– Wojtek tak szybko się uczył, że byłem pod wielkim wrażeniem. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem. Wystarczyło raz pokazać mu dany element, od razu powtarzał. Tak samo jest z Radziem Majeckim. A w pewnych aspektach, w porównaniu do Szczęsnego z młodości, jest nawet trochę lepszy – mówi w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” Krzysztof Dowhań, od wielu lat trener bramkarzy Legii Warszawa.
SUPER EXPRESS
Dani Ramirez zdradza kulisy swojego transferu do Lecha w rozmowie z Piotrem Koźmińskim.
Wyjaśnijmy, bo warto: miałeś kilka ofert, nie tylko z Lecha…
– Prawda, niektóre były nawet lepsze finansowo od tej z Poznania. Ale dla mnie pieniądze to nie wszystko. Od kiedy dowiedziałem się, że jest realna szansa, żebym zagrał w Lechu, to wiedziałem, że tego chcę. A po odejściu Darko Jevticia wiadomo było, że szansa jest jeszcze większa. Wtedy już wiedziałem, że interesuje się mną tylko Lech. Mogłem wyjechać do Kazachstanu, mogłem iść do MLS, była, jak wiadomo, oferta Jagiellonii, ale postawiłem na Lecha.
No właśnie doprecyzujmy: jak to było z Jagiellonią?
– Doprecyzujmy, bo też czytałem różne rzeczy na ten temat, na przykład, że to Jagiellonia wycofała się z rozmów, że to Jagiellonia ze mnie zrezygnowała. No nie, to ja przekazałem Jagiellonii, że dziękuję za zainteresowanie, ale wybrałem Lecha. Choć zainteresowanie Jagiellonii doceniam, to bardzo dobry klub.
Tomas Pekhart czekał, aż urodzi mu się dziecko, a gdy to się stało – dołączył do Legii.
– Zdecydowałem się na ten ruch również z powodów rodzinnych. Jestem teraz blisko mojej ojczyzny, a przez ostatni, długi czas, przebywałem z dala od Czech. Miesiąc temu urodziła mi się córka, przenosiny do Polski oznaczają, że będę mógł więcej czasu spędzać z rodziną. Chcę żyć w otoczeniu najbliższych i był to dla mnie ważny czynnik, który wpłynął na ostateczną decyzję. Legia jest największym klubem w Polsce, o ogromnych ambicjach i potencjale, ma wspaniałą historię. Wszystko, co do tej pory zobaczyłem, zrobiło na mnie duże wrażenie – powiedział napastnik, który grał między innymi w Czechach, Anglii, Grecji, Izraelu i Hiszpanii. Teraz ma zdobywać bramki dla klubu z Łazienkowskiej.
GAZETA WYBORCZA
W „Wyborczej” piłka dziś jest tematem dnia. Niestety, za sprawą słynnych już transparentów na stadionie Legii, skierowanych w stronę potencjalnego inwestora Polonii Gregoire’a Nitota i piłkarza Jakuba Kisiela.
To nie pierwszy raz, kiedy pseudokibice Legii prężą w ten sposób swoje muskuły. Trzy lata temu ogłosili bojkot marki New Balance, która zainwestowała w Polonię, później fani skrzyknęli się, by nie kupować piwa z browaru Ciechan, bo ratować Czarne Koszule chciał jego właściciel Marek Jakubiak. Polityk i biznesmen porzucił pomysł, odeszła też firma New Balance.
Tamte akcje pseudokibiców Legii miały charakter konsumenckiego bojkotu. Teraz, przy okazji negocjacji Polonii z Nitotem, przekroczono wszelkie granice.
„Zdecydowanie odradzam współpracę z tą firmą. Recepcjoniści w przepoconych koszulkach, z brudnymi paznokciami, władający niepoprawną polszczyzną, w budynku śmierdzi stęchlizną (…). To jest poważna firma czy pijacka melina?”. „Od wczoraj przebywają tam Chińczycy, chodzą w maseczkach, przywieźli w prezencie koronawirusa, ja tylko informuję, omijaj tę firmę, jak chcesz przeżyć!”.
