Piotr Grzelczak to bohater jednego z bardziej nieoczywistych transferów z Polski w ostatnich latach. Wychowanek Widzewa Łódź po roku spędzonym w pierwszoligowej Chojniczance przeniósł się do… kazachskiej ekstraklasy. W barwach FK Atyrau strzelał regularnie, ale jego zespół i tak spadł z ligi. Grzelczakowi jednak to nie przeszkadza, bo niedawno przedłużył umowę z klubem. Jak żyje mu się na obczyźnie?
Trzeba przyznać, że kariera Grzelczaka rozwinęła się w zaskakującym kierunku. Wszyscy pamiętamy oczywiście gola z Barceloną i kapitalnego woleja w meczu Widzewa z Jagielloną, ale chyba nawet sam zainteresowany nie poszedłby o zakład, że w wieku 29 lat po raz pierwszy wyjedzie z kraju, a dwa lata później trafi do ligi, której czołowi przedstawiciele bez problemów leją nasze kluby w europejskich pucharach. Choć tego, czy napastnik nie przewidziałby, jak potoczą się jego losy, nie bierzemy za pewnik, bo swego czasu w cyklu „Weszło z Butami” jego prognozy okazały się prorocze:
Największy twardziel w lidze?
– Może jeszcze chłopak nie zaistniał, ale takim zawodnikiem może zostać Jacek Góralski. W ostatnim meczu pokazał, że potrafi pojedynkować się z Radkiem Sobolewskim, który zawsze uznawany był za mega twardziela. Może zostać podobnym killerem.
Kolega, który zrobi największą karierę?
– Karol Świderski. Duży potencjał. Wszystko w jego głowie i nogach.
W każdym razie teraz Grzelczak wolejami bombarduje bramkarzy w Kazachstanie, więc postanowiliśmy sprawdzić, co u niego słychać. Dlaczego mimo spadku pozostał w drużynie? Czy śledzi to, co dzieje się w Ekstraklasie? Jak wyglądają warunki w klubie, który nie jest krajowym potentatem, tak jak dobrze znam znane Kajrat i Astana? Zapraszamy.
***
Za panem ponad pół roku w Kazachstanie, jak pierwsze wrażenia? Przytrafiły się jakieś problemy?
Na pewno początek był ciężki, zwłaszcza pierwszy miesiąc. Kiedy przyjechałem do Kazachstanu na termometrze było 37 stopni, ciężko było się do tego przyzwyczaić. W dodatku graliśmy na boisku ze sztuczną murawą, więc organizm musiał się dostosować. Z czasem udało mi się zaaklimatyzować. Od początku swojego pobytu tutaj mieszkam w bazie treningowej, więc ciężko powiedzieć, żebym w takich warunkach mógł mieć jakieś problemy. Teraz jesteśmy na drugim obozie, potem jedziemy na trzeci i dopiero wtedy będę szukał mieszkania do wynajęcia.
Konrad Wrzesiński opowiadał nam, że sporym problemem w Kazachstanie są duże różnice temperatur.
W styczniu przyleciałem do Kazachstanu i w Astanie było -20 stopni, podobnie pewnie było w Ałmatach. W Atyrau jest trochę cieplej, ale wahania temperatur w całym Kazachstanie są ogromne, dlatego każdy klub wyjeżdża na obozy przygotowawcze, żeby przyszykować się do startu ligi. Pod tym względem nie można na nic narzekać. Pierwszy obóz mieliśmy na miejscu, teraz jesteśmy w Turcji, potem mamy krótką przerwę i znowu Turcja. Warunki mamy świetne.
Jak to w ogóle się stało, że trafił pan do FK Atyrau?
Menedżer zadzwonił do mnie i powiedział, że jest oferta z Kazachstanu, w dodatku z ekstraklasy. Długo się nad tym nie zastanawiałem, szybka rozmowa z żoną i trzeba było się pakować. Tam gra się od marca do listopada, mój klub był w ciężkiej sytuacji w tabeli i potrzebował wzmocnień. Nie było łatwo wejść do zespołu, bo każdy mecz musieliśmy grać o życie. W moim debiucie straciliśmy bramkę w piątej minucie gry, w 18. minucie graliśmy w dziesięciu, więc nie było kolorowo…
Niezbyt dobra pozycja wyjściowa.
