Korona Kielce bardzo długo zimowymi transferami głównie kibiców rozśmieszała i irytowała. Wypożyczony z Cracovii Bojan Cecarić stanowi przykład zawodnika z modelowym zestawem wad, przez które Ekstraklasa jest jaka jest. Dwaj anonimowi Anglicy wyciągnięci znikąd są jedną wielką niewiadomą. Dopiero kolejny powrót Jacka Kiełba wlał trochę nadziei w kibicowskie serca, bo bez względu na wydarzenia w innych klubach, “Ryba” w barwach złocisto-krwistych zawsze się sprawdzał. Teraz Korona pozyskuje duże nazwisko jak na swój status, choć nie brakuje przy nim znaków zapytania.
Szeregi kielczan zasila Petteri Forsell. Chyba nikomu nie musimy tej postaci przedstawiać. Jeżeli Fin był odpowiednio zmotywowany i nie miał nadbagażu pod koszulką, potrafił błyszczeć w Miedzi Legnica – zarówno w I lidze, jak i w Ekstraklasie. Wystarczy zresztą spojrzeć na liczby. W zeszłym sezonie w barwach beniaminka strzelił 13 goli, a przecież jako napastnik występował tylko awaryjnie, najczęściej grał głębiej.
Wspominaliśmy o jego mentalności. Poza tendencją do nadwagi, to największy problem fińskiego pomocnika. W Legnicy już wcześniej przekonali się, że zniechęcony Forsell to słaby Forsell. Świetnie prezentował się na pierwszoligowych boiskach w 2016 roku i jeszcze na początku wiosny 2017, imponował zwłaszcza niesamowitym kopnięciem z dystansu. Gdy jednak zaczął myśleć o odejściu, zupełnie stracił formę i zaczął przybierać na wadze, aż wreszcie zupełnie znalazł się poza składem. W dużej mierze przez problemy z nim Miedź nie wywalczyła wtedy awansu z Ryszardem Tarasiewiczem i musiała czekać na niego jeszcze przez rok, już pod batutą Dominika Nowaka. Mimo to piłkarz dostał potem szansę powrotu, gdy został wywalony z Cracovii zaraz po podpisaniu kontraktu, a potem kiepsko szło mu w Szwecji. Jego udział w wejściu do Ekstraklasy był jednak niewielki (raptem jeden gol i dwie asysty wiosną 2018), dopiero w samej elicie ponownie stał się kluczowym ogniwem legniczan.
Po spadku do I ligi Forsell ponownie stracił motywację i liczył na szybki transfer. Rzeczywistość zweryfikowała jego pozycję na rynku. Mimo to Miedź w temacie Korony postanowiła nie rzucać mu kłód pod nogi, choć mogłaby to zrobić, kontrakt wciąż obowiązywał. – Marzeniem Petteriego jest Euro 2020. Ten cel artykułuje już od ponad pół roku. Chce o niego walczyć na wyższym szczeblu niż I liga, ale choć rozegrał dobry sezon w Ekstraklasie, ma swoje ujemne aspekty, krążą na jego temat różne opinie, przez co bardzo trudno byłoby doprowadzić do jego odejścia na komercyjnym rynku. Nie udało się to pół roku temu, dlatego został tylko wypożyczony do Helsinek i nie udało się teraz. Zrobiliśmy więc ukłon w jego stronę, żeby mógł zrealizować swoje marzenia. Taką mamy politykę: staramy się pilnować naszych interesów, ale jeśli tylko możemy, idziemy piłkarzom na rękę. Na pewno Forsell przydałby się teraz drużynie, rozumiemy jednak jego motywacje – mówi nam Andrzej Dadełło, właściciel Miedzi Legnica.
Fin w tym sezonie zdążył rozegrać dwa mecze w I lidze, ale należał do najgorszych na boisku, więc tym bardziej zatrzymywanie go na siłę nie miałoby sensu. Wobec braku innych ofert, pozwolono mu odejść do HJK Helsinki. Zdążył tam rozegrać łącznie 13 meczów, w których zdobył trzy bramki i zaliczył sześć asyst. Trudno jednak mówić o sukcesie, skoro z nim w składzie HJK odpadło w eliminacjach Ligi Europy z Riga FC (Piast Gliwice zna ten ból), a w fińskiej ekstraklasie zajęło dopiero czwarte miejsce i przegrało play-offy o puchary.