Michał Listkiewicz twierdzi, że trzeba się sprzeciwić temu dziadostwu.
Fani z „żylety” chcieli uderzyć w Polonię, a wyszło na to, że akcja ma odwrotny skutek.
– Reakcje są z całej Polski i z różnych środowisk. To dobry znak, bo to znaczy, że są ludzie, którzy chcą się sprzeciwić temu dziadostwu. W całej sprawie żal mi prawdziwych kibiców Legii. Ich akcje charytatywne czy patriotyczne są godne pochwały. A na ich wizerunek wpływa zachowanie niewielkiej, ale – na to wygląda – wpływowej grupy pseudokibiców.
Co dalej z Polonią?
– Panu Nitotowi życzę powodzenia. Musi być pod wrażeniem tego, ilu znanych i szanowanych ludzi staje po jego stronie. Nawet jeśli jeszcze niedawno nie znali jego nazwiska.
Juergen Klopp burzy wizerunek Premier League jako tej najbardziej wyrównanej ligi na świecie.
Fani z Anfield odliczają dni do mistrzostwa, czekają już 30 lat. Nikt już Liverpoolu nawet nie goni.
Dokonania Kloppa burzą wizerunek Premier League jako najbardziej wyrównanych rozgrywek na świecie. Za pięć-sześć kolejek Liverpool oficjalnie zostanie mistrzem Anglii. Już teraz może sobie pozwolić na porażki, ale jakoś niemiecki trener umie utrzymać maksymalną koncentrację w zespole. Bilans 24 zwycięstw i jednego remisu robi przygniatające wrażenie na przeciwnikach Liverpoolu.
Jedyny raz w historii Premier League zdobycie mistrzostwa bez porażki udało się Arsenalowi w sezonie 2003-04. Dostał za to przydomek The Invincibles, nakręcono o tym filmy. Trudno zgadnąć, jakie pomniki trzeba będzie zaraz wystawić Kloppowi.
W poznańskim dodatku do „GW” o rozstaniu z ekskluzywnym rezerwowym Lecha, Maciejem Makuszewskim.
Skrzydłowy, który jeszcze dwa lata temu walczył o wyjazd z reprezentacją Polski na mundial do Rosji, za- rabia w Kolejorzu 70 tysięcy złotych miesięcznie. Gdyby pracował na normalnym etacie, wychodziłoby 437,5 zł na godzinę, czyli 3,5 tys. zł dziennie! Podobne wynagrodzenie otrzymał sprowadzony z ŁKS Łódź Dani Ramirez. Na większe pieniądze w poznańskim klubie liczyć może w zasadzie tylko najlepszy strzelec – Christian Gytkjaer.
Kontrakt podpisały jednak dwie strony, dlatego Maciej Makuszewski nie chciał łatwo rezygnować z należnego mu wynagrodzenia. Trener Dariusz Żuraw nie zabrał go jednak na obóz do Belek, dając mu jasno do zrozumienia, że nie widzi dla niego miejsca w swoim zespole. Z otoczenia piłkarza dowiedzieliśmy się, że ma on żal do poznańskiego klubu, który zbyt łatwo go skreślił. Skrzydłowy uważa, że padł ofiarą fatalnej gry całego zespołu Kolejorza w poprzednim sezonie, do tego częstych zmian trenerów i taktyki. Lech „odbija piłeczkę” twierdząc, że na kogo miał liczyć w trudnym momencie, jak nie na swojego lidera.
RZECZPOSPOLITA
Juergen Klinsmann już uciekł z Herthy, Krzysztof Piątek na placu budowy.
