Zimą poprzedniego roku Wisła Kraków znajdowała się na skraju przepaści. Gdyby Maslow stworzył piramidę potrzeb ekstraklasowego klubu, „Biała Gwiazda” – wydawałoby się – mogła spełniać tylko te z najniższego stopnia. Finansowa płynność. Uzyskanie licencji. Przystąpienie do rozgrywek. Udało jej się jednak niespodziewanie zrealizować nie tylko potrzeby z najniższej półki, ale i jedną z wyższych – dobre transfery.
Wisła, która zajęta była sprzątaniem stajni Augiasza, zrobiła wówczas… najlepsze transfery w całej lidze.
Sławomir Peszko? W momencie finalizowania wypożyczenia miał swoje problemy, ale okazał się strzałem w dychę, gościem, który podniósł Wisłę i dał dużo jakości. Vukan Savicević? Klasa sama w sobie, jeden z najlepszych zawodników wiosny 18/19. I do tego obcokrajowiec – a więc mniejsze znaczenie miała dla niego otoczka, marka klubu, historia, liczyły się bardziej klasyczne argumenty, jakimi pracodawca jest w stanie przekonać piłkarza. No i Kuba Błaszczykowski – wiadomo, to historia wykraczająca poza ramy standardowego klubu piłkarskiego, ale jednak – reprezentant Polski nie tylko grał za najniższą z dopuszczalnych przez przepisy stawek, ale i sam uratował klub z prywatnych pieniędzy. Do tego Łukasz Burliga i Lukas Klemenz – piłkarze co najmniej ważni.
Fakty są takie, że nikt nie poruszał się na rynku transferowym lepiej. A Wisła przecież… spośród wszystkich graczy miała w swojej talii najgorsze karty.
Teraz także nie miała najmocniejszych. Sytuacja właścicielska wciąż nie jest ustabilizowana, wciąż się nie przelewa, a do tego ruchy transferowe mogła utrudnić pozycja Wisły w tabeli (kto chce mieć potencjalny spadek w CV?) i seria dziesięciu porażek z rzędu. Za wcześnie na to, by oceniać tegoroczne okno transferowe, ale „Biała Gwiazda” ma wszystko, by stać się jednym z największych wygranych zimowego polowania. Turgeman leczy kontuzję, ale generalnie – dobrze rokuje. Tupta? Dwa mecze w wyjściowym składzie, jedna bramka, nie ma się do czego doczepić. Kuveljić? Cenne uzupełnienie, podobnie jak Hołownia. Hebert? Gol w derbach, trochę przeszkodził mu delikatny uraz, ale – jak w przypadku Turgemana – dobrze rokuje. No i Gieorgij Żukow. Władca środka pola. Gdybyśmy mieli oceniać nowe twarze tylko na podstawie dotychczasowych meczów, stałby na czele rankingu.
Ten transfer od samego początku był nieoczywisty. Żukow w Kazachstanie miał ciepełko, wygodę, dobre pieniądze i docenienie. Sam przyznaje, że decydując się na Wisłę obniżył swoje zarobki aż dziesięciokrotnie. Słyszeliśmy, że w krakowskim zespole zarabia na poziomie totalnych ligowych przeciętniaków. I to takich z ławki rezerwowych. Raz jeszcze – zarabia dziesięć razy mniej niż w Kajracie Ałmaty. Dziesięć razy!
Już teraz należy napisać, że pozyskanie go to majstersztyk.
Żukow to piłkarz, którego w swojej układance widziałby chyba każdy trener Ekstraklasy. Pracuś. Wymiatacz środka pola. Mała pirania. Gość, który doskoczy, gdzie trzeba, odbierze, a przy tym potrafi zagrać do przodu, uciec przeciwnikowi w środku pola, napędzić akcję. Jest przy tym nie tylko bardzo dynamiczny, ale i wybiegany. Wiadomo, ma swoje ograniczenia, nie jest typem piłkarza, który reżyseruje grę, ale swoje zadania spełnia póki co wyśmienicie.
Wyłuskaliśmy cztery drobne sytuacje, które pokazują, jak pracuje w środku pola Żukow.
1) Żukow dostaje podanie w środkowej strefie i wchodzi w pozornie wolną przestrzeń. Pozornie, bo na ma plecach jednego piłkarza, a przed sobą dwóch. Pierwszy nie daje rady mu wślizgiem, przy minięciu dwóch kolejnych wślizgu musi użyć on sam. Otrzepuje się momentalnie i rozprowadza akcję na skrzydło.
2) Żukow wchodzi między pomocników Wisły Płock. Pierwsze starcie wygrane, drugie nie. Przejmuje Furman. Ale Żukow idzie za nim do końca. Na przestrzeni kilku metrów próbuje odebrać piłkę – udało mu się to zrobić wraz z Saviceviciem. Jest z tego akcja bramkowa.
3) Piłka za autu do Imaza, Żukow jest na straconej pozycji. Mimo to błyskawicznie doskakuje i daje radę wyłuskać piłkę, zanim Hiszpan się rozpędzi.
4) Żukow próbuje odebrać piłkę Wójcickiemu. Ten oddaje do Imaza, a Żukow… już przy nim jest. Finalnie zalicza kolejny udany odbiór.
To małe sytuacje, bo Żukow póki co nie dał nam się poznać ze strony sytuacji wielkich. Ale to nie znaczy, że małych sytuacji, mrówczej pracy w środku pola, mamy nie doceniać. Kazach pracuje na tytuł najlepszej piranii w lidze. W lidze, w której latem już prawdopodobnie go nie będzie.
Ale nikt z Wisły na ten stan rzeczy nie powinien narzekać.
Fot. 400mm.pl