Debiutanci do oceny. Kto błysnął, a kto do zbadania szrotomierzem?

redakcja

Autor:redakcja

10 lutego 2020, 14:47 • 7 min czytania

Wiadomo, oceniać piłkarza po jednym meczu to jak książkę po okładce. Wszyscy ci, którzy nie pokazali nic, jeszcze mogą pokazać wiele, a wszyscy ci, którzy dali się zapamiętać, jeszcze mogą utonąć w szarzyźnie. Niemniej trudno powiedzieć, by ten weekend w wykonaniu nowych nas olśnił, byśmy dziś sądzili, że liga dostała potężny zastrzyk jakości.

Debiutanci do oceny. Kto błysnął, a kto do zbadania szrotomierzem?
Reklama

Kto jednak pokazał się z obiecującej strony? A kto powinien marzyć, by o tym meczu w jego wykonaniu zapomniano? UWAGA: fani Bojana Cecaricia, Heberta czy Jacka Kiełba, musimy was rozczarować, piszemy tylko o zupełnie nowych twarzach Ekstraklasy.

WYSTĘP PIERWSZA KLASA

Reklama

Paweł Cibicki (Pogoń)

Mamy na pewno dwóch zawodników, którzy byli bohaterami swoich meczów i swoich drużyn. Paweł Cibicki może od razu nie odmienił gry Pogoni po wejściu w przerwie, może kilka razy Stefańczyk go poturbował, ale w kluczowym momencie to on dał sygnał do ataku. Po jego zagraniu Stefańczyk zagrał ręką w polu karnym – symboliczny rewanż –  z czego padł kontaktowy gol z wapna. To też Cibicki świetnie uderzył z woleja na 3:2. Wielu piłkarzy ESA musiałoby trzy razy poprawić piłkę po takim zagraniu Spiridonovicia, a tutaj zagranie błyskawiczne. Cibicki z każdą minutą czuł się pewniej, był nieustannie pod prądem – sytuację, w której spalił akcję o dwa metry, bo wybiegł za wcześnie przy wykonaniu rzutu wolnego, zrzucamy właśnie na karb determinacji.

Gieorgij Żukow (Wisła Kraków)

W Wiśle z kolei Żukow od razu podniósł jakość gry w środku pola. Co ważne, pokazał że tak umie odebrać, jak i rozegrać – sporo w polskiej lidze piłkarzy, którzy potrafią tylko jedno albo drugie, ktoś kto potrafi połączyć te role jest na wagę złota. Kazach ma odpowiednią do ESA waleczność, potrafi wykonać… jednoosobowy pressing, w dodatku skutecznie. Trochę w tym elemencie przypomina nam Pola Lloncha.

BYŁO DOBRZE

Conrado (Lechia)

Niczyja koszulka w meczu Śląska z Lechią nie była tak upieprzona jak Conrado. Brazylijczyk na pewno nie jest jeszcze jednym niebieskim ptakiem z Brazylii, któremu wydaje się, że można techniką wszystko nadrobić – to jest Ekstraklasa, tu trzeba walczyć, szybko się o tym przekonał, bo już w pierwszej minucie nadepnięto mu na rękę. Z przodu dawał radę, czego symbolem (prawie)asysta, ale i w tyłach nie odpuszczał, czasem grając z poświęceniem. Mieliśmy jedynie wrażenie, że gdzieś tak po godzinie w normalnych okolicznościach mógłby się już udać na zasłużony odpoczynek. Ale że okoliczności na ławce Lechii nie były normalne, musiał wytrwać do końca.

Dawid Kocyła (Wisła Płock)

Młodziutki Kocyła zagrał bez żadnych kompleksów. Aktywny, pod grą, bez cienia obawy. Może to nie były nie wiadomo jakie rajdy, ale choćby po jego akcji kartkę dostał tak doświadczony pomocnik jak Damian Dąbrowski. Więcej niż obiecujący występ.

Filip Raicević (Śląsk)

Exposito jak zwykle denerwował złymi decyzjami, z Lechią dał ich popis. Wszedł więc Raicević, który generalnie w Serie B nie strzelał bramek, a ostatnio głównie z tych rozgrywek spadał. Ale jednak w porównaniu do Exposito dał o klasę więcej – zaraz po zmianie groźne uderzenie głową z trudnej pozycji, gdzie był naciskany przez obrońców. Potem miał swój udział przy bramce. Może rozwiązać problemy Śląska na dziewiątce, wydaje się, że do Ekstraklasy z jej fizycznym zacięciem pasuje jak ulał.

Alon Turgeman (Wisła Kraków)

Turgeman mógł strzelić więcej, trochę okazji zmarnował, na pewno następcą Ruuda van Nistelrooya nie będzie. Ale bramkę strzelił? Strzelił. Pamiętając o tym jakie ma opcje Wisła w ataku, to wzmocnienie od zaraz.

DŻEMIK

Carlos Moros Gracia (ŁKS)
Tadej Vidmajer (ŁKS)
Przemysław Sajdak (ŁKS)
Samu Corral (ŁKS)

ŁKS-iacy mieli na pewno wyzwanie, bo nie jest łatwo debiutować na Łazienkowskiej. Najlepiej z grona wypadł Gracia, który długo wraz z Dąbrowskim stanowił o w miarę szczelnej defensywie Legii. Niezły w rozegraniu, zdyscyplinowany taktycznie, co najważniejsze: spokojny. Niemniej i jemu finalnie udzieliła się panika, w jaką wpadł na finiszu ŁKS. Kto wie, może zabrakło już po prostu sił, bo taki Vidmajer w pierwszej połowie potrafi przeczytać Luquinhasa czy przytomnie włączyć się z przodu, imponował walecznością, ale w drugiej zgasł. Corral trochę za wolno podejmował decyzje, jest w trakcie przestawiania się z piłki hiszpańskiej na łokciowo-barkową, ale mogą być z niego ludzie. Sajdak z występem dyskretnym, miał więcej roboty w obronie – generalnie przy ŁKS-iakach mamy najwięcej wyrozumiałości, wiadomo, że grali z mistrzem jesieni, nie z Legią będą bić się o utrzymanie.