W Hercie miał tylko opanować kryzys i przeprowadzić ją suchą stopą do zaplanowanych na lato inwestycji. Na Facebooku napisał, że odchodzi, bo nie czuje wsparcia zwierzchników – jak na człowieka, który zimą wydał blisko 80 milionów euro na czterech piłkarzy (w tym Piątka), to dość ryzykowne stwierdzenie. Tak czy inaczej Herthę obejmie teraz do końca sezonu kolejny trener tymczasowy, latem przyjdzie następny, by tworzyć potęgę, a Krzysztof Piątek wciąż będzie na placu budowy.
SPORT
Niepokojąca mod na transparenty. Na Legii, na Arce w ten weekend wisiały prześcieradła, które wisieć nie powinny. Piotr Tubacki pokazuje, że w Niemczech transparenty tego typu także relatywnie często wiszą.
W Niemczech najczęściej dotyczą one „wojen” z Niemieckim ZPN-em (czyli standard), atakowania klubowych tradycji, które są tam dla fanów wyjątkowo ważne, komercjalizacji, a od kilku lat również… RB Lipsk, czyli najbardziej znienawidzonej drużyny w Bundeslidze. Praktycznie wszyscy ultrasi w Niemczech wyrażają dezaprobatę dla klubu Red Bulla, uważając go za skrajną formę właśnie komercjalizacji – ot, zespół założony w celu promocji napojów energetycznych, bez tradycji i sportowej duszy. Transparenty obrażające RB, często bardzo wulgarnie, są tam na porządku dziennym, czego dowodem w niedzielę mógł być ogromny napis „Fuck RB” (tłumaczenie chyba zbędne) wywieszony tuż za bramką, na sektorze najzagorzalszych kibiców Bayernu Monachium. Bawarczycy podejmowali właśnie Lipsk.
Waldemar Fornalik wrócił do klasyki – gry dwoma napastnikami. Z Zagłębiem zagrali Parzyszek z Tuszyńskim.
Były selekcjoner reprezentacji Polski na swojej trenerskiej drodze miał okazję prowadzić wielu naprawdę dobrych napastników. Począwszy od Roberta Lewandowskiego w kadrze, skończywszy na długiej liście klubowych snajperów, zwłaszcza podczas pracy w Ruchu Chorzów. Przez wiele lat drużyny trenera Fornalika grały systemem 1-4-4-2, ale utarło się, że szkoleniowiec ten woli jednak 1-4-2-3-1. Takie głosy pojawiały się i w Chorzowie, i w Gliwicach. – Zawsze lubiłem grać dwoma napastnikami. Przypomnę tylko duety Niedzielan – Sobiech czy Piech – Jankowski. Początek funkcjonowania reprezentacyjnego duetu Milik – Lewandowski przypadł na mecz z Anglią za mojej kadencji – powtarzał w wywiadach Waldemar Fornalik.
Długa ławka ma być atutem Górnika.
Sprowadzenie zawodników zza południowej granicy i dobra gra w sparingach młodszych zawodników – te elementy sprawiły, że zaostrzyła się walka o miejsce w wyjściowej jedenastce. A o to właśnie chodzi sztabowi szkoleniowemu Górnika. W meczu na „Suzuki Arenie” z dobrej strony zaprezentowali się piłkarze, którzy pojawili się boisku po przerwie. Szczególnie pokazał się David Kopacz.
Piłkarz, który w maju i czerwcu ubiegłego roku grał w reprezentacji Polski do lat 20 na młodzieżowym mundialu, do Górnika został sprowadzony niedługo później przez Artura Płatka. W poprzednim sezonie był w kadrze VfB Stuttgart, ale grał w rezerwach tego klubu. W Zabrzu miał być czoło- wą postacią. W pierwszej części sezonu wystąpił w 17 ligowych spotkaniach. W 12 z nich wybiegał na boisko w podstawo- wym składzie. W końcówce zeszłego roku, z wyjątkiem starcia z Jagiellonią, kiedy to pauzował za żółte kartki, grał regularnie w podstawowym zestawieniu „górników”.
Kibice Ruchu poprosili o… podwyższenie cen karnetów. Chcą wykupić 5000, tym samym mocno finansowo wspomagając swój klub.
Liczba 5000 karnetów byłaby imponująca z wielu względów. Gdy jesienią kibice zawiesili bojkot, pojemność stadionu wynosiła 6800 miejsc. Wiosną spory procent wypełnienia trybun mogliby gwarantować zatem sami karnetowicze. Przy okazji, może też paść rekord. W najnowszej historii Ruchu najwięcej karnetów sprzedało się przed sezonem 2015/16 – około 4600 – przy czym nie można zapomnieć, że wtedy była mowa o ekstraklasie, a nie – jak dziś – o poziomie rozgrywkowym nr 4. Warto też wspomnieć o jeszcze jednym fakcie. – W październiku, gdy bojkot się zakończył, kibice zaczęli kupować karnety premium na cały sezon. Rok 2019 zamknęliśmy, mając ich sprzedanych około 550 – zwraca uwagę rzecznik Ruchu.
Ewenementem jest, że kibice zapoznając się z propozycją cennika przedstawioną przez klub, sami poprosili o podwyżkę! Ceny biletów na pojedyncze mecze wahać się będą od 2 do 40 złotych, dlatego karnet to pewna oszczędność – na której jednak budżet „Niebieskich” nie ucierpi.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kolejne kłopoty Jerzego Brzęczka. Dawid Kownacki, Krystian Bielik – obaj mogą przez urazy stracić Euro 2020.
22-letni Krystian Bielik, jako defensywny pomocnik, odciążył Grzegorza Krychowiaka od zadań obronnych, przetestowane w klubie przesunięcie piłkarza Lokomotiwu Moskwa bliżej bramki przeciwnika zdało egzamin także w kadrze. To miała być para na EURO. W styczniu misterny plan runął. W meczu Championship Bielik zerwał więzadło w kolanie i partnera dla Krychowiaka selekcjoner wybierze między Jackiem Góralskim a Mateuszem Klichem. Tu wielkiego lamentu podnosić nie trzeba, ale kłopot jest, bo trzeba szukać zawodnika na pozycję numer 6 lub/i 8.
W poniedziałek na Brzęczka spadła kolejna hiobowa wieść – przerwa Kownackiego potrwa nie osiem tygodni, a trzy miesiące. Rozpoczął się wyścig 24-latka z czasem. Treningi z maksymalnym obciążeniem wznowi w połowie maja, a poprzedzające wyjazd na EURO zgrupowanie w Opalenicy wystartuje 25 maja. Na turniej selekcjoner zabierze tylko zawodników w stu procentach zdrowych. Gdyby nie uraz, Kownacki byłby pewniakiem. A tak? Pole manewru jest ograniczone.
Większa intensywność treningów na Zachodzie sprawia, że trudniej jest się ustrzec przed urazami – mówi Czesław Michniewicz.
Młode kolana nie wytrzymują obciążeń. Po Krystianie Bieliku do grona kontuzjowanych dołączył Dawid Kownacki. Wcześniej urazy kolana „powaliły” innych byłych graczy pana kadry U-21 – Patryka Dziczka oraz Bartosza Kapustkę.
– Nie ma reguły, ale te kontuzje mają wspólny mianownik: większa intensywność ćwiczeń w klubach zagranicznych. Kolana „strzelają” wszędzie, Krystian i Dawid zmagają się z problemami zdrowotnymi od dłuższego czasu, one hamują ich rozwój. Nie wynika to wyłącznie z pecha. Organizm broni się przed wysiłkiem ponad możliwości. Doktor Wielkoszyński powtarzał, że sportowiec, będący w optymalnej formie, znajduje się o krok od kontuzji. To samo powtarzała Justyna Kowalczyk – w najwyższej dyspozycji obawiała się najmniejszego przeciągu, bo była podatna na infekcje. Ale w zachodnich ligach nie da się trenować i grać na 70 procent. I koło się zamyka.
Kante czyli dwa w jednym. Napastnik Legii potrafi walczyć jak Kulenović, a jednocześnie wykańczać jak Niezgoda – twierdzi Robert Błoński z „PS”.
W całym sezonie 59 razy uderzał na bramkę rywala, 28-krotnie musieli interweniować po nich golkiperzy. Gola strzela średnio co prawie 123 minuty, ale w ostatnich jesiennych kolejkach i obecnie trafia do siatki zdecydowanie częściej.
Pod względem skuteczności Kante przypomina więc Niezgodę. Aktualnemu wciąż liderowi klasyfikacji strzelców wytykano czasem, że niewiele biega, mało angażuje się w grę defensywną, nie odbiera piłki rywalom, za mało przeszkadza. Kante to nie dotyczy. W meczu z ŁKS przebiegł 11,07 km. Więcej „wykręcił” tylko Paweł Wszołek (11,67 km). Reprezentant Gwinei wykonał 65 szybkich biegów (19,8–25,2 km/h). I w tej statystyce lepszy od niego był jedynie Czarnogórzec Marko Vešović, który aż 79 razy biegł z taką prędkością.
Iza Koprowiak porozmawiała dłużej z Krzysztofem Dowhaniem, wychowawcą wielu czołowych polskich bramkarzy. Twierdzi on między innymi, że Radosław Majecki jest w pewnych aspektach lepszy nawet od młodego Wojciecha Szczęsnego.
Majecki nie miał 16 lat, a pan mówił głośno, że ma talent na miarę Wojtka Szczęsnego. Odważnie.
— Poznałem Wojtka, zanim jeszcze przyszedł do Legii. Brałem młodych, zdolnych chłopaków z Warszawy i okolic, prowadziłem z nimi indywidualne treningi. Jako 15-latek Wojtek tak szybko się uczył, że byłem pod wielkim wrażeniem. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem. Wystarczyło raz pokazać mu dany element, od razu powtarzał. Tak samo jest z Radziem Majeckim. A w pewnych aspektach, w porównaniu do Szczęsnego z młodości, jest nawet trochę lepszy.
Pojawia się czasem pokusa, by jeszcze ruszyć w świat i popracować w zagranicznym klubie?
— Już nie. Kiedyś był Arsenal, dostałem propozycję, by pracować w londyńskiej akademii. Gdybym się na to zdecydował, to z założeniem, że po roku czy dwóch latach mógłbym tam zaistnieć w dorosłej piłce. Ale nie wiem, czy byłoby to możliwe.
Ale bardzo prawdopodobne, bo Anglikom brakuje dobrych trenerów bramkarzy.
— Fabian opowiadał, że kiedy był w Arsenalu, to po cichu chodził ćwiczyć do drugiego zespołu. W pierwszym nie czuł, że treningi coś mu dają. Ale spójrzmy na angielskich bramkarzy – poza Pickfordem za bardzo nie ma klasowych zawodników na tę pozycję.
W pana przypadku była też Chorwacja.
— Pojawiło się Dinamo Zagrzeb. Miał tam przejść Mucha, który odchodził wtedy z Evertonu. Jano mówił: „Będziemy mieli blisko nad morze, to świetny pomysł”. Ale ostatecznie wybrał Rosję, ja jeszcze trochę się nad tym zastanawiałem. Oferowali mi naprawdę dobre pieniądze, ale Ivica Vrdoljak opowiadał mi o drugiej stronie: ich problemach z kibicami, słabej frekwencji na meczach. Myślę, że dobrze zrobiłem, że zostałem przy Łazienkowskiej.
David Jablonsky z prawomocnym wyrokiem. Czeka go przymusowa przerwa?
Jablonsky miał wpływać na wyniki i wydarzenia boiskowe jako zawodnik FK Teplice. W 2013 roku grupę – w skład której wchodzili członkowie mafii bukmacherskiej oraz zawodnicy – wyśledziła policja. W jej ręce dostały się zapisy z telefonów, między innymi z komunikatorów internetowych.
Jak surowa kara grozi Jablonskiemu? Jeszcze w ubiegłym roku pytaliśmy o to nieoficjalnie w FAČR. – Z górnej półki. Raz, że przewinił. Dwa, że utrudniał postępowanie – usłyszeliśmy.
Śląsk Wrocław wyciąga rękę do Mateusza Radeckiego. Choć przeszedł kolejną operację i trener Lavicka nie może na niego liczyć, dostał ofertę nowej umowy.
– To nie tylko kwestia profesjonalizmu. Trzeba podejść do sprawy po ludzku. Mamy świadomość, że na powrót do formy, pozwalającej mu grać w ekstraklasie, możemy czekać wiele miesięcy. Oferujemy kontrakt z odpowiednią opcją. Zabezpieczający zarówno interes klubu, jak i zawodnika – komentuje dyrektor sportowy Śląska Dariusz Sztylka.
Klub nie chciał zostawić gracza na lodzie. Wtorkowa operacja była już trzecią – tego samego kolana! – w ciągu niespełna roku. Zaczęło się od kontuzji łąkotki w marcowym meczu z Legią. Każdy kolejny zabieg to niejako „poprawka” po poprzednim. Po obu dotychczasowych interwencjach chirurgicznych pomocnik wracał do gry w lidze, przyczyniając się nawet do uratowania ekstraklasy dla Wrocławia. Wiosną występował na własną prośbę. Natychmiast po meczu z Miedzią i po strzelonym przez niego golu, pieczętującym utrzymanie, dostał wolne.
Dni lecą, nowego prawego obrońcy w Lechu jak nie było, tak nie ma. Alan Czerwiński zostaje w Zagłębiu do końca sezonu, planem B było wypożyczenie na pół roku. Denis Butko nie wypalił, Lech szuka więc dalej.
– Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych dwóch dni będziemy mogli podać nazwisko nowego obrońcy – zapowiedział trener Żuraw na konferencji prasowej przed meczem z Rakowem.
W tym czasie Bohdan Butko, bo jego miał na myśli szkoleniowiec, już był w drodze do Poznania. 29-letni Ukrainiec do wytypowanej przez Lecha roli nadawał się idealnie. Ostatnio stracił miejsce w składzie Szachtara Donieck. Wciąż ma jednak nadzieję na wyjazd z ukraińską kadrą na mistrzostwa Europy, więc przy Bułgarskiej mógłby się odbudować. Miałby gwarancję występów na prawej obronie, a Lech dostałby zawodnika doświadczonego i ogranego w poważnej piłce (Butko wystąpił między innymi w meczu przeciwko Polsce na EURO 2016). Plan byłby idealny, gdyby nie to, że 29-latek przyjechał do stolicy Wielkopolski z urazem. Co prawda niezbyt poważnym i za około trzy tygodnie mógłby wrócić na boisko. Gdyby więc chodziło o podpisanie z nim długiego kontraktu, nie stanęłoby to na przeszkodzie w sfinalizowaniu sprawy. Poznaniacy potrzebują jednak zawodnika na teraz, gotowego z miejsca wybiec na boisko i biegać po nim regularnie przez najbliższe trzy miesiące. W tej sytuacji temat pozyskania Butki upadł.
Korona Kielce sięga po Petteriego Forsella.
Po spadku do I ligi 29 latek został wypożyczony do HJK Helsinki na pół roku. Furory w ojczyźnie nie zrobił, bo klub ze stolicy nie zdecydował się na przedłużenie z nim umowy. A wyciągnąć go z Legnicy nie było trudno, ponieważ zarówno szefowie Miedzi, jak i sztab szkoleniowy pierwszoligowca nie wiązali z piłkarzem planów.
fot. FotoPyK