Autentycznie polubiliśmy Jose Mourinho w tej odświeżonej i wyluzowanej stylówce. Zdajemy sobie sprawę, że to najpewniej poza, którą przyjmuje na potrzeby futbolu lat dwudziestych, ale kompletnie nam to nie przeszkadza. Gdy “The Special One” przepychanki w tunelu zamienia na śmiech przy ławce rezerwowych, nie sposób mimowolnie nie uśmiechnąć się razem z nim. Gdy na konferencji wieńczącej fatalne okienko transferowe, w którym stracił kreatora gry mówi: “czy jestem zadowolony z okienka? Oczywiście, że jestem” – czuć, że sam Portugalczyk w nowej roli zaczyna się świetnie odnajdywać.
To było naprawdę przyjemne spotkanie. 31 stycznia, właśnie dobiega końca okienko transferowe, wszystkich napastników, którzy mogli stanowić alternatywę dla kontuzjowanego Harry’ego Kane’a już wytransferowano do innych klubów, Eriksen rozpakowany w Mediolanie. A Mourinho wchodzi na konferencję z takim uśmiechem, jakby właśnie Guardioli wpadł włos do zupy.
– Pierwsze pytanie, czy spodziewam się kogoś jeszcze w tym okienku? Pierwsza odpowiedź: nie. Możemy przejść dalej. Drugie pytanie: czy jestem zadowolony z okienka? Druga odpowiedź: tak, jestem. Trzecie pytanie… Nie chciałbyś jakiegoś napastnika? – żartował przed rozpoczęciem oficjalnej konferencji, którą otworzyło oczywiście pytanie o to, czy spodziewa się kogoś jeszcze w tym okienku. Steven Bergwijn i Gedson Fernandes w zamian za Eriksena? Nie brzmi jak wzmocnienie składu, zwłaszcza, że przecież od dawna było jasne – trzeba znaleźć dublera dla kontuzjowanego Kane’a. Nie udało się z Piątkiem, nie udało się z Giroud, nie udało się z Ighalo. Mourinho został tak naprawdę z Lucasem Mourą oraz Sonem, czyli dwoma ludźmi którzy naturalnie powinni oskrzydlać “dziewiątkę”, a nie stanowić dla niej zastępstwo.
Kto by pomyślał, że sytuacja z 1 lutego to wręcz luksus w stosunku do dzisiejszego meczu Tottenhamu?
– Narzekałem, że nie mam na ławce opcji w ataku? Teraz nie mam już ich nawet w pierwszym składzie – przyznał szczerze przygnębiony Mourinho, gdy okazało się, że uraz ręki Sona nie zostanie jednak zaleczony słynnymi wcierkami z Fastum. Koreańczyk wypadnie na dłużej, być może nawet do końca sezonu, co oznacza, że w przodzie Jose za moment będzie musiał wybiec kimś z drużyny U-23. – Może sprawdzimy Petera Croucha? – zażartował jeszcze na konferencji, ale był to typowy śmiech przez łzy.
MIMO WSZYSTKO TOTTENHAM? KURS NA KOGUTY W DZISIEJSZYM MECZU TO 2,65 W ETOTO
Tottenham nie jest jeszcze może kompletnie zdewastowany, ale z kwartetu Eriksen-Kane-Son-Alli czarującego w ostatniej edycji Ligi Mistrzów, na murawę wybiec dzisiaj może tylko ten ostatni, najpewniej w towarzystwie Lucasa na szpicy oraz Bergwijna na drugim skrzydle. Dlaczego właściwie żałujemy?
Cóż, po prostu trochę tęsknimy za Mourinho w Lidze Mistrzów. Przecież był czas, wcale nie taki krótki, gdy Jose wręcz wyspecjalizował się w grze w tych rozgrywkach. We wczorajszym tekście przypominaliśmy – na jedenaście sezonów pomiędzy 2003 a 2014 rokiem, aż ośmiokrotnie Mou doprowadzał swoje drużyny do półfinału. Dwukrotnie zakończył europejską przygodę wzniesieniem uszatego pucharu, a potwierdzeniem, że w pucharach czuje się naprawdę dobrze, był również triumf w Lidze Europy.
Ale pocieszanie się tym ćwierćfinałem to trochę nie w stylu Jose. Jeszcze raz jesteśmy zmuszeni przypomnieć jego wejście smoka na londyńskie salony po kolejnym powrocie do Premier League. Dziennikarze pytają: Jose, czy Tottenham mógł zostać psychicznie rozbity przez ten przegrany finał Ligi Mistrzów? Nie wiem, nigdy nie przegrałem finału Ligi Mistrzów.
Dwa zwycięstwa, osiem półfinałów na tak niewielkiej przestrzeni czasowej. A przecież to nie były wcale drużyny skazane na hegemonię – i Porto, i Inter Mediolan to właściwie triumfatorzy niespodziewani. Tu jednak trzeba stanowczo podkreślić – ostatni raz na poziomie najlepszej europejskiej czwórki Jose był widziany w 2014 roku, gdy doszedł do półfinału z Chelsea. Zaraz pęknie siedem chudych lat, ale na razie nie zapowiada się, by dalszy ciąg był równie biblijny. Zamiast siedmiu lat tłustych na razie Jose walczy z siedmioma plagami – plagą kontuzji, plagą zbyt drogich albo niedostępnych do wypożyczenia napastników, plagą meczów – bo przecież ich nagromadzenie oburza właściwie cały brytyjski top trenerski.
A MOŻE NUDNE 0:0? KURS 10,75 W ETOTO
Jak wyjdzie z tej walki? Miejmy nadzieję, że cokolwiek się stanie – nie przestanie się uśmiechać. Temu wyluzowanemu Mourinho jesteśmy w stanie kibicować nawet przeciw tak fajnej ekipie jak RB Lipsk.
***
W drugim ze spotkań mamy do czynienia z bodaj najbardziej egzotyczną parą nie tylko w tej edycji Ligi Mistrzów, ale i patrząc na kilka wcześniejszych lat. Atalanta Bergamo kontra Valencia. Ekipy, które pozostają głęboko w cieniu mocniejszych i popularniejszych krajowych rywali. A jednocześnie ekipy, które czysto piłkarsko miło się ogląda. Dla nas szczególny smak będzie miał oczywiście występ gospodarzy – Atalanta ledwie kilka dni temu grała z Radomiakiem, w którego barwach zagrał Fundambu. To jest naprawdę czysty surrealizm, że jednego dnia chłopak klepie sobie z Mietkiem z naszej redakcji, a chwilę później gra na Malinowskiego, De Roona czy Muriela. Sparing włosko-polski zakończył się zwycięstwem gospodarzy 6:3 – liczymy, że wieczorem padnie przynajmniej tyle samo goli.
Fot.Newspix