W dodatku graliśmy z drużyną, która sąsiadowała z nami w tabeli, więc to był mecz o sześć punktów.
Z jednej strony graliście o utrzymanie, z drugiej otarliście się o europejskie puchary. Byliście przecież w finale krajowego pucharu.
Mieliśmy postawione dwa cele: utrzymanie i wygranie Pucharu Kazachstanu, niestety obydwu nie udało się zrealizować. Atyrau już trzeci raz z rzędu był w finale i trzeci raz przegrał, choć wcale się na to nie zanosiło. Po strzelonej bramce przeciwnik dostał czerwoną kartkę, więc wszystko układało się po naszej myśli. Trzy minuty przed końcem meczu prowadziliśmy 1:0, nagle 88. minuta, jeden błąd, wyrównanie i mamy dogrywkę. W niej nie było bramek aż do doliczonego czasu gry. 123 minuta, strzał życia rywali i musieliśmy się pogodzić z porażką.
Nie było zwątpienia czy zostać w Atyrau? Brak pucharów i perspektywa gry w drugiej lidze nie wyglądają zachęcająco.
Duży wpływ na to, że zostałem w klubie, miał dyrektor sportowy Nurtaz Serikovich, to osoba, która mnie tu ściągnęła i od początku we mnie wierzyła. Od razu po sezonie przedstawiono mi wizję i cele drużyny, co mi się spodobało. Atyrau włożyło wiele starań, żebym tu został i pomógł im w szybkim powrocie na należne miejsce. Wiem, że tu na mnie liczą i będę dostawał sporo szans. Teraz, jako od spadkowicza, będzie się od nas wymagało więcej.
Nie było innych ofert? Widziałem, że na instagramie Indonezyjczycy zachęcali pana do przyjścia do Persib Bandung. Oferowali nawet milion followersów na tym portalu.
Ciężko powiedzieć, czy było zainteresowanie, odzywali się różni menedżerowie z propozycjami, ale porozumiałem się już z Atyrau. Jestem tu pół roku, spodobało mi się, chciałem zobaczyć, jak to będzie dalej wyglądało.
Nie tęskni się panu za Polską? Choćby za otoczką ligi, której w Kazachstanie brakuje?
Tęskni się trochę za krajem, mam tam rodzinę i wielu znajomych. Ligę też śledzę na bieżąco, doszło parę nowości, bo za moich czasów VAR-u jeszcze nie było. W Kazachstanie na stadionach nie ma zbyt wielu kibiców, nawet w Astanie czy na Kajracie nie było pełnych trybun. Piłka nożna raczej nie cieszy się tu wielkim zainteresowaniem. Pod względem popularności na pewno lepiej jest w Polsce, inaczej się gra w takim klimacie.
A pod względem warunków w klubie? Po sieci krążą zdjęcia bazy Kajratu, które robią ogromne wrażenie.
Czasami wyruszamy na mecze trzy-cztery dni przed spotkaniem. Nie ma problemów, żeby ktoś udostępnił nam swoje boiska i bazę, więc my też z tego korzystamy. Kajrat czy Astana posiadają po trzy-cztery boiska, więc nie ma na co narzekać. Większość drużyn gra na sztucznych murawach, ale tak jak wspominałem, to zależy już od pogody.
Koledzy z drużyny pytali już o gola z Barceloną?
Tak, to się za mną już trochę ciągnie… Każdy był ciekawy, jak to jest zagrać przeciwko takiemu klubowi i jeszcze strzelić mu bramkę. Wiadomo, że dla mnie jest to miłe wspomnienie.
A w Kazachstanie poznali już co oznacza wolej Piotra Grzelczaka?
W finale Pucharu Kazachstanu miałem taką sytuacją piłkę, uderzyłem z powietrza i strzeliłem gola, więc można powiedzieć, że próbkę umiejętności dałem i przypomniałem, co potrafię. Nie mam na co narzekać, strzeliłem pięć goli, pokazałem się z dobrej strony i otarłem o puchar. Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłym sezonie jeszcze parę takich bramek z woleja strzelę.
Rozmawiał SZYMON JANCZYK
fot. NewsPix.pl