Forsell w styczniu pojawił się na początku przygotowań Miedzi, ale niezmiennie myślał o odejściu. – Jego stanowisko nadal było jednoznaczne, choć może już nie tak stanowcze jak latem. Tak jak mówię, gdybyśmy chcieli, moglibyśmy mu utrudnić życie, ale nikomu taki niepotrzebny konflikt by nie posłużył. Słuchanie zawodników i dogadywanie się z nimi powoduje, że klub jest ceniony, ma dobrą opinię. Często jeśli piłkarze dostają porównywalne oferty, to wybierają właśnie naszą, bo wiedzą, jaką politykę prowadzimy. Długoterminowo ma ona bardzo duży sens, nie palimy za sobą mostów. Nie przez przypadek zimą wrócili do nas Joan Roman i Omar Santana, który finansowo miał propozycje nawet nieco korzystniejsze, ale wybrał Miedź. Dobrze się u nas czuł, zawsze mógł liczyć na szacunek i wsparcie z naszej strony. W tym kierunku chcemy iść, budowanie wiarygodności wśród piłkarzy również nam pomoże – tłumaczy Dadełło.
Kibice Korony mogą się zastanawiać, czy Forsell nie będzie potrzebował kilku tygodni, żeby być gotowym do gry. Fakty są takie, że ostatni występ w HJK miał miejsce 29 października, czyli ponad trzy miesiące temu. Później trenował indywidualnie w ojczyźnie z wicemistrzowskim KuPS Kuopio. Tutaj Dadełło ma dobre wieści: – Stawił się na treningach w bardzo dobrej formie, jeżeli chodzi o sylwetkę, nigdy nie wyglądał lepiej. Robi wszystko, żeby pojechać na EURO, dużo pracuje nad sobą, nie chce niczego zaniedbać. To najbardziej zdeterminowany Forsell w całej karierze – zapewnia.
Trudno się dziwić niesamowitej determinacji Forsella. Reprezentacja Finlandii na wielki turniej awansowała po raz pierwszy w historii. Na Euro 2020 zmierzy się w grupie z Danią, Belgią i Rosją. Dla fińskich kadrowiczów może to być jedyna w życiu szansa, żeby wystąpić na imprezie takiej rangi, logiczne zatem, że każdy chucha i dmucha na siebie, byle tylko nie wypaść z obiegu. Forsell tym bardziej musi się postarać, bo w reprezentacji nigdy nie miał mocnej pozycji, był postacią z drugiego lub trzeciego szeregu. Jego pozycja zdecydowanie nie jest na tyle mocna, żeby nawet w obliczu gorszej sytuacji w karierze klubowej mógł liczyć na powołanie. W ubiegłym roku cztery razy był powoływany, ale wystąpił zaledwie w jednym meczu – eliminacyjnym z Bośnią (2:0). Być może dostałby szansę w kończącym eliminacje spotkaniu z Grecją, lecz przez błąd kierownika, który zamiast niego zgłosił w protokole kontuzjowanego zawodnika, nie mógł usiąść nawet na ławce rezerwowych. Tylko świetna postawa w barwach Korony może mu dać bilety na EURO, dlatego kieleccy fani jednego mogą być pewni: facet będzie zasuwał za dwóch.
Forsell w formie powinien być dużym wzmocnieniem Korony, która ma zdecydowanie najsłabszą ofensywę w Ekstraklasie (zaledwie 12 goli). Miedź bez niego sobie poradzi, na pozycji “dziesiątki” do gry są Marquitos i Dawid Kort, a przecież de facto dwa lata temu awans wywalczono przy jego symbolicznym udziale. No i księgowy w Legnicy odetchnie, bo Fin zarabiał jeszcze na poziomie stawek z Ekstraklasy. Czyli w sumie istnieje wcale nie tak małe prawdopodobieństwo, że na końcu wszyscy z tej transakcji będą zadowoleni.
PM
Fot. FotoPyK