Ivan Fiolić (Cracovia)
Thiago (Cracovia)

Dwóch zmienników, którzy szczególnie obrazu gry nie zmienili. Fiolić wyróżnił się tym, że reklamował karnego, choć prawda, że poza tym piłka mu nie przeszkadza. Podobnie Thiago – przebłyski były, może jakby dostał więcej czasu, zdążyłby zrobić coś konkretnego. Jeden i drugi ze wskazaniem na to, że kompletnie nie zdziwi nas, jeśli jeszcze pokażą się z dużo lepszej strony.

Daniel Mikołajewski (Raków)
Fran Tudor (Raków)

Z dwójki debiutantów w Rakowie bardziej podobał nam się Fran Tudor. Ale to tylko do czasu. Konkretnie do momentu, gdy Kamil Jóźwiak włączył tryb Super Sayiana i zaczął kręcić wszystkimi dookoła. Nowy gracz Rakowa miał z nim duże problemy – zresztą jak każdy piłkarz gości, który zbliżył się do wychowanka Kolejorza. Ale widać po tym gościu, że nieprzypadkowo na listach skautingowych miał go chociażby Śląsk czy właśnie Lech. Lepiej radził sobie w ofensywie, bo posłał trzy-cztery naprawdę groźne wrzutki (po jednej był smród pod bramką Lecha, gdy Musiolik przestawił stoperów gospodarzy), ma czutkę do pójścia na obieg, depnąć też potrafi. Natomiast póki co – rączki na kołderkę, jako wahadłowy też powinien jeszcze bronić.

Co do Mikołajewskiego, to zaprezentował się chyba najsłabiej z trójki stoperów ekipy Papszuna. W powietrzu był bardzo pewny, ale za często się podpalał – szedł na raz, miał problemy w tłoku, Marchwiński ośmieszył go założeniem siatki. Wymowne są jego statystki, bo podjął aż siedem prób odbiorów (najwięcej w zespole), ale tylko raz udało mu się faktycznie tę piłkę odzyskać.

Kristers Tobers (Lechia)

Trochę mamy problem z oceną tego zawodnika – ewidentnie jeden z tych, co do których wczesny wyrok mógłby być mocno krzywdzący. Tak, wiele było jego podań w poprzek, do tyłu, często grał do najbliższego. Ale z drugiej strony, trudno żeby dziewiętnastoletni Łotysz brał się za rozgrywanie – nie ta rola, nie te zadania. Ze swoich zadań w tyłach zazwyczaj wywiązywał się nieźle.

Nemanja Mihajlović (Arka)

Wsławił się podaniostrzałem. Nie ukrywamy, to może się przyjąć. Ale poza tym jakości w ofensywie szczególnie nie podniósł, a to zapowiadano. Pokazał, że ma szybkość, że ma dobre pierwsze przyjęcie, lecz całościowo występ raczej do zapomnienia.

WYSTĘP DO BADANIA SZROTOMIERZEM

Dejan Iliew (Jagiellonia)

Niezły początek, a potem zawalony gol i kibicom Jagi tylko pozostaje wspominać z rozrzewnieniem, że latem była szansa na Stipicę.

Erik Jirka (Górnik)

Jirka ma papiery na to, by pokazać coś więcej, szans na pewno dostanie jeszcze wiele. Ale na razie wymowne, że został zapamiętany głownie z tej akcji. Panie Eriku…

Matyas Tajti (Zagłębie)
Kacper Chodyna (Zagłębie)

Tajti okazał się mistrzem dryblingu w poprzek boiska, w dodatku w okolicach linii środkowej. Chodyna próbował, chciał, ale same chęci to za mało, by zasypać wyrwę między dołem tabeli III ligi a grą na dobrze przygotowanego mistrza Polski. Zagłębie takim zestawieniem praktycznie wyłączyło sobie prawą stronę.

Florian Loshaj (Cracovia)

Chyba największy przegrany wśród debiutantów. Miał być takim kozakiem, wskoczył od razu do pierwszego składu drugiej drużyny ligi, a zagrał tak, że Probierz już w pierwszej połowie był na niego wściekły. Wyglądał raczej jakby nigdy nie odbył treningu z Cracovią, ciało obce w zespole. Zapadło nam w pamięć jego kilkudziesięciometrowe podanie do nikogo. Kierunek – ławka rezerwowych po tym falstarcie, niech inni nowi się wykażą.

Santi Samanes (Arka)

W zasadzie grał za krótko, żeby go szczególnie oceniać, ale to był komicznie zły występ. Pamiętamy szczególnie okazję, gdy Samanes był z piłką na trzydziestym metrze, miał opcje do rozegrania, mógł nawet uderzyć, a podał leciutko prosto pod nogi rywala. Przypadkowy zawodnik, prawie jakby wygrał występ w fundacji „Mam marzenie”.

Grali za krótko: Dawid Lisowski (Korona), Filip Szymczak (Lech), Juliusz Letniowski (Lech), Paweł Żuk (Lechia), Aleksander Stawiarz (Jagiellonia)

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
0
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama