Mecze reprezentacji Polski to często dobra okazja, żeby porozmawiać głównie z tymi, których w Polsce na co dzień nie ma. I w ten sposób Zieliński opowiada dziś, że zmienił klub ze względu na kadrę, Lewandowski dziwi się, że liczą mu gole, Milik wyjawia, że już jest niezadowolony z pozycji w nowym zespole, a Szczęsny – zapytany o październikowe schody kadry – odpowiada: – Nie mam pojęcia, z kim wtedy gramy… Zapraszamy na środową prasówkę.
FAKT
Króluje kadra. Wojciech Szczęsny wyznaje, że w reprezentacji jest niespełniony.
Do finałów ME awansują dwa najlepsze zespoły z grupy, trzeci zagra w barażu. W Faro kadra Adama Nawałki wjeżdża na autostradę do Francji czy polną drogę pełną zakrętów, dziur i wybojów?
– Jeśli na autostradę, to zatłoczoną. Ostatnie eliminacje pokazały, że dla nas nie ma meczów łatwych i łatwiejszych albo trudnych i trudniejszych. Skoro nie potrafiliśmy wygrać w Mołdawii, to nie rozmawiajmy teraz o rywalach, tylko skupmy się na sobie. Musimy zmienić nastawienie i przestawić mentalność z przegranych na zwycięzców.
To rozsądne, żeby napompować balon i wymagać awansu od reprezentacji z siódmej dziesiątki rankingu FIFA losowanej z czwartego koszyka?
– Balon nie jest napompowany, nie ma euforii, bo powodów do radości nie daliśmy za dużo. Stać nas na awans, ale tylko pod warunkiem, że zaczniemy grać na miarę możliwości. W poprzednich eliminacjach okazało się to niemożliwe. Nie uważam, że wymaganie awansu nas przerasta i żąda się od nas niemożliwego. Żeby wyjść z grupy nie musimy nawet wspinać się na wyżyny umiejętności. Wystarczy zagrać na ich miarę. Kibice zasługują, by wreszcie mieli się z czego cieszyć z reprezentacją. Najpierw z pojedynczych sukcesów, potem z awansu. Spinamy pośladki, bierzemy odpowiedzialność za wyniki. Chcemy wygrywać, a awans na Euro to nasz obowiązek.
A obok tekścik z wypowiedziami – taki w formie zapowiedzi meczu. Ciekawe, o czym będzie się pisać przez resztę tygodnia… Tutaj Lewandowski jest niezadowolony, że liczy mu się gole. Czytaj: brak goli.
Biało-czerwonych wyprowadzi na stadion w Faro kapitał Robert Lewandowski (26 l.), który chce, by w tych eliminacjach nasi kadrowicze przerwali złą passę, prześladującą zespół w walce o brazylijski mundial. Wtedy z dziesięciu meczów Polacy wygrali tylko trzy: dwa z San Marino i jeden z Mołdawią. – Za dużo punktów straciliśmy na własnym boisku – mówił Lewandowski. – Wiadomo, że faworyt tej grupy jest jeden, Niemcy, ale na szczęście do finałów awansują dwa zespoły, a trzeci zagra w barażach. W reprezentacji wszyscy liczą mi gole, które strzeliłem, albo te, których nie zdobyłem. A przecież w kadrze najważniejszy jest wynik. Nie chcemy oglądać się na innych, patrzymy wyłącznie na siebie.
Poza tym:
– Skorża będzie potrzebował psychologa, żeby zmienić mentalność piłkarzy Lecha
– Małecki wygarnął sędziemu w trzecioligowych rezerwach i wyleciał z boiska
– Collins John oddał pieniądze Piastowi za okres, kiedy był jego piłkarzem. Uznał, że nic klubowi nie dal
RZECZPOSPOLITA
Na stronie internetowej Rzeczpospolitej można trafić na kolejny tekst przed meczem kadry. „Gramy z Gibraltarem, myślimy o Niemcach”.
Do pierwszego meczu eliminacji piłkarskiego Euro 2016 z Gibraltarem pozostaje pięć dni, ale wydaje się, że to spotkanie z Niemcami (11 października) już głównie zajmuje zarówno dziennikarzy jak i piłkarzy. Na konferencji prasowej więcej czasu poświęcono starciu z nowymi mistrzami świata niż amatorami ze śródziemnomorskiej skały. Robert Lewandowski mówił wprost: „Dobrze by było przejść do historii i wreszcie wygrać z Niemcami. W ogóle liczę na to, że w tych eliminacjach karta się w końcu odwróci i zacznie się do nas uśmiechać szczęście. W poprzednich eliminacjach zbyt często zdarzały się mecze, w których powinniśmy byli wygrać, a kończyło się inaczej. Chociażby z Czarnogórą” – mówił napastnik Bayernu Monachium. – Wiadomo, że mecz z Niemcami wywołuje zawsze dodatkowe emocje, a teraz jak zostali mistrzami świata, to będą mieli jeszcze więcej pewności siebie – dodawał były klubowy kolega Lewandowskiego, Łukasz Piszczek. Ostatnio sporo kontrowersji wywoływała sprawa kapitana reprezentacji. Po kontuzji Jakuba Błaszczykowskiego, opaskę przejął Lewandowski. W kuluarach się mówi, że był to pomysł prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. W świat poszła informacja jakoby była to zmiana na stałe. Trener Adam Nawałka jednak wycofał się z tego pomysłu i już zapowiedział, że obowiązywać będzie stała reguła. Drużynę wyprowadzi na boisko, kto rozegrał najwięcej spotkań w kadrze. Czyli, gdy tylko Błaszczykowski się wyleczy i znowu zostanie powołany, będzie kapitanem.
GAZETA WYBORCZA
Zaczyna się tekstem pt. „Za młody na dziadostwo”. To o Mili. Warto przeczytać.
Na starcie ubiegłego sezonu trener Śląska Wrocław mówił: – Mila ma 7 kilo nadwagi! Wcześniej było jeszcze gorzej, rozgrywający był za ciężki o 10 kg, a skaut jednej z największych agencji menedżerskich na świecie, oglądając mecz Śląska, nie wierzył w to, co widzi. – Jak on się porusza? Ile on waży?! – pytał Anglik. Tak prezentował się jeden z czołowych piłkarzy ekstraklasy, którego rozleniwiły środowisko i niskie wymagania ligi. Przez lata był jej królem, zaliczał ponad dziesięć asyst na sezon, w 2012 r. zdobył mistrzostwo Polski. – Dziś nie dziwię się, że reprezentacja Polski jest złożona głównie z piłkarzy klubów zagranicznych – mówi na zgrupowaniu Mila. – Oni od najmłodszych lat są uczeni, jak o siebie dbać, jak się odżywiać, mają inną świadomość. Tymczasem w ekstraklasie profesjonalna mentalność pojawiła się dopiero w ostatnich pięciu latach. Wcześniej przez pokolenia system nie przygotowywał zawodników do zawodowstwa, mnie zostały stare nawyki. Polskie rozgrywki wyciskają może 70 procent potencjału piłkarzy. Nie zmuszają, by dowiedzieć się, gdzie są twoje granice – bije się w pierś rozgrywający, wychudzony już po ostrej diecie. I w formie. (…) – Dieta, która jest normalnością dla zawodowych piłkarzy, dla mnie była gehenną. Byłem rozpieszczony przez samego siebie – przyznaje. – Od lat w lidze bazowałem na umiejętnościach, na tym, że dużo widzę na boisku. I myślałem, że tym będę cały czas wygrywał. W końcu przyszedł moment, gdy powiedziałem sobie: “Albo dalej będę tkwił w przeciętności, prześlizgiwał się na ligowym poziomie, czyli nikomu nie podpadał, ale też nie grał dobrze, albo biorę się w garść”. I teraz walczę, jakby Śląsk to był mój pierwszy klub. Jestem wciąż za młody, żeby pozwalać sobie na dziadostwo. Piszę swoją historię na nowo, zaczynam od zera. Bez tych tytułów i asyst w polskiej lidze.
Jest również tekst o Jorge Mendezie – menedżerze, który rządzi światową piłką. Akurat o tym gościu lubimy czytać.
Nie ma się co łudzić, że na rynku transferowym królują Real Madryt, Barcelona albo Manchester Utd. Interesem kręci Jorge Mendes. Tego lata przehandlował piłkarzy za ponad ćwierć miliarda euro. (…) Zastanawiamy się, dlaczego czołowe firmy w Europie przerzucają się piłkarzami coraz intensywniej, coraz częściej wywołując dezorientację fanów i komentatorów, którzy nie umieją uzasadnić transferów argumentami sportowymi? Głowimy się, skąd nieprawdopodobna inflacja cen i pensji? Wyjaśnienie ma wiele nazwisk, ale nazwisko najbardziej dziś wpływowe to Mendes, któremu prezesi odpalają prowizję przy pozyskaniu każdego piłkarza należącego do prowadzonej przez Portugalczyka agencji GestiFute. Dlatego jeśli prezesi – lub trenerzy – nie są pewni, czy potrzebują kupić lub sprzedać, on musi ich przekonać, że kupno lub sprzedaż są niezbędne. Sam przyznaje, że gardzi doradcami piłkarzy biernymi i czekającymi na polecenie, by działać, że stawia na aktywność i sprawianie, by “się działo”. W latach 2010-13 jego asertywność nagradzano na ceremoniach Global Soccer Awards odpowiednikiem Oscara dla najlepszego agenta – jeśli w grudniu znów odbierze statuetkę, będzie w swojej konkurencji panował dłużej niż na boiskach panował Leo Messi, laureat Złotej Piłki w czterech kolejnych edycjach plebiscytu. Zanim Mendes omotał wielkie kluby, był didżejem w dyskotece, właścicielem wypożyczalni wideo i nocnego klubu. W swoim lokalu w 1997 roku spotkał bramkarza Nuno Espirito Santo, któremu pomógł się wydostać z usiłującej go zatrzymać Vitórii Guimaraes. Wtedy poczuł, że w świecie futbolu – wyładowanym łatwo dostępnym szmalem – porusza się zbyt zręcznie, by nie spróbować w nim osiąść. Już kilkanaście lat temu pobił się na lotnisku z reprezentującym sławnych graczy rodakiem José Veigą, który oskarżył go o próbę “wykradzenia” mu współpracy z megagwiazdorem Luisem Figo. Krążył Mendes po akademiach dla młodzieży i juniorskich turniejach, wypatrywał utalentowanych chłopców, stopniowo zagarniał coraz większe połacie portugalskiego rynku.
SUPER EXPRESS
„Zaciskam zęby i walczę” – mówi na łamach Superaka Arkadiusz Milik, co podsuwa tabloidowi pomysł, by umieścić zdjęcie, na którym faktycznie zaciska zęby.
Czego spodziewacie się po niedzielnym meczu z Gibraltarem?
– Szczerze… nie widziałem ani jednego ich meczu, zresztą nie patrzymy na nich, tylko na siebie. Wszystko leży w naszych nogach, jeśli zagramy na odpowiednim poziomie, nie powinniśmy mieć z nimi problemu.
Czyli wstydu nie przyniesiecie?
– To federacja, która niedawno powstała, więc nie ma co ukrywać, że jesteśmy zdecydowanym faworytem meczu. Naszym celem jest awans na mistrzostwa Europy, a żeby to zrobić, musimy wygrywać takie mecze bez problemów.
Kadra to dla ciebie szansa, by w końcu zagrać w oficjalnym meczu. Ostatnio w Ajaksie głównie przesiadujesz na ławce rezerwowych.
– Staram się zachować cierpliwość i wierzę, że dzięki ciężkiej pracy na treningach wrócę do pierwszego składu. Ale przyznaję, że nie jestem zadowolony z takiego obrotu spraw…
Wczoraj Leśnodorski z piwem zanim wsiadł za kierownicę samochodu, dziś Osuchowi zatrzymano prawo jazdy.
Radosław Osuch (46 l.), właściciel Zawiszy Bydgoszcz, żyje w szalonym tempie. Jest właścicielem i praktycznie jedyną osobą mającą wpływ na to, co się dzieje w klubie. Zatrudnia piłkarzy, wymienia trenerów, toczy spory z kibicami, ale natłok zajęć ma zgubny wpływ, bo wszędzie się spieszy. I niestety, popełnia wykroczenia drogowe, za co ostatnio poniósł bardzo surowe konsekwencje. Byliśmy świadkami, jak Osuch jechał buspasem w samym centrum Bydgoszczy. Zatrzymał go patrol policji, ale początkowo właściciel Zawiszy nie chciał poddać się karze, głośno protestując i tłumacząc, że bardzo mu się spieszy. Policjanci byli jednak nieugięci i zaczęli wypisywać mandat. Wtedy Osuch spokorniał i poprosił o pouczenie. W trakcie wykonywania czynności przez policjantów okazało się, że były agent piłkarski ma cofnięte uprawnienia do prowadzenia pojazdu ze względu na brak aktualnych badań lekarskich. W związku z tym bydgoscy policjanci zatrzymali mu prawo jazdy. Ale na tym nie koniec kar. – Zatrzymana osoba została ukarana mandatem w wysokości 500 złotych za prowadzenie auta bez uprawnień – powiedział nam Przemysław Słomski z zespołu prasowego KWP w Bydgoszczy.
W obecnym wydaniu nie dwie, a trzy strony o piłce. Kawałeczek dalej rozmowa z Piotrem Zielińskim.
W Udinese dostałeś jasny przekaz, że nie wstaniesz z ławki?
– Nikt mi tego otwarcie nie powiedział, ale czułem, że tak będzie. W sparingach nie grałem zbyt wiele, więc dlaczego niby miałbym grać w sezonie? Wolałem nie ryzykować. Nie chciałem drugiego roku przesiedzieć na ławce.
W maju zmienił się trener Udinese – Francesco Guidolina zastąpił Andrea Stomaccioni. To też nic nie zmieniło w twojej sytuacji?
– Guidolin mnie chwalił, obiecywał, że będę grał, ale nie dotrzymywał słowa. Co 10 kolejek wchodziłem na 10 minut. To za mało. Z kolei Stromaccioni lubi młodych piłkarzy, dużo z nami rozmawiał, twierdził, że mnie bacznie obserwuje. No, ale w sparingach też grałem sporadycznie.
Miałeś jakieś inne opcje poza Empoli?
– Pojawił się temat wypożyczenia do Belgii albo Holandii, ale klub chciał mnie wypożyczyć do innego włoskiego zespołu. Ja zresztą też nie chciałem opuszczać Serie A. Interesowały się mną również zespoły z Polski, ale powrót do Ekstraklasy to dla mnie ostateczność.
SPORT
Okładka Sportu nie powala z nóg.
Na początek jest kadra. Jeden z tekstów zapowiedziowych, ale to albo wykupiony od PAP, albo napisany na jego podstawie. Obok rozmowa z Robertem Lewandowskim, tylko że też nieprzeprowadzana przez dziennikarza „Sportu” – nie ma co cytować. Tym bardziej, że „Lewy” opowiada same banały.
Sport informował wczoraj, że Zachara zostaje w Górniku. Dziś informuje, że… zostaje w Górniku, będąc już jednak pewnym. Bari nie zdążyło z transferem napastnika zabrzan.
Prawdopodobnie kilkadziesiąt minut zdecydowało o tym, że Mateusz Zachara po zgrupowaniu kadry wróci do Zabrza, a nie pojedzie do Bari, by kontynuować karierę w Italii. Napastnik Górnika w ciągu kilku dni miał dwie oferty z Serie B. Najpierw z klubu Ternana Calcio, ale temat w ogóle nie został podjęty. W poniedziałek w godzinach wieczornych pojawiła się jednak propozycja z Bari, gdzie wypożyczony z Fiorentiny trafił kilka dni temu Rafał Wolski. Rozmowy zaczęły się w godzinach wieczornych i Włosi tak naprawdę… nie zdążyli przygotować wszystkich dokumentów, by sfinalizować wypożyczenie Zachary. Równolegle bowiem załatwiali sprzedaż Joao Silvy do Palermo. I spóźnili się z zatwierdzeniem tej transakcji o… 33 sekundy. Zachara miał go zastąpić w Bari, które chce w tym sezonie awansować do Serie A.
Realia są takie, że Ruch musi ściągać obcokrajowców – twierdzi Dariusz Smagorowicz. Spójrzmy na tekst.
“Niebiescy” w letnim okienku transferowym zatrudnili trzech obcokrajowców, a kolejny czeka na angaż. Jeszcze niedawno kadra “Niebieskich” wyglądała zupełnie inaczej. Na przełomie 2013 i 2014 roku skład był oparty tylko na Polakach. W szerokiej kadrze jesienią był jedynie Czech Pavel Szultes, z którym rozstano się we wrześniu ubiegłego roku, a w drugiej rundzie pojawił się Rosjanin Rołand Gigołajew, który przede wszystkim siedział na ławce rezerwowych lub na trybunach. W tym okienku transferowym, a szczególnie w jego ostatniej fazie, sytuacja uległa diametralnej zmianie. Dlaczego? – Plan był inny, ale realia zmusiły nas do sięgnięcia po cudzoziemców – przyznaje prezes Dariusz Smagorowicz. – Chcieliśmy również innych Polaków poza Marcinem Kusiem, czy Michałem Szewczykiem, między innymi Mateusza Cetnarskiego i Macieja Korzyma, ale nie mogliśmy im zaproponować takich warunków finansowych, jakich oczekiwali – dodaje trener Jan Kocian. Największą przeszkodą jest w tym przypadku limit wynagradzania, jaki nałożyła na klub Komisja Licencyjna. Nowo pozyskani piłkarze mogą zarobić miesięcznie maksymalnie 15 tysięcy złotych brutto. Niektórzy gracze z zagranicy chcą jednak grać za taką kwotę. Ruch sprowadził już Łotysza Eduardsa Visnakovsa, Bośniaka Senada Karahmeta i Słowaka Jana Chovanca, na dniach umowę ma podpisać Ukrainiec Wołodymyr Tanczyk.
I jeszcze rozmowa ze Zbigniewem Koźmińskim, który ocenia pierwsze siedem kolejek Ekstraklasy. Jest pewien klimat w tym wywiadzie.
Na czele ekstraklasy – dwa kluby z potężnymi kłopotami finansowymi. Normalne to?
– Dziwny jest ten proces licencyjny w PZPN-ie…
Wciąż dziwny – trzeba by rzec. W przeszłości też bywały do niego zastrzeżenia.
– Fakt. Ratowało się Ruch Chorzów czy Polonię Bytom, ale nie chodziło wtedy o tak absurdalnie wysokie długi, jak dziś w przypadku Górnika. To są takie kwoty, które dziś ocierają się już o upadłość klubu. Swoją drogą: jeden wniosek w tej sprawie – autorstwa firmy Tico – już został sformułowany.
A jednak sportowo dłużnicy górują nad resztą stawki. Przynajmniej w tym momencie…
– Na obietnicach – bo nie wątpię, że takie władze Zabrza złożyły piłkarzom – można zagrać i wygrać 5-6 meczów. Ale obietnice mają krótkie nogi…
W Wiśle chyba nikt nikomu niczego nie obiecywał?
– W Wiśle w większości grają starsi zawodnicy, zbliżający się z wolna do końca kariery, ale mający też uskładaną już kupkę pieniędzy. Mogą więc sobie pozwolić na sięganie do niej i… cierpliwe czekanie. Bo jakie mają inne wyjście? Większość z nich pamięta dobre czasy rządów Bogusława Cupiała. Wierzą więc, że jeszcze się odbije i pójdzie w górę.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na okładce ląduje reprezentacja – siatkarzy.
Spoglądamy na obszerniejszą wersję rozmowy ze Szczęsnym: cytujemy inny fragment.
Schody zaczną się październiku?
– Jak bardzo mam być szczery?
Do bólu.
– Nie mam pojęcia, z kim wtedy gramy.
Żartuje pan.
– Nie.
Z Niemcami i Szkocją na Narodowym.
– Mistrzowie świata już w drugim spotkaniu? Najpierw wygrajmy z Gibraltarem. Dobrze, że po wyjazdowym meczu z teoretycznie najsłabszym rywalem gramy dwa razy u siebie.
W listopadzie znów wyjazd – do Tbilisi na mecz z Gruzją.
– To mamy jeszcze Gruzję w grupie? Byłem przekonany, że tylko Niemcy, Irlandię, Szkocję i Gibraltar. Dobra jest ta Gruzja?
A może… jednak żartował?
Perypetii Patryka Małeckiego ciąg dalszy. Co tym razem?
Pomocnik najpierw odmówił wyjazdu na mecz, następnie osłabił zespół rezerw, a na koniec przepadł jak kamień w wodę. (…) Podczas czwartkowego treningu Małecki zorientował się, że nie jest brany pod uwagę do gry w pierwszym składzie w meczu z Górnikiem. Po zakończeniu zajęć byliśmy świadkami rozmowy piłkarza z Dariuszem Wdowczykiem. Sądziliśmy, że szkoleniowiec wyjaśnia zawodnikowi powody, dla których nie zagra z łęcznianami od początku. Prawda była jednak zupełnie inna. Z naszych informacji wynika, że Małecki zakomunikował trenerowi, że skoro ma w najbliższym ekstraklasowym meczu ewentualnie pojawić się na murawie w końcówce spotkania, to woli zostać w Szczecinie i zagrać cały mecz w rezerwach. – Nie będę zdradzał, czego dotyczyła nasza rozmowa. Na pewno najpierw muszę całą tę sprawę z Małecki przedyskutować na spokojnie z piłkarzem, zarządem i całym zespołem – mówi nam Dariusz Wdowczyk. Szkoleniowiec był zbulwersowany tym, że zawodnik odmówił wyjazdu na mecz. Nie chciał na razie podejmować żadnych decyzji, bo szefowie klubu przebywali w Hiszpanii na rekonesansie w Espanyolu Barcelona. Ostatecznie stało się według życzenia piłkarza. Zamiast 800 kilometrów do Łęcznej Małecki w sobotę pojechał zaledwie kilka kilometrów samochodem na stadion przy ul. Twardowskiego, żeby odzyskiwać formę. Starał się, biegał, ale bramki nie zdobył. W drugiej połowie spotkania wyleciał z boiska. – Małecki najpierw zapytał mnie, czy jestem ślepy, bo nie widzę, jak jest faulowany. Otrzymał za to ode mnie żółtą kartkę. Gdy się odwróciłem, usłyszałem od niego ordynarną odzywkę – opowiada sędzia Zarwalski. – Z tak wulgarnym zachowaniem ze strony zawodnika w centralnych rozgrywkach nie spotkałem się jeszcze nigdy, a sędziuję 11 lat – dodał arbiter, który całe zdarzenie opisał w protokole. – Patryk chyba nie o takim odbudowaniu się myślał. Szkoda. Małecki musi zdać sobie sprawę, że Pogoń to jest dla niego ostatnia szansa na poważniejsze zaistnienie w ligowym futbolu – ostro ocenia zawodnika trener Wdowczyk. (…) Próbowaliśmy się skontaktować z Małeckim, ale w jego telefonie włączała się sekretarka. Wtajemniczeni mówią, że wyjechał na kilkudniowy zagraniczny odpoczynek i kpią, że może tam odnajdzie utraconą formę.
Z kolei były piłkarz Piasta Collins John okazuje się bardzo honorowym człowiekiem.
To był jeden z najdziwniejszych transferów w historii polskiej piłki. Mający na koncie występy w reprezentacji Holandii Collins John zawiódł w Piaście, rozegrał w ekstraklasie ledwie 17 minut, więc zimą wyjechał. Ale zachował się bardzo honorowo – oddał klubowi zarobione w Gliwicach pieniądze. (…) Jakież było zdziwienie działaczy, kiedy niedługo po tym wyjeździe do Ameryki do klubu trafił przelew opiewający na kwotę 24 tysięcy złotych. Były to pieniądze, które John wcześniej zarobił występując w piaście – dwa mecze w ekstraklasie, trzy występy w rezerwach i zdobyta bramka z rzutu karnego.
Jeszcze kilka tematów:
– Ruch stawia na cudzoziemców (było w „Sporcie”)
– Skorża chce psychologa (było w „Fakcie”)
– Stokowiec chce zatrudnić Tosika
– Śląsk poprawił skuteczność, więc w klubie zrezygnowano z transferu napastnika
Fot.FotoPyk