieobecnością wykartkowanych i kontuzjowanych pomocników. Polacy zagrali w Katerini fatalnie i dostosowali się do poziomu murawy zapyziałego stadionu. Jedynym rywalem, którego zdołali pokonać w tych eliminacjach na wyjeździe, była słabiutka Malta (5:1). Pozostałe mecze przegraliśmy. Dzięki dobrym wynikom u siebie wszystkie karty były w naszych rękach. Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka… (…) Gdyby to najczęstsze słowo polskie – śpiewa Kazik Staszewski. Można sobie dopisać zwrotkę o strzale Przybyłki do pustej bramki i nieobecności Milika.

Wypowiada się też współpracujący z kadrą U-21 (łącząc to z pracą w Lechii, co wydaje się mało poważne) Andrzej Juskowiak. Widać że nasi zawodnicy to w większości rezerwowi.

Drużyna Marcina Dorny straciła szansę na awans do młodzieżowych mistrzostw Europy oraz igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro.
– Rywale byli zdecydowanie lepsi, my oddaliśmy jeden celny strzał i przy stanie 1:1 nie wykorzystaliśmy doskonałej okazji. To rywale okazali się lepiej przygotowani do gry o wszystko. Byli szybsi i silniejsi, my podjęliśmy z nimi walkę. Szkoda, że nie do końca. Problemem tej kadry były mecze wyjazdowe. Wygraliśmy tylko na Malcie, a w Szwecji i Grecji było po 1:3. Najbliżej korzystnego wyniku byliśmy w Turcji, skończyło się 0:1. Przegrywaliśmy również sparingi w Portugalii oraz Norwegii, traciliśmy w tych spotkaniach za dużo bramek.

Ja nie widzę żadnego usprawiedliwienia za występ w Grecji. W 85. minucie, przy stanie 1:1. idealnej okazji nie wykorzystał Kacper Przybyłko.
– Wydawało mi się, że Grecy nie wytrzymają tego spotkania kondycyjnie. A jednak mieli piorunującą końcówkę. Nie byliśmy w stanie się im przeciwstawić. Popełniliśmy za duże błędy w defensywie i mówię o całej drużynie. Akcja Przybyłki była decydująca, nie mieliśmy w tym meczu za dużo okazji, oddaliśmy jeden celny strzał na bramkę Greków i zdobyliśmy gola. A potem nie umieliśmy nawet utrzymać remisu. Nie było chwili w której byśmy odebrali inicjatywę Grekom, zabrali im piłkę i mieli chwilę wytchnienia. Niestety, widać że nasi zawodnicy to w większości rezerwowi w zagranicznych klubach. Zabrakło też ukaranych za kartki Dominika Furmana oraz Piotra Zielińskiego. Szkoda, bo we wcześniejszych meczach brak jednego czy dwóch zawodników nie był tak odczuwalny jak we wtorek.

Żałuje pan, że nie było Arkadiusza Milika?
– Tak. To bardzo ważna, kluczowa postać młodzieżówki. Z nim z przodu cały zespół czuł się lepiej, swobodniej. To lider klasyfikacji strzelców tych eliminacji. Drużyna bardzo w niego wierzyła. Ale to nie ja jestem od tego, by rozmawiać, który piłkarz w jakiej reprezentacji ma zagrać.

Boniek i Tomaszewski zmieniają przepisy dotyczące wykształcenia trenerów. Cytowaliśmy to z Faktu, obiecując, że więcej na ten temat jeszcze będzie. W takim razie fragment:

– Cieszę się, że udało mi się porozmawiać z panem ministrem w tej sprawie. Już wcześniej mówiłem na łamach waszego dziennika, że to niesprawiedliwe, aby byli wybitni piłkarze, którzy często poświęcali wszystko dla treningu i reprezentowania kraju, byli spychani na margines. Nie mogli podjąć pracy, bo nie uzyskali wykształcenia średniego. O tym, czy ktoś nadaje się na trenera, powinien decydować związek sportowy. Uprawnienia, które trzeba zdobyć przy PZPN, aby zostać trenerem, dają wysoką wiedzę teoretyczną i praktyczną. To kilka lat wytężonej nauki – mówi nam Boniek. Prezes PZPN blisko współpracuje w tej sprawie z byłym bramkarzem, a obecnie posłem Janem Tomaszewskim, dzięki któremu sprawa może szybko nabrać rozpędu. Na ten temat rozmawiali już kilka miesięcy temu. Boniek poruszał kwestię także na zarządzie PZPN. Z Tomaszewskim ustalił, że ten wystosuje interpelację poselską. Z kolei “Zibi” poprze ją stosownym listem zaadresowanym do ministra sprawiedliwości. Wszystko to działo się dwa tygodnie temu. Biernacki zgodził się na spotkanie z prezesem PZPN. – Prezes Boniek przekonał ministra Biernackiego, że warto dokonać zmian w prawie. Teraz potrzebne jest już tylko uruchomienie szybkiej ścieżki legislacyjnej, bo czas jest tu bardzo istotny – mówi Tomaszewski, który ma na myśli fakt, że najlepiej byłoby załatwić sprawę przed nowymi wyborami parlamentarnymi.

Wisła próbuje wzmocnić defensywę. Nowa twarz w stajni Smudy.

Richard Guzmics, 27-letni środkowy obrońca, który przez całą swoją karierę był związany z Szombathely Haladas, przez dwa dni trenował z Wisłą, a teraz przechodzi testy medyczne. Ostateczna decyzja, czy zostanie w Krakowie jeszcze nie zapadła, ale wszystko wskazuje na to, że Węgier jeszcze w tym tygodniu podpisze kontrakt z Białą Gwiazdą. Guzmicsa wypatrzył szef skautów Wisły Marcin Kuźba, który w poprzednim sezonie często jeździł oglądać mecze ligi węgierskiej. – Nie szukaliśmy wtedy stopera, ale Guzmics sprawiał dobre wrażenie i zapamiętałem go. Teraz, gdy okazało się, że potrzebujemy środkowego obrońcę, zaprosiliśmy go na testy – powiedział. – Zbierałem opinie na jego temat i bardzo go chwalono. Pewnym minusem może być fakt, że ostatni mecz zagrał w maju, a od tego czasu trenował tylko z drugim zespołem swojego byłego klubu – dodał Kuźba. – To, że nie mam umowy z żadnym klubem, nie oznacza, że nic nie robiłem. Poza tym przez dwa tygodnie trenowałem z Blackburn Rovers, gdy przebywałem tam na testach – powiedział Guzmics. – Wiem, że Wisła ma bardzo dobrych piłkarzy. Ja jednak chcę grać i jeśli podpiszę umowę, zrobię wszystko, aby wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie – zadeklarował. Ostrożnie na jego temat wypowiadał się Franciszek Smuda. – Będę musiał szybko podjąć decyzję. Nie chcę się tak na gorąco wypowiadać na jego temat. Na pewno nie jest jest zapuszczony fizycznie, podczas gierki nie dawał się łatwo mijać – ocenił trener.

Legioniści łapią oddech i leczą urazy – trochę o tym było już na łamach Faktu. Do zdrowia w Lechu wraca też Jasmin Burić. Teraz zagadka na kogo postawi Maciej Skorża i jego trener bramkarzy – rywalizacja z Krzysztofem Kotorowskim jest zażarta. Na koniec szybkie info o Karolu Angielskim. W środę PZPN ma wydać ostateczne orzeczenie w sprawie ekwiwalentu, który Śląsk powinien zapłacić Koronie.

We Wrocławiu wiedzą już jednak, że niezależnie od decyzji związku nie będą musieli płacić 72 tys. zł, czyli pełnej sumy, której domagają się kielczanie. Jak się dowiedzieliśmy, piłkarz, aby zapewnić Śląsk o swoich intencjach, podpisał zobowiązanie, że jeśli orzeczenie PZPN będzie niekorzystne dla obecnego pracodawcy, wykupi się z Korony sam, dopłacając różnicę. Przypomnijmy, wrocławianie od początku utrzymywali, że są gotowi zapłacić za tego zawodnika 8 tys. zł ekwiwalentu. Szefowie klubu z Kielc konsekwentnie twierdzą, że zanim wygasł jego kontrakt z Koroną, złożyli mu propozycję zawarcia nowej umowy, której ten nie przyjął. A skoro złożyli ofertę, powinni dostać aż 72 tysiące. Sęk w tym, że powinni wysłać propozycję kontraktu w bardzo konkretnej formie: listem poleconym. Nie zrobili tego, natomiast już po upłynięciu terminu proponowali napastnikowi podpisanie oświadczenia, z którego miałoby wynikać, że ofertę dostał w wymaganym czasie. Piłkarz odmówił. – Śpię spokojnie i nie boję się, że przyjdzie mi dopłacić ponad 60 tysięcy. Działacze Korony nie mogą przedstawić dowodów, bo po prostu ich nie ma. Nie dopełnili formalności, nie złożyli propozycji kontraktu w formie wymaganej przepisami.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...